Wiadomo, że deja vu to zjawisko, które polega na „odczuciu, że przeżywana obecnie sytuacja wydarzyła się już kiedyś, w jakiejś nieokreślonej przeszłości, połączone z pewnością, że to niemożliwe” (Wikipedia; link).
Na stronie Wikipedii podane są cechy deja vu:
występuje nagle,
trwa jedynie kilka sekund,
osoba doświadczająca jest krytyczna wobec swojego odczucia (tzn. wie, że to, czego doświadcza, jest w praktyce niemożliwe),
osoba doświadczająca nie jest w stanie podać, kiedy miało miejsce to „wcześniejsze” wydarzenie (które jakoby teraz się powtarza),
wrażenie dotyczy nie widoku pewnego pojedynczego przedmiotu, budynku czy człowieka, ale całej sytuacji. Osoba ma wrażenie, że powtarza się pewna chwila z jej życia,
czasami pojawia się przekonanie o możliwości przewidzenia co się za chwilę wydarzy (prekognicja)
zjawisku temu towarzyszy aura niesamowitości, tajemniczości.
Pamiętam świetny film „Deja vu” z Denzelem Washingtonem w roli głównej, który sugerował, że istnieje technologia mogąca umożliwiać podróże w czasie i zmienianie przeszłości. W tym obrazie dokonuje tego główny bohater, który zapobiega katastrofie, jaka się wydarzyła (a dzięki niemu została uniknięta).
We Wszechświecie istnieje Kronika Akaszy, w której zapisane są wszystkie zdarzenia i myśli wszystkich żywych stworzeń. Są tam także tworzone możliwe „scenariusze”, które mają się wydarzyć w przyszłości. Ludzie mają możliwość łączności z Kroniką Akaszy i z tymi wydarzeniami jednak nie są oni ich w pełni świadomi i gdy wydarzy się jakieś zdarzenie, które wcześniej od tego zdarzenia dana osoba przeżywała mając podświadomą łączność z Kroniką Akaszy, przypomina sobie to zdarzenie i wtedy właśnie doświadcza deja vu.
Zdarzenie to zostało zapisane jako scenariusz przyszłości w Kronice Akaszy, a gdy nadeszła ta przyszłość, ta osoba przypomniała je sobie, jakby się już zdarzyło, ale nie zdarzyło się, tylko było zapisane w Pamięci Wszechświata (Kronice Akaszy).
Muszę też napisać, że niezmienne przeznaczenie W OGÓLE NIE ISTNIEJE. W teraźniejszości (teraz) tworzymy swoją przyszłość. To największa moc. Każdy w chwili obecnej tworzy swoje przeznaczenie. Każdy jest Panem Swojego Losu. Może wybierać drogę duszy albo drogę fałszywego ego. Droga duszy przybliża go do Nieśmiertelności, a droga ego do śmierci i kolejnego życia (następnego wcielenia), gdyż po śmierci dusza ZAWSZE wciela się w kolejne ciało.
W książce Andrzeja Maleszki „Inwazja” skorpion Korto w odpowiedzi, że „nie można zmienić przyszłości” mówił mniej więcej tak: „Nieprawda, nieprawda. Można zmienić przyszłość. Bo przyszłość ma wiele wersji. Wy zobaczyliście tę najbardziej prawdopodobną. Jeżeli nic nie zrobicie, ogromni zniszczą wasz świat” oraz „Człowiek zawsze może zmienić przyszłość świata”.
Moim zdaniem ludzie dzielą się na dwie grupy – oświeconych i nieoświeconych. Ci pierwsi znają Prawdę Istnienia i Prawdziwy Sens Życia, a drudzy w ogóle nie.
Jednak TAK NAPRAWDĘ to wszystko, co żyje we Wszechświecie zna Prawdę – podświadomie na jawie. Świadomie może być zupełnie inaczej, ale TAK NAPRAWDĘ znają Prawdę i Sens Istnienia.
Pewnie osoby oświecone mają świadomość ekologiczną – wiedzą, że JEŚLI umrą lub zginą, to narodzą się w świecie, w którym już żyli i na którego mieli jakiś wpływ.
Jeśli chodzi o kolory turystów , to dwa skrajne to jaskrawozielony i czarny. Ten pierwszy postuluje powrót do Natury oraz jest bardzo oszczędny w użytkowaniu zasobów.
Drugi prezentuje brak wiedzy i świadomości ekologicznej, a także nieoszczędne użytkowanie wody i zasobów.
Chciałbym, żeby jak najwięcej osób była świadoma duchowo i ekologicznie. To bardzo ważne dla przyszłości planety.
Każdy może bardzo oszczędzać wodę i zasoby oraz żyć jak najbardziej ekologicznie – np. segregować odpady.
W ogóle nie strzelaj z Sylwestra – to najbardziej stresująca noc w roku dla zwierząt. Wybuchy petard mogą doprowadzić je do ataków paniki, ucieczek z domu a nawet śmierci.
Polecam link, który tu podaję – https://lepiej.tauron.pl/styl-zycia/jak-oszczedzac-wode-12-sposobow/ Są to sposoby na oszczędzanie wody w związku z ochroną środowiska (dla mnie przede wszystkim liczy się ekologia), ale też ze względów ekonomicznych. 40% wody przypadającej na całe gospodarstwo domowe zużywamy w łazience, 10% w kuchni, a pozostałe 50% przeznaczamy na pranie, sprzątanie ogrodu, itd.
Zachęcam do oszczędzania wody (ze względów ekologicznych).
Ćwiczenia opisane poniżej to jeden z alternatywnych sposobów leczenia chorób oraz przede wszystkim zapobiegania im. Stanowią one rodzaj naturalnej hormonoterapii – pobudzają gruczoły płciowe do wydzielania hormonów płciowych o właściwościach odmładzających.
Sprawdziłem skuteczność ćwiczeń na sobie. Zapewniam, że po ich wykonywaniu czowiek czuje się znacznie lepiej, młodziej i zdrowiej.
UZDRAWIAJĄCE I ODMŁADZAJĄCE ĆWICZENIA CHIŃSKICH CESARZY – „PERŁA ORIENTU”
Niezwykła przemiana
Wielu ludzi docenia rolę, jaką pełni w życiu ruch. Jednak mało kto wie, co znaczy prawidłowo ukierunkowana aktywność pozwalająca osiągnąć optymalną wydolność organizmu bez szkody dla niego. Tajemnicę tę odkryto w dalekich Chinach.
Niemiecka naturoterapeutka Monnica Hackl jeździła co roku do Singapuru w celu studiowania terapii orientalnych. Na miejcu zaprzyjaźniła się z Chinką imieniem Chan. Była to soba starsza i mocno korpulentna.
Kiedy w roku 1989 ponownie odwiedziła Singapur, nie poznała swojej znajomej. Jej wygląd uległ radykalnej zmianie: zeszczuplała i odmładniała, stając się zupełnie inną osobą. Zapytana o przyczynę tej zadziwiającej przemiany, odpowiedziała z uśmiechem: ćwiczenia „powrót wiosny”, po czym pokazała kilka prostych ruchów. Po przejściu rocznej próby Monnica została wprowadzona w tę metodę w linii przekazu, a następnie jako pierwsza upoważniona do nauczania na Zachodzie. Wkrótce sama przekonała się o słuszności obranej drogi, uzyskując poprawę zdrowia.
Tajemnicze ćwiczenia
W dawnych wiekach na górze Huashan w Chinach istniał klasztor. Mieszkający w nim mnisi słynęli z długowieczności, zachowując jednocześnie sprawność fizyczną i umysłową oraz młodzieńczy wygląd.Usłyszawaszy o tym, ówczesny cesarz kazał wezwać ich do pałacu. Kiedy mnisi stanęli przed władcą, zażądał od nich, aby wyjawili mu swój sekret młodości. Mnisi odpowiedzieli, że praktykując medytację odkryli w ciele obecność kanałów energetycznych, przez które wpływa energia życiowa z nieba i ziemi. Następnie opracowali bardzo proste ruchy pozwalające napełnić nią cały organizm. Metodę tę nazwali Huichungong (czytaj „heiczungun”), co znaczy: ćwiczenia „powrót wiosny”.
Cesarz, nakazał mnichom nauczyć go tej sztuki. Zabronił natomiast przekazywania jej poza rodziną panujących.
Dopiero w XX wieku jeden z ostatnich uczniów mnichów Bian Zhizhong zdecydował się ujawnić światu Huichungong, aby zapobiec zaginięciu tego drogocennego skarbu. Ze względu na surowe reguły klasztorne i nie sprzyjającą sytuację społeczną, przez wiele lat praktykował za zamkniętymi drzwiami. Kiedy w końcu opublikował ćwiczenia w prasie, do redakcji zaczęły napływać pełne uznania listy od rozentuzjazmowanych czytelników, którzy w krótkim czasie wyleczyli się z różnych schorzeń. Ta wiadomość poruszyła świat: odkryto pilnie strzeżoną starożytną tajemnicę zdrowia i młodości. Wybitny amerykański biolog dr M.C. Niu nauczywszy się tych ćwiczeń, sam doświadczył ich nadzwyczajnej skuteczności. Podobną opinię wyrazili inni uczeni oraz lekarze. Obecnie Huichungong cieszy się uznaniem w wielu krajach.
Mechanizm działania
Zdrowie i witalność człowieka zależą od sprawnego krążenia energii życiowej (Qi) w dwudziestu meridianach, czyli kanałach energetycznych. Meridiany przebiegają przez najważniejsze narządy wewnętrzne: serce, osierdzie, płuca, śledzionę, wątrobę, nerki, pęcherzyk żołciowy, żołądek, jelito cienkie, jelito grube, pęcherzyk moczowy oraz potrójny ogrzewacz (pojęcie wystepujące w tarapiach orientalnych). Jeśli wskutek różnych czynników przepływ energii zostaje zakłócony, powstają choroby, a także rozpoczyna się proces starzenia. Odpowiednie ruchy mogą pobudzać meridiany i usuwać istniejące zakłócenia. Dzięki temu następuje uaktywnienie mechanizmów samoleczenia i organizm regeneruje się.
Szczególnym osiągnięciem mnichów z klasztoru Huashan jest odkrycie doniosłego znaczenia ośrodka energetycznego zwanego Xiadan, który znajduje się w podbrzuszu i obejmuje narządy płciowe. W czasie wykonywania ćwiczeń energia gromadzi się w tym ośrodku pobudzając gruczoły płciowe do wydzielania substancji chemicznych – hormonów. One z kolei regulują czynność pozostałych gruczołów dokrewnych: trzustki, nadnerczy, grasicy, tarczycy i przytarczycy, przysadki oraz szyszynki. Uwalniane przez nie hormony wywierają dobroczynny wpływ na różne procesy życiowe organizmu.
W dzisiejszych czasach często występują zaburzenia czynności gruczołów dokrewnych. Dzięki Huichungongowi organizm sam wydziela hormony w odpowiedniej ilości, w bezpieczny, naturalny sposób, w przeciwieństwie do przyjmownia ich w postaci leków syntetycznych wywołujących niekorzystne skutki.
Zastosowanie metody
Mnisi z klasztoru Huashan opracowując na podstawie wielowiekowych doświadczeń ćwiczenia „powrót wiosny” dążyli do uzyskania największej skuteczności przy najmniejszej ilości ruchów. Na tym właśnie polega genialność metody. Ćwiczenia są tak proste, że można nauczyć się ich w pół dnia! Nie wymagają dużego wysiłku, nadają się zarówno dla osób młodych, jak i starszych. Wykonywane są na stojąco. Zależnie od potrzeby zajmują od trzech do dwudziestu minut dziennie. Pozytywne wyniki pojawiają się już po pierwszym razie!
Hiuchungong wywiera działanie zdrowotne i odmładzające na cały organizm. Pozwala utrzymać dobrą kondycję, dodaje sił, koryguje nieprawidłową postawę ciała, kształtuje sylwetkę. Usuwa toksyny z organizmu, pobudza mechanizmy obronne, poprawia skład i krążenie krwi. Dzięki wszechstronnemu działaniu Huichungongiem można leczyć choroby bez względu na ich rodzaj.
Huichungong leczy między innymi następujące schorzenia: chorobę wieńcową, miażdżycę naczyń mózgu, nadciśnienie i niedociśnienie tętnicze, przeziębienie, choroby płuc, zapalenie tchawicy i oskrzeli, astmę, alergię, wymioty, zaparcia i inne dolegliwości ze strony nerek, choroby tarczycy, otyłość, zaburzenia metaboliczne, chorobę zwyrodnieniową kręgosłupa i stawu biodrowego, dyskopatię, garb, zapalenie stawu, mięśniobóle, bóle nóg, choroby barku, udar mózgu, padaczkę, bóle głowy, nerwobóle newru trójdzielnego, drżenia, zaburzenia schizofreniczne, nerwowość, nerwicę, nerwicę neurasteniczną i histeryczną, bezsenność, amnezję, zaćmę, jaskrę, krótkowzroczność, astygmatyzm, zapalenie siatkówki, ślepotę zmierzchową, zanik nerwu wzrokowego, bóle zębów, owrzodzenie błony śluzowej samy ustnej, cuchnący oddech, zapalenie ucha, szumy uszne, pogorszenie słuchu, zawroty głowy, niewyraźną mowę, mięsiączkowanie bolesne, zapalenie pochwy, przewlekłe zapalenie przydatków, dolegliwości w okresie przekwitania, impotencję, zapalenie naczyń chłonnych; trądzik, nadmierną potliwość dłoni, inne choroby skóry; defekt cery, plamy starcze, zmarszczki, łysienie i obwisłość piersi u kobiet.
Dawniej ćwiczenia „powrót wiosny” były zatrzeżone dla cesarzy i ich rodzin. Dzisiaj każdy może w zaciszu domowym korzystać z dobrodziejstwa tej niezwykłej metody, aby poprawić jakość swojego życia. (M. Hackl, Hui Chun Gong: Die Verjungungsubungen der chinesischen Kaiser, Heinrich Hugendubel Verlag, Monachium, 1999; B. Zhizhong, Daoist Health Preservation Exercises, China Today Press, Pekin, 1996).
WYBRANE ĆWICZENIA SYSTEMU „POWRÓT WIOSNY”
Ogólne zasady ćwiczeń
Włożyć luźny i wygodny strój. Nie wkładać obuwia na grubych podeszwach.
Wybrać miejsce bez przeciągów i bezwietrzne.
Ćwiczyć wolno i bez wysiłku.
Oddychać nosem w naturalny sposób. Obserwować swój oddech i skoordynować z nim ruchy. Unikać kierowania oddechem.
Uwagę lekko koncentrować na podbrzuszu.
Po zakończeniu ćwiczeń chodzić przez pięć, dziesięć minut.
Przez piętnaście minut po zakończeniu ćwiczeń nie należy jeść ani pić. Przez godzinę nie wolno spożywać zimnych pokarmów i napojów, także alkoholowych, ani się kąpać. Ćwiczenia można wykonywać godzinę po posiłku lub piętnaście minut po wypiciu napoju. [jeśli ćwiczy się z książki „Tajemne ćwiczenia odmładzające” Monnici Hackl (opisuje podstawy „Huichungong”) to występuje TYLKO zasada, że można jeść większy posiłek kwadrans po zakończeniu ćwiczeń, a po głównym posiłku trzeba odczekać godzinę zanim zacznie się ćwiczyć; tytułowa strona tej książki jest na samej górze tego artykułu – mój komentarz]
Poniżej przedstawiono dwa spośród ćwiczeń „powrót wiosny”.
[trzeba ćwiczyć około 2 lata podstawy ćwiczeń (z książki „Tajemne ćwiczenia odmładzające”), aby można było przejść do ćwiczeń z książki „Ćwiczenia cesarzy chińskich” – obrazek poniżej – mój komentarz]
„Pompowanie Yinu”
Przygotowanie: Stajemy prosto ze złączonymi nogami tak, aby kostki lekko się dotykały. Rozluźnione ręce spoczywają wzdłuż ciała. Wzrok kierujmy przed siebie. Uśmiechamy się do siebie w poczuciu własnej młodości i świeżości.
Ćwiczenie: Bierzemy się pod boki, tak aby kciuk znajdował się na plecach. Powinniśmy lekko odczuwać ucisk dłoni, nie powinien nas jednak w żaden sposób krępować. Teraz rozluźniamy się i ugnijmy nieco kolana. Kiedy poczujemy ciężar ciała na całej podeszwie, poddźwigujemy się w górę. Wykonując ten ruch, odpychamy się od podłoża i unosimy pięty ściągając jednocześnie nieco pośladki. W ten sposób powstaje ruch pompujący.
Powtarzamy ćwiczenie osiem razy.
Uwagi: Wykonując to proste ćwiczenie trzeba dokładnie wsłuchać się w siebie i wyczuć pompujący ruch w czasie wypychania ciała w górę. Unosząc pięty, stajemy na poduszce stopy, a nie na palcach. Tylko w ten sposób masujemy punkt Yongquan usytuowany w środku stopy. Aby wytworzyć więcej energii, ćwicząc mocno przyciśnijmy nogi do siebie.
Działanie: Podczas ćwiczenia przyjmujemy poprzez znajdujący się na końcu poduszki stopy punkt Yongquan energię ziemi i pompujemy ją przez uda do nerek. Yongquan oznacza „tryskające źródło”. Kiedy to źródło zatyka się lub wysycha, energia nie może płynąć do ciała. Taka osoba może cierpieć z powodu zimnych stóp, bólów pleców, suchej skóry i dolegliwości ze strony nerek. Pompujący ruch oczyszcza i otwiera „źródło”. Wpływająca energia rozchodzi się za pomocą meridianu nerek po całym ciele. Chińczycy uważają, że otwarcie tego punktu reguluje również podwyższone ciśnienie krwi.
Obie ręce są wsparte na bokach i masują przede wszystkim punkty meridianów wątroby i pęcherzyka żółciowego. Czubki palców leżą na punktach kanału śledziona-trzustka. Jest to kanał, który przechodzi przez ten obszar i zaopatruje go w energię: tak zwane naczynie opasujące, obejmujące ciało w pasie. Można je pobudzić, uciskając lekko dłońmi. Naczynie to jest dodatkowym kanałem zaopatrzenia, który jak pas obejmuje nasze ciało i posiada odgałęzienia do innych, stykających się lub krzyżujących z nim kanałów.
Są to meridiany żołądka, śledziony, nerki, pęcherzyka żółciowego, wątroby i oba meridiany nadrzędne, przebiegające pionowo przez środek ciała. Uciskając lekko dłonią to właśnie miejsce, oddziałujemy więc na bardzo wiele obszarów naszego ciała, a przede wszystkim na układ trawienny.
Ściągnięcie pośladków podczas pompującego ruchu w górę wzmacnia mięśnie tego obszaru (uda, pośladki).
„Pobudzenie serca”
Przygotowanie: Stajemy prosto ze złączonymi nogami, tak aby kostki lekko się dotykały. Rozluźniamy i opuszczamy ramiona wzdłuż ciała, wzrok kierujmy przed siebie. Uśmiechamy się do siebie w poczuciu własnej młodości i świeżości.
Ćwiczenie: Podnosimy powoli dłonie i składamy je na wysokości piersi palcami skierowanymi w górę. Przedramiona powinny tworzyć linię poziomą – należy więc zwrócić uwagę na to, aby nie trzymać dłoni zbyt wysoko.
Uginamy nieco kolana i łagodnie, lecz wyraźnie przesuwamy złożone ręce w lewo aż do osiągnięcia granicznego punktu tego ruchu. Biodra i kolana przenosimy w drugą stronę, a więc w prawo. Spojrzenie przez cały czas kierujemy przed siebie. Następnie wykonajmy teraz ten ruch w prawo.
Uwagi: Unikajmy wszelkiego pośpiechu i gwałtownych ruchów. To proste ćwiczenie wykonujemy powoli i płynnie. Nie szarpiemy ramionami w lewo lub w prawo, lecz przesuwamy złożone ręce wyraźnie w jedną lub drugą stronę, tak daleko jak to tylko możliwe.
Przed rozpoczęciem ruchu powrotnego pozostańmy na chwilę maksymalnie wychyleni w bok. Również biodro należy powoli i wyraźnie przesunąć tak daleko w bok, jak to tylko możliwe.
Działanie: Już nazwa tego ćwiczenia mówi, że prowadzi ono do silnego pobudzenia serca i krążenia krwi. Ruch złożonych rąk na boki rozluźnia i masuje obszar piątego kręgu piersiowego. Kręg ten ma kluczowe znaczenie w czynnościowych zaburzeniach pracy serca, ponieważ jest on często zablokowany i przesunięty. Przesunięcie lub blokada kręgu powoduje ucisk miejsc wyjścia nerwów i w ten sposób cierpi także splot sercowy. W ten sposób dochodzi do niedoborów, które mogą prowadzić do ucisku lub kołatania, bądź też kłucia w okolicy serca. U pacjentów z tego typu dolegliwościami często nie można stwierdzić żadnej przyczyny organicznej. Ludzie, którzy mają blokadę piątego kręgu, zwykle odczuwają dolegliwości związane z pogodą. W czasie wiatru halnego lub przy zmianach pogody może dochodzić do zaburzeń układu krążenia, mogą też występować stany przypominające zawał. Zabiegi kręgarskie w tym rejonie są często niemożliwe, np. wtedy gdy kręg jest przesunięty do przodu. Tak dzieje się zawsze, gdy zablokowany staw pełni w ciele określoną funkcję nośną – manualna terapia nie wystarcza zazwyczaj na długo.
Ćwiczenie to stopniowo rozluźnia blokadę wokół piątego kręgu i rozkurcza mięśnie tego rejonu. W trakcie wykonywania ćwiczenia lub po jego zakończeniu ćwiczącemu robi się ciepło. Ciepło to wychodzi z pleców i rozprzestrzenia się poprzez klatkę piersiową w stronę twarzy. Jest to znak, że zatrzymana na zablokowanym kręgu energia uwolniła się i teraz ponownie krąży w organizmie.
Ruchy boczne bioder ćwiczą mięśnie nóg i miednicy i pomagają zapobiegać i leczyć dolegliwości w tym rejonie ciała.
Kontakt z autorem:
Miłosz Woźniak, ul. Bol. Krzywoustego 6 m. 6, 70-244 Szczecin; tel. (091) 4346155 (osoby chcące uzyskać informacje drogą listowną, do swojego listu winny dołączyć kopertę z podanym adresem zwrotnym i naklejonym znaczkiem)
Warto kupić książkę, której obrazek jest na górze tego artykułu. Ja wykonywałem 3 ćwiczenia z tej książki (z 11 dodatkowych ćwiczeń). Są to: podążanie za policzkami, uderzenie w smoczy pysk oraz pocieranie głowy smoka. Dwa pierwsze z nich wykonywałem od niedzieli 20 marca 2016 (początek astronomicznej wiosny), a po około dwóch, trzech dniach wykonywałem jeszcze to trzecie ćwiczenie (pocieranie głowy smoka).
Od 23.04.2016 do 9.06.2016 zacząłem wykonywać jeszcze dodatkowo 2 ćwiczenia: pompowanie yin i pobudzenie serca. Pierwsze z nich pomaga w leczeniu: zimnych stóp, bólów pleców, suchej skóry, dolegliwości nerek oraz reguluje ciśnienie krwi i układ trawienny, a także ujędrnia mięśnie ud oraz pośladków.
Drugie z kolei, jak wskazuje już sama nazwa tego ćwiczenia, stanowi ogromne ożywienie dla krążenia krwi w sercu. Ruchy złożonych dłoni w bok rozluźniają i masują obszar piątego kręgu piersiowego. Punktowi temu przypada kluczowa pozycja jeśli chodzi o zwalczanie funkcjonalnych problemów czynności serca. Często jest on zablokowany albo przesunięty. Wskutek przesunięcia lub blokady kręgu okolice wyjścia nerwów ulegają sprężeniu, uszczerbku doznaje również splot nerwów sercowych. Powstaje w tym miejscu niedobór zaopatrzenia w energię, który może doprowadzić do powstania dławicy piersiowej, kłucia i nerwicy serca.
Kiedy wykonujemy to ćwiczenie, stopniowo rozluźnia się blokada piątego kręgu piersiowego oraz mięśnie tego obszaru. Ćwiczący odczuwa jego działanie poprzez ocieplenie się ciała w trakcie lub po ćwiczeniu. Ciepło to wychodzi z pleców i rozprzestrzenia się poprzez klatkę piersiową aż do twarzy. Jest to znak, że energia nagromadzona w zablokowanym kręgu uwolniła się i napływa do naszego ciała.
W czwartek 9.06.2016 wykonałem jeden raz ćwiczenie wzmacnianie nerki i od 10.06.2016 zakończyłem okres ćwiczeń, czuję, że coś mi on dał – np. chyba w jakimś stopniu wyleczyłem się z suchej skóry na dłoniach – myślę, że dzięki ćwiczeniu „pompowanie yin”.
Ćwiczenie wzmacnianie nerki, mimo że wydaje się proste, stanowi genialną kompozycję układu meridianów łączącą płuca, osierdzie i główny regulator tylny. Ten ostatni jest kanałem energetycznym biegnącym na plecach wzdłuż środka ciała od krocza do ciemienia. Dlatego ćwiczenie to przypomina podobny układ istniejący w chińskiej akupunkturze. Każdorazowa stymulacja tylko dwóch punktów, z których jeden leży na dłoni, a drugi na stopie, aktywuje grupę Meridianów Specjalnych.
Dzięki temu poprzez sprzężenie dwóch przeciwstawnych meridianów, jak mówią Chińczycy, można wychwycić wiele powierzchownych i wewnętrznych symptomów chorobowych.
Działanie tej metody leczenia było tak imponujące, że pierwsi francuscy terapeuci stosujący akupunkturę nazwali te kanały „Cudownymi Meridianami”.
I są nimi w rzeczywistości, ponieważ tworzą połączenia ze wszystkimi dwunastoma meridianami głównymi i poprzez tajemnicze kontakty we wnętrzu ludzkiego ciała oddziałują na wszystkie narządy wewnętrzne. Poza tym wpływają na regulację krwi i energii Qi. Także medycyna zachodnia już dawno przekonała się o tym, jak ważny jest skład krwi dla zdrowia człowieka. Według tradycyjnego chińskiego przekazu, krew jest nośnikiem energii witalnej człowieka (Qi), ponieważ jest ona z krwią połączona i we krwi płynie.
Poniżej o tym, jakie są zalecenia przy niektórych dolegliwościach (wybrałem 9 dolegliwości z 37-miu opisanych we wspomnianej książce), ale ponieważ ćwiczenia Hui Chun Gong wpływają regulacyjnie na wszystkie procesy w ciele człowieka, można je wykonywać przy wszystkich rodzajach zachorowań. Wyjątek to ćwiczenia: Powrót wiosny, Energia Witalna oraz Orzeł ostrzący szpony. Ćwiczenia te nie nadają się dla kobiet w ciąży i mogą doprowadzić do poważnych problemów jeśli mimo to będą wykonywane.
Trądzik, choroby skóry:Jedenaście dodatkowych ćwiczeń, Energia Witalna.
Alergia: Wszystkie ćwiczenia, a szczególnie Energia Witalna.
Artroza, problemy z kośćmi: Powrót wiosny, Energia Witalna, Wzmacnianie nerki. Ćwiczenia te bazują na wzmocnieniu nerek. W medycynie chińskiej nerki odpowiedzialne są za budowę i stan kości. Wszelkie bóle kości i dolegliwości aparatu ruchowego spowodowane są więc słabością nerek. Poprzez wzmacnianie nerek bóle kości i problemy ruchowe znikają same z siebie.
Od 11.11.2017 wykonywałem poza początkowym „ćwiczeniem otwierającym”, ćw. 2-gie – „Powrót wiosny odżywianie nerki oddechem”, 6-te – „Pompowanie Yin”, 8-me – „Ożywianie serca” oraz sześć ćwiczeń dodatkowych – „Trzy feniksy”, „Stworzenie nieba”, „Podążanie za ogonem feniksa”, „Podążanie za policzkami”, „Uderzenie w smoczy pysk” i „Pocieranie głowy smoka”. Bardzo polecam!
Chciałem opisać najpierw ćwiczenie otwierające, które przygotuje Cię do wykonania kolejnych ćwiczeń, wyrówna oddech i ukoi układ nerwowy. Głęboki oddech dobrze przewietrzy i oczyści płuca, dzięki czemu zniknie zmęczenie i wyczerpanie. Oprócz tego całe ciało przyjemnie się rozciągnie i przygotuje do przyjęcia energii powietrza i ziemi.
ĆWICZENIE OTWIERAJĄCE
Stań prosto ze złączonymi nogami, tak, aby kostki delikatnie się dotykały. Ręce zwisają luźno w naturalnej postawie po obu stronach ciała. Również dłonie pozostają luzne, palce są lekko wyprostowane, lecz nie całkiem proste ani zaciśnięte.
Wzrok masz skierowany prosto przed siebie. Uśmiechnij się w sobie, w poczuciu pełni młodości i świeżości. Pozwól zbędnym myślom odpłynąć i zachowaj harmonijny nastrój.
Z tej pozycji unieś jednocześnie obie ręce nad głowę w formie bocznego półkola. Powoli wdychaj jednocześnie powietrze i wraz z ruchem rąk ku górze rozciągaj szeroko klatkę piersiową. Wykonując te czynności unoś się na kłębach palców stóp. Wszystko odbywa się bardzo wolno. Kiedy ręce spotkają się nad głową, przyłóż dłonie do siebie i wyciągnij się.
Z wydechem opuszczaj złączone dłonie do wysokości twarzy. Kiedy czubki palców znajdą się na wysokości nosa, zakończ wydech. Zatrzymaj ręce na chwilę w tej pozycji i wydychaj powoli powietrze. Z następującym potem wydechem ręce rozdzielają się i powracają do pozycji wyjściowej, tzn. znowu zwisają luźno po obu stronach ciała.
Przy tym, jak i przy wszystkich innych ćwiczeniach, zwracaj uwagę na to, aby wyciągać ciało tylko podczas rozciągania klatki piersiowej. W pozycji spoczynkowej nie należy prostować okolic podkolanowych, lecz delikatnie je rozluźniać. Plecy pozostają przy tym proste, a pośladki lekko wypięte: pozycja znana z innych wschodnich form ruchu.
Ćwiczenie otwierające prowadzi do osiągnięcia większej równowagi i pomaga przy zmęczeniu oraz wyczerpaniu.
Poniżej opisuję ćwiczenie „Powrót wiosny” Odżywianie nerki oddechem (ćwiczenie to nie nadaje się dla kobiet w ciąży):
Stań prosto, obie stopy rozstawione są równolegle względem siebie na szerokość ramion. Ręce zwisają luźno wzdłuż ciała.
Weź głęboki wdech i przy wydechu rozluźnij i delikatnie ugnij kolana zachowując prosty tułów. Podczas wydechu jeszcze raz świadomie rozluźnij wszystkie mięśnie i wychodząc z okolic podkolanowych zacznij kołysać całym ciałem tam i z powrotem. Stopy stoją mocno na ziemi i amortyzują ruch całego ciała. Ruch kołyszący wychodzi wyłącznie ze stawów kolanowych, ramiona nie mogą uniesione. Nie wykonuj także zamierzonych ruchów rękami. Kiedy Twoje ciało rozluźni się, sam poddasz się temu kołyszącemu ruchowi. Pod żadnym pozorem nie próbuj sterować oddechem – sam dopasuje się do rytmu ćwiczenia. Wykonaj to ćwiczenie 164 razy – kołysanie wychodzi wyłącznie ze stawów kolanowych.
Ćwiczenie to nie nadaj się dla kobiet w ciąży, niezależnie od jej zaawansowania. Także kobiety, które mają silne krwawienie miesiączkowe powinny w tych dniach zrezygnować z tego ćwiczenia. Po większych operacjach, szczególnie w okolicy podbrzusza i podczas połogu ćwiczenie to również jest zabronione.
Przemiana materii skóry: poprawa wyglądu cery, zmniejszenie zmarszczek, zniknięcie pryszczy i suchego naskórka – jest, dzięki ćwiczeniu „Powrót wiosny”, ewidentna.
Jest to jeden filarów „Huichungong”. To najważniejsze ćwiczenie i jednocześnie podstawa wszystkich kolejnych ćwiczeń.
Życzę wszystkim odwiedzającym ten blog Wesołych Świąt Bożego Narodzenia i pomyślności w Nowym Roku oraz tego, abyśmy w 2025 roku spotkali się za jego pośrednictwem w jeszcze większym gronie!
Chciałem bardzo Wam polecić świąteczny blog zamieszczony pod adresem http://swiateczne.blog.onet.pl/
Warto tam zajrzeć, żeby poczuć atmosferę świąt!
Wigilia Bożego Narodzenia to dla mnie zawsze wyjątkowy dzień. Traktuje też o nim bardzo wiele pięknych piosenek. Jedna z moich ulubionych to „Kolęda dwóch serc”, którą śpiewa m.in. Andrzej Piaseczny.
Ze świętami nieodłącznie związany jest Święty Mikołaj. Zaprezentuję teraz fragmenty krótkiego bardzo ciekawego artykułu o Świętym Mikołaju ze strony http://biznes.interia.pl/wiadomosci-dnia/news/swiety-mikolaj-mieszka-w-polsce,693151
„Podobno urodził się on koło 270 roku w Paterze w Azji Mniejszej (dzisiejsza Turcja). Później miał zostać biskupem Myrry i wsławić się wieloma dobrymi i odważnymi czynami, jak wybawienie z rąk kata trzech niesłusznie skazanych mieszczan, uzyskanie amnestii od cesarza dla trzech niewinnie oskarżonych oficerów, czy też, najgłośniejszy wyczyn biskupa – uciszenie szalejącej burzy morskiej, co uratowało życie kilku marynarzom. Mikołaj miał być człowiekiem sprawiedliwym, łagodnym i dobrotliwym, chociaż – jak chcą niektórzy hagiografowie – również nieco porywczym. Mówi się, że podczas soboru nicejskiego, w którym miał brać udział, zdzielił pięścią heretyka Ariusza.
Ile w tym prawdy? Kościół katolicki podobno z pewną rezerwą traktuje opowieści o świętym od prezentów. Podczas reformy kalendarza w 1969 r. Mikołaj o mało nie podzielił losu św. Jerzego, który został wykreślony ze spisu świętych ze względu na brak przekonywujących dowodów jego istnienia!
Święty Mikołaj nadal jest oficjalnym świętym – uspokaja proboszcz parafii Św. Mikołaja w Golenicach koło Olkusza. Mało tego – nadal chodzi i rozdaje prezenty. Ale to nie jest ten śmieszny krasnal, przekonuje ksiądz proboszcz, w czerwonym kubraczku, lecz prawdziwy, staropolski w mitrze i z pastorałem. I z aniołami, a nie jakimiś tam śnieżynkami.
Czyli jednak prawdziwy święty Mikołaj pochodzi z Polski!
Na tropie polskiego Mikołaja
Kult Mikołaja „złotego we wszystkich potrzebach patrona” trafił do Polski dość późno, ale gdy już u nas zagościł szybko znalazł zwolenników, którzy w dniu jego urodzin obdarowywali się prezentami „na ową pamiątkę szczodrobliwości świętego Mikołaja, że w nocy ubogiemu szlachcicowi na posag trzech córek złoto oknem wrzucił” – pisał ks. Mikołaj Frączkiewicz w wydanych w 1746 r. w Krakowie „Delicyjach dziecinnych”.
Sprawa z tym złotem jest jednak nie do końca jasna. Że kruszec przez okno wrzucił – co do tego zgodni są wszyscy. Ale czy rzeczywiście po to, żeby posag chętnym do małżeństwa, a ubogim sąsiadkom zafundować? Są tacy, którzy twierdzą, że biskup wrzucił trzy grudki złota przez okno, bo dowiedział się, że pozbawiony środków do życia sąsiad chce sprzedać swoje córki do zamtuza. Stąd Św. Mikołaj jest patronem nie tylko dzieci, żaków, żeglarzy, więźniów, piekarzy i kupców, ale również panien zagrożonych upadkiem moralnym.
W XIX w. zwyczaj dawania prezentów 6 grudnia przyjął się w Polsce na dobre. „W dzień tego świętego wieczór, kościelny posługacz, zakrystian lub inny ubierał się w infułę ze złotego papieru w takiż ornat lub kapę, przyprawiał sobie brodę ze lnu i obchodził domy, w których były dzieci – pisał we „Wspomnieniach” Ambroży Grabowski. – W towarzystwie jego bywał anioł, który za nim dary w koszyku nosił, a nawet był i stary dziad w łachmanach, a zbrojny był w wielki bat z powrozu na kiju, którym niekiedy obłożył piastunki i służące, jeśli na takowe skarga zaszła do św. Mikołaja”. Czasem wesoły orszak rozochocony domowym poczęstunkiem gubił miarę w swawoli i zabawie i krotochwilne towarzystwo spędzało resztę nocy w kozie, aresztowane przez patrol austriackiej policji.
– Mikołaj powinien być postawny. Brzuch jest miej istotny. Po prostu można go sobie uszyć. – mówi Grzesiek, wzrost około 190, na co dzień student Akademii Rolniczej w Krakowie. Dobrze musi też trzymać się broda. – Dzieci, które już nie do końca wierzą w św. Mikołaja, próbują go zdemaskować. Na szczęście można już dostać kleje, których używają aktorzy. Broda trzyma na nich tak dobrze, że po powrocie do domu ciężko ją odkleić.
Grzesiek, którego znaleźliśmy poprzez ogłoszenie prasowe, od razu przyznaje, że do końca prawdziwym Mikołajem nie jest. W rolę świętego od podarków wciela się tylko w grudniu, poza sezonem również rozdaje prezenty, ale jako Kubuś Puchatek. Podobno ostatnio modne stało się zapraszanie „maskotek” na imieniny, urodziny, „osiemnastki”, a nawet „trzydziestki”. Grzesiek opowiada, że na imprezach dla dorosłych stara się wręczyć prezent zanim goście otworzą szampana. Później nachodzi ich zwykle ochota na ściąganie skóry z Kubusia Puchatka.
– Dzieci natomiast najczęściej pytają, gdzie mieszkam i skąd wiem, jakie prezenty chcą dostać. Odpowiadam, że pochodzę z Joulupukin w Laponii. Tam jest mój dom i poczta, którą prowadzą elfy i to one odbierają listy z prośbami od dzieci.
Święty z Niedzicy
Ustalenie adresu świętego wcale nie jest takie proste. W Joulupukin działa wprawdzie Paapostikonttori, czyli Główna Poczta Świętego Mikołaja, ale Oficjalna Poczta Mikołaja istnieje również na Grenlandii! I Finowie i Duńczycy zarzekają się, że to właśnie u nich mieszka święty. Jakby tego było mało, własną wioskę św. Mikołaja wybudowali również Japończycy, a kolejne powstają na całym świecie.
Wszystko to jednak nieprawda, bo prawdziwy Święty Mikołaj mieszka w Polsce. W Niedzicy. Dzisiaj obchodzi swoje trzecie urodziny. Jest drugim dzieckiem Mariana i Krystyny Świętych.”
Symbolem Świąt jest oczywiście choinka. U mnie w pokoju zawsze ona stoi (oczywiście naturalna żywa). W bardzo wielu niezwykłych miejscach na świecie można zobaczyć piękne świąteczne choinki, które robią wrażenie wyglądem i rozmiarami.
Moim zdaniem najlepsze Święta Bożego Narodzenia są w Polsce! Najważniejszym świątecznym dniem w naszym kraju jest oczywiście 24 grudnia, czyli Wigilia. Data Wigilii ustalona na świecie jest umowna i jest związana z tym, że mniej więcej od tego czasu dzień przestaje być krótszy od nocy. Według biskupów chrześcijańskich, którzy wyznaczyli datę Wigilii, dzień ten symbolizuje zwycięstwo Jezusa nas Szatanem lub dobra nad złem.
(poniższe opracowano na podstawie książki Moniki Utnik-Strugały p.t. „Idą Święta. O Bożym Narodzeniu, Mikołaju i tradycjach świątecznych na świecie”)
„”Kevin sam w domu” to jeden z najbardziej rozpoznawalnych filmów w historii kina, a Macaulay Culkin stał się jednym z najbardziej rozpoznawalnych młodych aktorów w historii kina. W czasie sceny z wodą kolońską, aktor miał dotknąć dłońmi z nią twarzy, a krzyknąć po odsunięciu ich od twarzy, a on zrobił to, trzymając je na twarzy – to do dziś jedna z najbardziej rozpoznawalnych scen w historii kina.
Pojawiły się pewne trudności przy realizacji filmu – np. zima byłą wtedy wyjątkowo ciepła i trzeba było sobie jakoś poradzić. Zdradzono, że używano nawet płatków ziemniaczanych, żeby stworzyć filmową zamieć, które po dwóch dniach zepsuły się i zaczęły śmierdzieć. Stworzono nawet sztuczne lodowisko.
Natomiast scena z mamą przyjeżdżającą do domu udała się, gdy szczęśliwie spadł śnieg.”
Przeciwnicy reinkarnacji wysuwają często pod jej adresem szereg argumentów mających wykazać nieprawdziwość tej koncepcji. Pytają skąd wzięło się ponad 6 miliardów dusz zamieszkujących obecnie Ziemię, skoro jeszcze kilka tysięcy lat temu było ich tylko kilkanaście lub kilkadziesiąt milionów? Drugi najczęściej przytaczany zarzut dotyczy przytaczania przez różnych ludzi opisów tych samych wcieleń jako własnych, niekiedy jako historycznych postaci.
Można jednak wyjaśnić te oba zarzuty. Wzrost liczby ludzi i tym samym dusz jest uwarunkowany przez wiele czynników. Po pierwsze, dusze inkarnują coraz częściej, to znaczy okresy między kolejnymi wcieleniami są coraz krótsze. Nie ma żadnej normy określającej przedział czasowy między jednym i drugim wcieleniem (może to być kilka miesięcy lub kilka tysięcy lat). Po drugie do Ziemskiego Systemu Życia przybywają coraz liczniej dusze z innych systemów, które wcielają się na Ziemi (rodzą jako ludzie), aby pomóc nam w duchowym rozwoju. Po trzecie zwierzęta, których dusze również podlegają rozwojowi, na pewnym jego etapie inkarnują jako ludzie (są to najcześciej zwierzęta blisko związane z człowiekiem). Po czwarte, i najważniejsze, dusza może się dzielić i doświadczać reinkarnacji równolegle w różnych ciałach. O tym, że dusza może się dzielić pisze w swojej książce Prawdziwa jest tylko miłość Brian L. Weiss, przytaczając wypowiedź przewodnika duchowego głównej bohaterki książki. Po piąte, źródło (Bóg), które wydzieliło kiedyś z siebie dusze, czyni to zapewne nadal i obdziela nimi wszystkie systemy życia. Jedne dusze wchłania (te, które przeszły określony etap rozwoju) i na ich miejsce generuje nowe – niewykluczone, że tworzy ich więcej niż wchłania.
Głęboko wierzących chrześcijan, którzy negują istnienie reinkarnacji z racji pobranych nauk na lekcjach religii, pragnę poinformować, że ta doktryna była fundamentem nauk Chrystusa. Jednak w roku 553 na Drugim Soborze w Konstantynopolu odrzucono ją, ponieważ okazała się niewygodna dla hierarchów Kościoła oraz władców okresu wczesnego chrześcijaństwa.
Przytaczanie przez ludzi opisów tych samych wcieleń, jako przez siebie przeżytych znakomicie z kolei wyjaśnia wdrukowywanie pamięci. Według tej koncepcji przebieg życia każdego człowieka jest rejestrowany w swego rodzaju banku danych, który znamy jako Kronikę Akaszy. Przed ponownym wcieleniem każda dusza może zapoznać się i zaadoptować jako własne opisy przeżyć innych ludzi, które mogą być jej pomocne w wykonaniu zadania, jakie ma do wykonania w zaplanowanym życiu. Tym sposobem można „pamiętać” kilkaset wcieleń, podczas gdy w rzeczywistości przeżyć ich fizycznie tylko kilka. W tej sytuacji nie powinno dziwić, kiedy kilku ludzi będzie niezależnie od siebie wspominać ten sam żywot, na przykład jako Juliusz Cezar. Wszyscy oni mogą opisywać ze szczegółami prawdziwy żywot Juliusza Cezara i jednocześnie nigdy nim nie być.
„Każdy może żyć Wiecznie i każdy powinien starać się ŻYĆ NAPRAWDĘ, żeby W ODPOWIEDNIM MOMENCIE, gdy ZŁAMANA ZOSTANIE MOC ŚMIERCI WE WSZECHŚWIECIE MÓC osiągnąć Fizyczną Nieśmiertelność i utrzymywać ją przez Wieczność” (moje motto)
„Jest tylko jedna rzecz, którą naprawdę warto mieć, choć tyle pragnień wokół jest. Kiedy nie ma jej, to wszystko inne traci sens. Tylko jedna rzecz, to Prawdziwa Miłość jest” (z piosenki „O miłości” zespołu Wilki) – moje najważniejsze motto
SKĄD BIORĄ SIĘ CHOROBY? WEDŁUG MNIE, PRZYCZYNĄ OGROMNEJ LICZBY CHORÓB SĄ NIEWŁAŚCIWE ODŻYWIANIE I NIEWŁAŚCIWY STYL ŻYCIA. UWAŻAM, ŻE GDYBY WSZYSCY LUDZIE NA ŚWIECIE ZACZĘLI OGRANICZAĆ NIEZDROWE PRODUKTY ORAZ PRZESTAĆ PALIĆ PAPIEROSY I BRAĆ NARKOTYKI, TO ZNIKNĘŁA BY CAŁA MASA CHORÓB ZARÓWNO PSYCHICZNYCH (JAK DEPRESJA) JAK I FIZYCZNYCH (NA PRZYKŁAD PRÓCHNICA ZĘBÓW).
JAK TO ZROBIĆ? W NASTĘPUJĄCY SPOSÓB – PRZESTAĆ NADUŻYWAĆ WSZYSTKIE NIEZDROWE PRODUKTY (głównie do jedzenia i picia) I UTRZYMYWAĆ TEN STAN ZAWSZE. PO PROSTU TO ZROBIĆ. NIC PROSTSZEGO.
„Żyję Wiecznie bez narkotyków, bez papierosów, bez alkoholu, bez JAKIEGOKOLWIEK piwa (kiedyś słyszałem czy czytałem, że tzw. „piwo bezalkoholowe” NAPRAWDĘ ZAWIERA ALKOHOL) oraz bez NADUŻYWANIA rafinowanego cukru (i wszystkich produktów zawierających go), waty cukrowej, bez pączków (zero pączków w „Tłusty Czwartek” od iluś lat i tak jest przez Wieczność na 100%), bez kawy (Kawa zawiera kofeinę, a udowodniono, że wypłukuje ona wapń z kości. Ponadto kawy (między innymi kawy) powinno się unikać, jeśli chce się w ogóle nie mieć próchnicy zębów), bez NADMIERNIE CZĘSTEGO jedzenia pizzy, zapiekanek, słodyczy (a być może bez słodyczy – chyba W OGÓLE MI SMAKUJĄ – wolę zdecydowanie MIÓD), bez NADUŻYWANIA lodów, wafli, tortów i ciast, ciasteczek, deserów, bez fast-foodów, bez kurczaka z rożna (jego skóra to praktycznie sam CHOLESTEROL), bez skóry kurczaków (to pewnie dużo cholesterolu), bez NADUŻYWANIA „żywności” w rodzaju paluszków, biszkoptów i krakersów, gazowanych napojów (na pewno wiesz, jakie napoje mam na myśli), wszystkich napojów, zawierających chemiczne barwniki i/lub sztuczne substancje smakowe, bez NADUŻYWANIA kiełbasek, chleba i bułek z ogniska, płatków do mleka, lizaków, pop-corn’u, gumy do żucia, chrupków, chipsów, prażynek, żelków, bez boczku, bez musztardy, bez NADUŻYWANIA białej kiełbasy (zawiera spore ilości cholesterolu oraz niezdrowe nasycone kwasy tłuszczowe; Jednak, moim zdaniem, NIEWIELKIE IOŚCI tłuszczów nasyconych są POTRZEBNE ORGANIZMOWI – i dlatego piję regularnie kefiry, zawierające MINIMALNE ILOŚĆ kwasów nasyconych (tłuszczów nasyconych)) i bez NADUŻYWANIA kiełbas, zawierających cholesterol i dużo tłuszczu, bez NADMIARU śmietany, pierników, koktajlów oraz bez mortadeli (jest bardzo niezdrowa).
Ponadto żyję Wiecznie: pijąc niegazowaną nisko sodową wodę mineralną z sokiem cytrynowym (0,75l w pon, śr, piąt, sob) i niegazowaną nisko sodową wodę mineralną bez soku z cytryny (ogólnie we wszystkie dni tygodnia), pijąc sok pomarańczowy ze świeżych pomarańczy oczywiście bez dodatku trucizny (cukru) i bez żadnych dodatków, jedząc różne owoce (banany, pomarańcze, mandarynki, winogrona, śliwki, jabłka, jeżyny, maliny i inne) i warzywa (groszek, kukurydzę – groszek to źródło luteiny, a kukurydza zeaksantyny, które to składniki są w stanie utrzymać w dobrym stanie plamkę żółtą oka oraz marchew, fasolkę szparagową, pomidory, pietruszkę, i inne oraz zioło melisę w pewnym okresie), spożywając ciemne pieczywo, jedząc latem chłodnik (zupę z warzywami na zimno) i inne zdrowe i jednocześnie dobre w smaku zupy, jedząc makaron z truskawkami (BEZ cukru i śmietany), pijąc kefiry (wyprodukowane BEZ STOSOWANIA GMO) oraz uprawiając różne sporty (głównie koszykówkę, ale też tenis ziemny, piłkę nożną, bieganie, pływanie, jazdę na rowerze i inne).”
W książce Alfreda Szklarskiego i Macieja J. Dudziaka „Tomek na Alasce” pewien Indianin powiedział tytułowemu bohaterowi, że „największym zagrożeniem dla tego świata jest biały człowiek”.
JESTEM OCZYWIŚCIE W 100% ZA POKOJEM NA UKRAINIE. JESTEM OCZYWIŚCIE W 100% ZA STOSOWANIEM ODNAWIALNYCH ŹRÓDEŁ ENERGII W POLSCE I NA ŚWIECIE:)) – I ZA CAŁKOWITĄ REZYGNACJĄ ZE SPALANIA WĘGLA I Z PALIW KOPALNYCH:)))) – WTEDY POPRAWIŁA BY SIĘ JAKOŚĆ POWIETRZA ORAZ PRZECIWDZIAŁAŁO BY TO BARDZO DOBRZE ZMIANOM KLIMATYCZNYM (NP. BARDZO DUŻYM UPAŁOM):)))))
W OGÓLE NIE JESTEM ZA PIS’EM, ZA PO CZY ZA JAKĄKOLWIEK PARTIĄ POLITYCZNĄ. JESTEM ZA TYM, ŻEBY W POLSCE I NA ŚWIECIE W OGÓLE NIE BYŁO POLITYKI I ŻEBY TEN STAN UTRZYMYWAŁ SIĘ PRZEZ CAŁĄ WIECZNOŚĆ:)))))))) JESTEM OCZYWIŚCIE W 100% ZA POZOSTANIEM POLSKI W UNII EUROPEJSKIEJ. JESTEM OCZYWIŚCIE W 100% ZA SĄDAMI, NIEZALEŻNYMI OD POLITYKÓW. JESTEM OCZYWIŚCIE W 100% ZA ISTNIENIEM WSZYSTKICH WOLNYCH MEDIÓW W POLSCE. JESTEM OCZYWIŚCIE W 100% ZA OBJĘCIEM CAŁEJ PUSZCZY BIAŁOWIESKIEJ OCHRONĄ:))
JESTEM w 100% ZA CAŁKOWITĄ REZYGNACJĄ Z ELEKTROWNI JĄDROWYCH. W PEWNYM SENSIE (BO DLA BOGA ŻADNA RZECZ NIE JEST NIEMOŻLIWA), W OGÓLE NIE JEST MOŻLIWE ZATRZYMANIE DZIAŁANIA REAKTORA ATOMOWEGO, A ELEKTROWNIA TAKA WYTWARZA DUŻO BARDZO SZKODLIWYCH DLA LUDZI, ZWIERZĄT I PRZYRODY ODPADÓW RADIOAKTYWNYCH.
UWAŻAM, ŻE STOSOWANIE SAMYCH ODNAWIALNYCH, NATURALNYCH I EKOLOGICZNYCH ŹRÓDEŁ ENERGII MOGŁO BY DOPROWADZIĆ DO TEGO, ŻE NIE BYŁO BY ŻADNEJ POTRZEBY BUDOWANIA NOWYCH ELEKTROWNI JĄDROWYCH ORAZ SPALANIA WĘGLA W CELU POZYSKIWANIA ENERGII – I Z TEGO, CO WIEM, WIĘKSZOŚĆ LUDZI W POLSCE JEST ZA STOSOWANIEM NATURALNYCH, ODNAWIALNYCH ŹRÓDEŁ ENERGII:)))))
STARAM SIĘ JAK NAJBARDZIEJ STOSOWAĆ DO ZALECEŃ, KTÓRYMI SĄ dystans, maseczka i dezynfekcja, GDYŻ SĄ TO ZALECENIA DLA MOJEGO DOBRA, ŻEBYM W OGÓLE NIE ZARAZIŁ SIĘ KORONAWIRUSEM.
Jestem za WOLNOŚCIĄ w SPRAWIE SZCZEPIEŃ (wszystkich, na grypę także). Nigdy nie powinno być JAKIEGOKOLWIEK PRZYMUSU SZCZEPIEŃ NA GRYPĘ (czy jakichkolwiek innych). Jeżeli był by przymus , to NIE JEST TO ŻADNA WOLNOŚĆ.
ZASZCZEPIŁEM SIĘ NA KORONAWIRUSA – 2 razy – i I UWAŻAM, ŻE BYŁA TO WŁAŚCIWA DECYZJA:)))). MOIM ZDANIEM SYTUACJA TEGO WYMAGAŁA I JEST TO NAJLEPSZE ROZWIĄZANIE, WIĘC WYTWARZAJĄ MI SIĘ PRZECIWCIAŁA NA COVID, A POZA TYM OCZYWIŚCIE STOSOWANIE NATURALNYCH SPOSOBÓW NA ODPORNOŚĆ.:))))
UWAŻAM, ŻE WSZYSTKIE SZCZEPIONKI SĄ BEZPIECZNE I SKUTECZNE. ZASZCZEPIŁEM SIĘ 2 RAZY NA KORONAWIRUSA (2-GI RAZ PRAWIE PÓŁ ROKU TEMU – stan na 1 grudnia 2021) I NIE MIAŁEM Z TEGO WZGLĘDU ŻADNYCH PROBLEMÓW ZDROWOTNYCH I MOIM ZDANIEM NIGDY PRZEZ CAŁĄ WIECZNOŚĆ NIE BĘDĘ ICH MIAŁ. UWAŻAM, ŻE W OGÓLE NIE MA, CZEGO SIĘ BAĆ – SZCZEPIONKI SĄ BEZPIECZNE I BARDZO POMOGŁY I BARDZO POMAGAJĄ W DOPROWADZENIU DO KOŃCA PANDEMII.:))) W piątek 17 grudnia 2021 zaszczepiłem się 3-ci raz na koronawirusa DAWKĄ PRZYPOMINAJĄCĄ – I NIE MAM OCZYWIŚCIE Z TEGO POWODU ŻADNYCH OBAW – W 2 TYGODNIE ODPORNOŚĆ NA COVID POWINNA MI SIĘ PODWYŻSZYĆ DO OKOŁO 97%:)))))) POLECAM SZCZEPIENIE SIĘ NA KORONAWIRUSA:))
Wiele dziesiątek MILIONÓW LUDZI zaszczepiło się na koronawirusa i NIE MAJĄ Z TEGO WZGLĘDU ŻADNYCH PROBLEMÓW ZDROWOTNYCH, bo GDYBY SZCZEPIONKI SZKODZIŁY ZDROWIU, to WIELE DZIESIĄTEK MILIONÓW LUDZI NA ZIEMI DOŚWIADCZAŁO BY PROBLEMÓW ZE ZDROWIEM I W OGÓLE NIE DAŁO BY SIĘ TEGO UKRYĆ, A NICZEGO TAKIEGO NIE MA, CO JEST, MOIM ZDANIEM, DOWODEM NA TO, ŻE TEORIE O SZKODLIWOŚCI SZCZEPIEŃ NA COVID NIE MAJĄ NIC WSPÓLNEGO Z PRAWDĄ I Z RZECZYWISTOŚCIĄ.
WARTO ZWRÓCIĆ UWAGĘ NA TO, ŻE MIAŁA MIEJSCE „AKCJA DEZINFORMACYJNA”, DOTYCZĄCA SZCZEPIEŃ – MOIM ZDANIEM, GŁOSZONE BYŁY NIE MAJĄCE NIC WSPÓLNEGO Z PRAWDĄ „TEORIE” NA TEMAT SZKODLIWOŚCI SZCZEPIONEK NA COVID I PEWNIE ILUŚ LUDZI NABRAŁO SIĘ NA TE „TEORIE”. Z TEGO, CO WIEM, ZDECYDOWANA WIĘKSZOŚĆ OSÓB CHORYCH NA COVID, KTÓRE LECZYŁY SIĘ W SZPITALACH i PRZECHODZILI TĘ CHOROBĘ OSTRZEJ, TO OSOBY NIEZASZCZEPIONE. NATOMIAST ZASZCZEPIENI NA COVID ALBO W OGÓLE NIE CHOROWALI, A JEŚLI CHOROWALI, TO PRZECHODZILI CHOROBĘ, WYWOŁANĄ KORONAWIRUSEM, BARDZO ŁAGODNIE.
Stosuję następujące, NATURALNE METODY na odporność – zero rafinowanego cukru – trucizny, osłabiającej układ odpornościowy, woda mineralna z sokiem cytrynowym od chyba 2003 roku, czosnek, miód bez dodatku rafinowanego cukru (wybieraj TYLKO TAKI), sport szczególnie na powietrzu – np. gra w koszykówkę na dworzu lub na hali czy pływanie w morzu. Kiedy wychodzi się na zewnątrz i zmusza ciało do ruchu, staje się mniej podatnym na infekcje. Doskonały sposób na łagodzenie stresu i pobudzanie układu immunologicznego to na przykład joga.
Inne metody to dobry sen, brak stresu, ćwiczenie z książki „Tajemne ćwiczenia odmładzające” Monnici Hackl o nazwie „łączenie trzech dan tian linią” (po stosowaniu go układ immunologiczny staje się tak silny, że żadne wirusy czy bakterie nie są w stanie Nam zaszkodzić!) i unikanie wszystkich niezdrowych rzeczy, a jedzenie np. owoców i picie soku pomarańczowego ze świeżych pomarańczy oczywiście bez dodatku trucizny (cukru) i bez żadnych dodatków czy wody mineralnej z sokiem cytrynowym. Dieta bogata w żywe produkty jest pewnym sposobem na zachowanie zdrowia przez cały rok.
NA WŁASNYM PRZYKŁADZIE dowodzę, że NATURALNE METODY NA ODPORNOŚĆ przed grypą NAPRAWDĘ DZIAŁAJĄ, gdyż stosuję je wiele lat i, z tego co pamiętam, od iluś lat W OGÓLE CHOROWAŁEM NA GRYPĘ, a być może NIGDY W ŻYCIU NIE CHOROWAŁEM NA GRYPĘ, a jeśli chorowałem, to chyba mniej więcej raz czy dwa razy. MOIM ZDANIEM SZCZEPIONKI NA GRYPĘ (I WSZYSTKIE SZCZEPIONKI) SĄ BEZPIECZNE I SKUTECZNE:))
„Wydaje się, że Polska jest krajem zasobnym w wodę, a susze, choć cykliczne, są zjawiskiem przejściowym. W rzeczywistości, od wielu lat mamy w Polsce do czynienia z suszą hydrologiczną, a deficyt wody wciąż rośnie. Już w 2030 roku ilość wody użytkowej w Polsce będzie o 40% niższa od zapotrzebowania na nią*. To znaczy, że będziemy mieli prawie o połowę mniej wody do dyspozycji w codziennym życiu! Trudno to sobie wyobrazić. Dlatego już dziś powinniśmy zacząć oszczędzać wodę dla nas i naszych najbliższych.” * Dane na podstawie AQUEDUCT Beta
Zachęcam do oszczędzania wody (ze względów ekologicznych). Ja od wielu lat mam oczywiście prawie cały czas zakręcony kran przy myciu zębów oraz przy goleniu, a od krótkiego czasu zużywam pod prysznicem NAJMNIEJ WODY, ILE TYLKO MOGĘ. Chyba od kilku lat W OGÓLE NIE BIORĘ KĄPIELI i planuję TAK POSTĘPOWAĆ ZAWSZE.
Po zwycięstwie z Wenezuelą w sobotę 31 sierpnia w pierwszym meczu mistrzostw, 2 września 2019 wygrywamy 79:76 z gospodarzami – Chinami po dogrywce (7:4 w dogrywce)!!! Awansujemy w ten sposób do najlepszej 16-ki Mistrzostw Świata!
NASI KOSZYKARZE GRALI BARDZO DOBRZE – BYLI SPOKOJNI I DOWIEZLI TEN WYRÓWNANY, EPICKI MECZ DO KOŃCA!!!!!!
Wiara CZYNI CUDA – powtarzałem, że wierzę cały czas bezgranicznie w zwycięstwo niezależnie OD CZEGOKOLWIEK. Czuję, że nasi WSPANIALI POLSCY KIBICE NA HALI I PRZED TELEWIZORAMI mieli tak samo! Zresztą wiele razy POLSCY KIBICE PRZEKRZYKIWALI chińską publiczność!!!!!! BRAWO!!!!!!
Graliśmy z sercem, walecznie i zespołowo – było dużych pięknych akcji! Przełamaliśmy się i wygraliśmy z gospodarzami na dużej imprezie mistrzowskiej (wcześniej przegrywaliśmy z Francją na Eurobaskecie we Francji w 2015 roku oraz z Finlandią na Eurobaskecie w 2017 roku). Polecam – Koszykarskie MŚ: na przekór ścianom! Polska pokonała Chiny | Skrót meczu
Moim zdaniem na tym czempionacie globu w koszykówkę, JESTEŚMY W STANIE POKONAĆ KAŻDEGO PRZECIWNIKA. Naszą siłą jest zgrana ekipa, grająca bardzo zespołowo i wzajemnie motywująca się.
W piątek 6 września zagramy z Rosją, a potem w niedzielę 8 września zagramy z Argentyną. Jak najbardziej mamy szansę wyjść z drugiej grupy i awansować do najlepszej 8-ki mistrzostw, gdyż w pierwszej fazie grupowej uzyskaliśmy komplet zwycięstw (3 zwycięstwa i zero porażek).
Wiele wskazuje, że w ćwierćfinale trafimy na Hiszpanię lub Serbię. Czuję, że będzie to Hiszpania i zrewanżujemy się jej za porażkę w 1/8 finału Eurobasketu 2015. Wtedy po trzech kwartach remisowaliśmy 55:55, a wygraną Hiszpanii dał niezawodny Pau Gasol, rzucając 6 trójek na 7 prób.
Jednak Pau Gasola nie ma w składzie Hiszpanii w obecnych mistrzostwach w Chinach. 2 najlepsze ekipy MŚ w największym kraju na świecie z Europy zapewnią sobie automatyczną kwalifikację na Igrzyska Tokio 2020. Jak najbardziej mamy na to szansę!
Już teraz mamy gwarancję (po awansie do 16-ki) udziału w przedolimpijskich turniejach kwalifikacyjnych na te igrzyska.
6 września 2019 WYGRYWAMY 79:74 Z ROSJĄ W DRUGIM ETAPIE GRUPOWYM MŚ W CHINACH I NAJPRAWDOPODOBNIEJ (JEŚLI ARGENTYNA WYGRA DZIŚ Z WENEZUELĄ TO NA 100%) AWANSUJEMY DO ĆWIERĆFINAŁU (1/4 FINAŁU) TYCH MISTRZOSTW!!!!!!!!
Przegrywaliśmy większość meczu, ale czwartą kwartę rozpoczęliśmy od serii 8:1. W pewnym momencie czwartej kwarty wyszliśmy na prowadzenie i już do końca go nie oddaliśmy! Wytrzymaliśmy nerwowo między innymi na linii rzutów wolnych – byliśmy świetni w tym elemencie (w rzutach za 1 punkt). Zobacz Tak walczą Polacy! Wielka wygrana z Rosją | FIBA MŚ 2019. Polska – Rosja 79:74 [SKRÓT]
Strona facebookowa reprezentacji Polski w koszykówkę mężczyzn to KOSZ KADRA | Facebook
W sezonie 2019/2020 drużyna Trefla Sopot w niesamowitych okolicznościach wygrała we Włocławku z miejscowym Anwilem 86:84 (w sobotę 26 października 2019; 12:30), wygrywając czwartą kwartę 27:11! Bardzo cieszę się z tego zwycięstwa:))), a Naszej Drużynie z całego serca życzę zdobycia siódmego mistrzostwa Polski w sezonie 2022/2023!
Ostatnie fragmenty spotkania wygraliśmy 23:2! W przeszłości Trefl Sopot jako Prokom Trefl Sopot wygrywał mistrzostwa Polski, grając w finałach właśnie z drużyną z Włocławka (w sezonach 2004/2005 i 2005/2006).
„Reprezentacja Polski koszykarzy awansowała aż o 12 miejsc w rankingu FIBA i zajmuje obecnie aż 13. lokatę na świecie, zaś w Europie dziewiątą. Wszystko za sprawą występów w mistrzostwach świata w Chinach, w których drużyna trenera Mike’a Taylora zajęła ósme miejsce.” (cytat z artykułu Polska awansowała w rankingu FIBA o dwanaście miejsc ze strony https://www.polsatsport.pl/koszykowka/)
„Wyzbądź się pragnień, a wtedy PRZESTANIESZ CIERPIEĆ” (np. pragnienia pragnienia związane z regularnym jedzeniem i piciem niezdrowych produktów np. fast-foodów czy niesportowych napojów gazowanych)
„Umiesz liczyć? Licz na siebie!” (moje motto)
„Nic nie jest warte tego, aby być z tego powodu nieszczęśliwym/nieszczęśliwą”
„Walka nienawiścią przeciwko nienawiści przynosi skutek ODWROTNY od zamierzonego”
„Alkohol ZRUJNOWAŁ Życie bardzo wielu ludziom. Od końcówki maja 2011 w ogóle nie miałem nawet KROPLI alkoholu w ustach i TAK NA PEWNO JEST PRZEZ CAŁĄ WIECZNOŚĆ.
„Od chyba około stycznia 2003 piję niegazowaną, nisko sodową wodę mineralną z sokiem cytrynowym – bardzo polecam:)”
„Twierdzenie, że Krajowa Grupa Spożywcza Arka Gdynia (ekstraklasa koszykarska) to dziewięciokrotny mistrz Polski, moim zdaniem, na 100% NIE MA NIC WSPÓLNEGO z Prawdą.
Pewnego dnia przeczytałem, że Arka Gdynia została założona w 1995 roku jako Trefl Sopot. Natomiast w tym samym źródle było napisane, że Trefl Sopot założony został w 2009 roku – w podobny sposób rzeczy przestawiane były (i pewnie są) w innych źródłach (np. internetowych).
Ja się NIGDY NA TO NIE NABIORĘ, bo wiem, że mój klub (Trefl Sopot) został założony w 1995 roku, a Arka Gdynia powstała w 2009 roku i zdobyła 3 tytuły mistrza Polski (2010, 2011, 2012) Prawda PO PROSTU JEST. Trefl Sopot jest obecnie SIEDMIOKROTNYM Mistrzem Polski(2004, 2005, 2006, 2007, 2008, 2009 i 2024).
16 czerwca 2024 Trefl wygrał z Kingiem Wilki Morskie Szczecin i zdobył siódme mistrzostwo Polski!:)))
Drużyna z kurortu kiedyś nazywała się Prokom Trefl Sopot, a W OGÓLE NIE „Prokom Trefl Gdynia”.
MIOM ZDANIEM CAŁY FAŁSZ TO FATAMORGANA – NA PRZYKŁADZIE Z ARKĄ GDYNIA UWAŻAM, ŻE KTOŚ, KTO UWAŻA, ŻE NA CHWILĘ OBECNĄ, ARKA GDYNIA TO 9-KROTNY MISTRZ POLSKI, „WIDZI OAZĘ, KTÓREJ NAPRAWDĘ W OGÓLE NIE MA”. WEDŁUG MNIE ISTNIEJE TYLKO PRAWDA, A CAŁEGO FAŁSZU (W TYM, ZWIĄZANEGO Z ARKĄ) NA 100% NAPRAWDĘ W OGÓLE NIE MA. JESTEM PEWNY NA 100%, ŻE TREFL TO SIEDMIOKROTNY MISTZ POLSKI, A GDYŃSKA DRUŻYNA TO TRZYKROTNY MISTRZ KRAJU.
Od jakiegoś czasu stosuję myśli, że „KOCHAM, LUBIĘ I SZANUJĘ WSZYSTKO. WSZYSTKO TO MÓJ NAJLEPSZY PRZYJACIEL”(jednak są rzeczy jak np. alkohol oraz postawy(jak picie go), których W OGÓLE NIE POPIERAM; lubię zdrowe rzeczy; LUBIĘ, TO, CO POWINIENEM LUBIĆ PRZEZ WIECZNOŚĆ – i wszystko się dostosowuje:) ) i oraz „NIEZALEŻNIE OD CZEGOKOLWIEK, KOCHAM WSZYSTKO PRAWDZIWĄ MIŁOŚCIĄ PRZEZ WIECZNOŚĆ” i polecam takie myślenie każdej żywej istocie we Wszechświecie:)
Mówię sobie, że przez Całą Wieczność zbieram JAK NAJWIĘCEJ JAK NAJLEPSZEJ KARMY, żeby NAPARWDĘ ZAWSZE TO REALIZOWAĆ:))) – GDY ROBIMY PRAWDZIWE I DOBRE RZECZY (ZBIERAMY DOBRĄ KARMĘ), TO SPOTYKAJĄ NAS BARDZO DOBRE RZECZY, a gdy jest odwrotnie (robimy rzeczy zgodne z fałszem – w tym lękiem i złem), TO SPOTKAJĄ NAS negatywne rzeczy. Polecam zbieranie DOBREJ KARMY wszystkiemu, co ŻYJE.
NIGDY NIE ODCZUWAJMY NIENAWIŚCI, LĘKU, ZŁA CZY JAKIEGOKOLWIEK FAŁSZU – NIEZALEŻNIE OD CZEGOKOLWIEK – tak będzie dla Nas ZDECYDOWANIE NAJLEPIEJ:))
„Zauważyłem, że moja praca nad sobą jeśli chodzi o uwalnianie się od fałszu (ego) wpływa na poprawę mojej gry w koszykówkę. Jest to związane z tym, że błędy (czyli niecelne rzuty) odpowiadają fałszowi, a celne rzuty oczywiście Prawdzie. Mam nieprzeparte wrażenie, że to, co osiągnąłem szczególnie od 2 sierpnia 2011, od kiedy to SZCZEGÓLNIE INTENSYWNIE I W PRZEMYŚLANY SPOSÓB pracuję nad sobą w jakimś stopniu POMOGŁO mi w koszykarskim treningu.
Moim zdaniem, JEŚLI nie ma w Nas żadnego fałszu, to w ogóle nie musi przełożyć się SAME celne rzuty (na treningach i ewentualnych meczach). Trzeba jak NAJWIĘCEJ TRENOWAĆ. A gdy w meczu spotkają się koszykarze, w których już nie ma żadnego fałszu i sama Prawda, to, według mnie, w DUŻYM STOPNIU od ich wytrenowania zależy to, czy atakujący rzuci celnie, czy też spudłuje.
Pomogła mi też gra lewą ręką, gdyż z powodu na problem zdrowotny od końcówki kwietnia 2016 roku gram BARDZO DUŻO tylko lewą ręką (prawa wtedy może jedynie przytrzymywać piłkę). Lewa strona ciała jest związana z prawą półkulą duchową, która jest znacznie bardziej DUCHOWA niż lewa półkula. Dlatego, moim zdaniem, trenowanie lewą ręką może nam pomóc.
Jeszcze jednym czynnikiem, pomagającym w treningu koszykarskim, jest dieta – Żyję Wiecznie: bez narkotyków, bez papierosów, bez alkoholu, bez cukru (i wszystkich produktów zawierających go), bez pączków (zero pączków w „Tłusty Czwartek” od wielu lat) bez kawy, bez słodyczy, bez lodów, bez tortów i ciast, bez fast-foodów, bez kurczaka z rożna (skóra zawiera dużo niezdrowego cholesterolu), bez zapychaczy (paluszków i krakersów), bez niesportowych napojów gazowanych (na pewno wiesz, jakie napoje mam na myśli), bez szczepionek, bez lizaków, bez gumy do żucia i bez chipsów.
Niezdrowe rzeczy mogły by niekorzystnie wpłynąć na mój mózg (i przez to na wyniki koszykarskie) i czuję, że zdrowa dieta mi pomaga. Jem same zdrowe produkty – ciemny chleb, warzywa, owoce, ryby, miód i inne oraz piję nisko sodową nie gazowaną wodę mineralną, nisko sodową nie gazowaną wodę mineralną z sokiem z cytryny (0,75l wody z sokiem cytrynowym z połówki cytryny – wstrząśnięte – tak od kilku lat, a ogólnie wodę z cytryną piję prawie 16 lat) wodę alkaliczną, sok wyciśnięty z pomarańczy BEZ ŻADNYCH DODATKÓW i bardzo rzadko sok pomidorowy oczywiście bez żadnej chemii.”
„Jednym z ćwiczeń, które można wykonywać, jest „ćwiczenie lustrzane”. Polega na tym, że wykonuje się np. dwutakt z lewej strony, zaczynając od prawej nogi – czyli prawa, lewa i wyskok z prawą nogą u góry oraz „floater” siłą wyskoku, celując, aby piłka wpadła po odbiciu od tablicy.
Natomiast gdyby na linii prostej od środka jednego kosza do środka drugiego umieścić lustro, to odbicie lustrzane wykonało by – lewa, prawa i wyskok z lewą nogą u góry oraz „floater” siłą wyskoku, celując, aby piłka wpadła po odbiciu od tablicy. Uważam, że nasze myśli i emocje powinny być, jak odbicie lustrzane – jest to związane, moim zdaniem, z filozofią kung fu. Polecam link – Jędrzejczak: Koszykówka zawsze była bliska memu sercu ze strony http://plk.pl/ oraz Prezes PZKosz: Chcemy rozkochać kibiców w koszykówce
Na Ziemi powinna panować znajomość PRAWDZIWEGO SENSU ŻYCIA – osiągnięcie fizycznej Nieśmiertelności. I wtedy NIKT nie popełniał by samobójstwa, bo znałby też Prawdę, że odebranie sobie Życia skutkuje na 100% ponownymi narodzinami i nowym Życiem, w którym sens znowu polega na pokonaniu śmierci. I w tym cyklu śmierci i ponownych narodzin TEORETYCZNIE można być uwięzionym Wiecznie – i oczywiście NIKOMU tego nie życzę. Życzę wszystkiemu, co żyje, Fizycznej Nieśmiertelności.
Dobrowolne wprowadzanie do swojego organizmu alkoholu (TRUCIZNY), to, moim zdaniem, GRZECH, ponieważ niepotrzebnie szkodzi się samemu sobie i niepotrzebnie naraża się swoje Zdrowie.
Istnienie Boga Wszechmogącego to, moim zdaniem, FAKT. Istnienie UFO i życia poza Ziemią to, według mnie, FAKT.
Woda jest ŚWIĘTA I BEZCENNA i dlatego od wielu lat OSZCZĘDZAM JĄ NAJBARDZIEJ JAK TYLKO MOGĘ (przy prysznicach, myciu pod umywalką itp.) i zachęcam , aby tak postępować.
Gdybym miał takie możliwości, to CAŁKOWICIE ZAPRZESTAŁBYM WYCINANIA DRZEW NA ŚWIECIE oraz SADZIŁBYM JAK NAJWIĘCEJ DRZEW na wszystkich kontynentach.
Według mnie, alternatywne „źródła” BARDZO WYOLBRZYMIAJĄ pewne rzeczy i przedstawiają je w ogóle nie tak, jak jest NAPRAWDĘ i pewnie ileś setek tysięcy z Nas lub ileś milionów ma zdanie, które w RÓŻNYCH, WAŻNYCH KWESTIACH ma bardzo mało lub nic wspólnego z Prawdą.
Krótko mówiąc, moim zdaniem, jest ZNACZNIE ZNACZNIE LEPIEJ niż się przekonuje w alternatywnych „wiadomościach”. Myślę, że Ludzie, którzy szukają alternatywy dla „oficjalnych” źródeł mogą bardzo łatwo nabrać się na to, bo JA SAM SIĘ NA TO NABRAŁEM, ale od około lipca 2018 roku mam, sądzę że, obraz znacznie bardziej zbliżony do Prawdy NIŻ, moim zdaniem, WYOLBRZYMIAJĄCE ZAGROŻENIE RZEKOMEJ DOSTĘPNOŚCI GMO alternatywne źródła – CHODZI MI O TO, ŻE, MOIM ZDANIEM, TAK NAPRAWDĘ żywności GMO w ogóle nie ma w sprzedaży. I NIC DZIWNEGO, bo nikt (lub prawie nikt) nie chciałby jej jeść – wywołuje raka.
Ja, od około lipca 2018, „łączę” Prawdę z alternatywnych oraz oficjalnych źródeł i z tego układam, wierzę, Prawdziwy Obraz.
Telefon do wydawcy Nexusa (Agencji Nolpress) to 85 653 55 11
Oficjalna archeologia twierdzi, że wszystko, co dotąd odkryto, zostało zbadane i wyjaśnione, co nie jest prawdą, albowiem wciąż istnieje bardzo wiele spraw wymagających rzetelnego wytłumaczenia.
Znaleźliśmy się obecnie w bezprecedensowym punkcie zwrotnym naszej historii. W ostatnich dwóch latach ukształtowały się dwie wersje starożytnej historii. Jedna z nich będziemy nazywali historią „alternatywną”, a drugą „oficjalną”. Pierwsza zastanawia się nad szeregiem anomalii i stara się wyciągnąć sensowne wnioski z istniejących danych, na przykład piramid – w jakim celu je zbudowano, kto i kiedy? Druga natomiast prowadzi wykopaliska, kataloguje naczynia i stara się obronić swój punkt widzenia mówiący, że nie ma żadnych zagadek i że wszystko zostało już wyjaśnione.
Jeszcze piętnaście lat temu obie szkoły zdawały się prowadzić nieformalny dialog, jednak wszystko zmieniło się, gdy zrodziły się poważne kontrowersje w sprawie datowania Wielkiego Sfinksa i kiedy Chris Dunn opublikował książkę The Giza Power Plant: Technologies of Ancieny Egypt (Siłownia w Gizie – technika starożytnego Egiptu).
Obecnie nie ma już dialogu i żadnej debaty prowadzonej w „rękawiczkach”. Rzecznicy „oficjalnej historii” przybrali bardziej polityczną i ideologiczną postawę. Ograniczają się do interpretowania oficjalnej historycznej „prawdy” i oskarżania tych, którzy ważą się poddawać ją w wątpliwość.
Właśnie w tym kontekście prezentujemy poniższe dane, których nasi „uczeni” – strażnicy kontrolujący nasze instytucje „wyższego kształcenia” – nie chcą brać pod uwagę.
WIELKA PIRAMIDA – PRECYZJA WYKONANIA
Ta ogromna budowla, ostatni z siedmiu cudów starożytności i największa kamienna budowla na świecie, wciąż wzbudza podziw i kontrowersje oraz inspiruje ludzi do prowadzenia zaciekłych sporów na jej temat. Zamiast zajmować się dobrze znanymi tajemnicami chcemy rzucić nowe światło na pewną ważną zagadkę, która zdaje się nie pasować do Egiptu „epoki kamiennej”.
Rzeczywistym wyzwaniem, jakie stanowi dla nas Wielka Piramida (Cheopsa) u progu dekady otwierającej trzecie tysiąclecie, jest jej fizyczny plan. Teoretycy do znudzenia roztrząsają problem dotyczący sposobu jej budowy oraz metafizyczne, kulturowe i religijne znaczenie, jak również kryjący się za jej konstrukcją symbolizm, i chociaż kilku autorów zaproponowało kuszące ewentualności, żadna z nich nie została ostatecznie udowodniona.
Zagadka pozostaje nierozwiązana.
Po pierwsze jej ogromne wymiary – oszałamiająca objętość i ciężar bloków, z których ja zbudowano – wciąż stanowią problem. Przy około 2,3 miliona bloków o wadze 4 milionów ton, piramida stanowi 2/3 masy Tamy Hoovera. Ogrom wymiarów i liczba bloków wydobytych z kamieniołomów i przetransportowanych na miejsce budowy składają się na liczne, przyprawiające o ból głowy, architektoniczne, konstrukcyjne i techniczne zawiłości.
Te problemy były wielokrotnie podnoszone i wciąż pozostają nierozwiązane, ale nadszedł czas, żeby zdefiniować jeszcze trudniejsze. Uważamy, że najbardziej „trudnymi” problemami są te, które dotyczą precyzji konstrukcji i wykonanej w ogromnej skali linii montażowej. Wymyślony przez egiptologów scenariusz z prymitywnymi narzędziami nie wyjaśnia:
1. Wykonania precyzyjnie obrobionych bloków ważących 16 ton każdy, spasowanych i połączonych zaprawą typu superglue, która utrzymała głazy, jakby były zespawane, tworząc prawie bezspoinową skorupę.
2. Wypoziomowanie twardej płynnej stały na podstawę o powierzchni 52610 m2 (5,26 ha) z precyzją uzyskiwaną obecnie przy zastosowaniu laserów.
3. Zorientowania podstawy względem prawdziwej północy (chodzi o północ geograficzną a nie magnetyczną) z minimalnym odchyleniem.
4. Wykucia „Zstępującego Przejścia” na odcinku 107 metrów w twardym skalnym podłożu przy nachyleniu 26 stopni z utrzymaniem idealnie prostej linii tunelu.
5. Spasowania całego masywu 48-piętrowej piramidy z jej wewnętrzną strukturą utrzymując kształt pozwalający budowniczym na uformowanie wierzchołka. (Te wewnętrzne elementy konstrukcyjne to cztery zagadkowe szyby wentylacyjne i skrzynia w Komnacie Królewskiej, która jest zbyt duża, aby można ją było wnieść przez otwór wejściowy i która nosi ślady cięć dowodzące, że wykonano je piłą o zębach z kamieni szlachetnych).
6. Stosowana w dużym zakresie różnych rodzajów obrobionego granitu wewnątrz komnat Wielkiej Piramidy.
Ojciec współczesnej egiptologii, Flinders Petrie, zachwycał się precyzją i rozmiarami bloków obudowy. Dokładnie je zmierzył i okazało się, że „średnia grubość połączeń wynosi 0,02 cala (0,5 mm), skąd średnia odchylenia cięcia kamieni od prostej i od kwadratu wynosi zaledwie 0,01 na długości 75 cali (190,5 cm), czyli wykonano je z dokładnością, jaką uzyskuje się przy stosowaniu najnowocześniejszych metod wykonywania prostych krawędzi na takiej długości”.
Firma inżynieryjna Daniel, Mann, Johnson & Menedhall przeprowadziła ekspertyzę sądową piramidy Cheopsa. Ich ustalenia opublikował magazyn Civil Engineerinng:
„Piramida została zorientowana tak, że boki jej podstawy są skierowane wzdłuż linii północ-południe lub wschód-zachód. Już samo to usytuowanie stanowi ogromne osiągnięcie, biorąc pod uwagę dokładność jego wykonania, co oznacza, że Egipcjanie musieli posłużyć się obserwacjami astronomicznymi – kompasu wówczas jeszcze nie znano. Wymiary piramidy są niezwykle dokładne, a miejsce, gdzie ją wybudowano, zniwelowano z dokładnością do ułamka cala, co jest porównywalne z dokładnością uzyskiwaną za pomocą niwelatorów laserowych”.
W podsumowaniu można wiele wyczytać między wierszami. jest wiele niewyjaśnionych aspektów Zstępującego Przejścia. Po pierwsze tunel ten ma wymiary 1,22 X 1,22 metra, co ledwie wystarcza dla jednego kopacza z młotem kamiennym w ręku. W jaki sposób miałby się tam zmieścić zespół kopaczy i wspólnie pracować, zwłaszcza, że już po wkopaniu się na głębokość 15 metrów pojawiało się dodatkowe utrudnienie w postaci ciemności? Co więcej, jak wyznaczono i utrzymano kąt spadku wynoszący 26 stopni bez światła i niwelatora? Brak sadzy na ścianach dowodzi, że nie używano pochodni. Petrie zmierzył również tunel i ustalił, że został on wykonany z zadziwiającą dokładnością 0,2 cala (0,5 mm), na długości 150 stóp (45,7 m) i 0,25 cala (6,35 mm) na całkowitej jego długości wynoszącej350 stóp (106,7 m). Twierdzimy, że to podziemne przejście z jego gładkimi ścianami kwadratowym przekrojem i dokładnie utrzymanym kątem spadu nie mogło być wydrążone przy zastosowaniu prymitywnych narzędzi i metod.
Wielka Piramida pozostaje największym cudem świata i zagadką starożytności. proponujemy, aby badacze poświęcili więcej uwagi tym szczegółom i zastanowili się nad materiałami użytymi wewnątrz tej piramidy, szczególnie tymi w otoczeniu szybów wentylacyjnych. Obecnie jest tam dwoje drzwi blokujących dostęp do bardzo ważnego szybu, który w roku 240 p.n.e. wskazywał na gwiazdę Syriusz.
POCHODZENIE PSA-INŻYNIERIA GENETYCZNA
Obecnie przejdziemy do zagadki niemal równej zagadce piramidy, mimo iż dotyczy czegoś znacznie mniej znanego, skrytego w mrokach zamierzchłej przeszłości.
Zacznijmy od prostego pytania, na które mamy, jak się wydaje, prostą odpowiedź: Co to jest pies? Otóż, jak dowiedli tego w ostatnim dziesięcioleciu genetycy, odpowiedź na to pytanie wcale nie jest prosta. Okazuje się, że pokolenia antropologów, archeologów i biologów myliły się w kwestii pochodzenia „najlepszego przyjaciela człowieka”.
Przed zbadaniem DNA, co nastąpiło w latach dziewięćdziesiątych XX wieku, ogólnie akceptowana teoria głosiła, że psy wyodrębniły się z gatunków psowatych, czyli kojotów, hien , szakali, wilków itp. około 15000 lat temu. Wyniki pierwszych wyczerpujących badań DNA zaszokowały naukowców. Okazało się bowiem, że wszystkie rasy psów pochodzą wyłącznie od wilków – w żadnym wypadku od innych psowatych. Druga część wyników badań była jeszcze bardziej zaskakująca – wyodrębnienie nastąpiło między 40 a 150 tysiącami lat temu.
Dlaczego te wyniki stanowią problem? Odpowiedzią na to jest kolejne pytanie: jak psy wyhodowano z wilków? Odpowiedź na to pytanie nie tylko jest trudna, ale wręcz niemożliwa! Nie dajcie się ogłupić pseudowyjaśnieniami prezentowanymi przez popularyzatorów nauki, którzy głoszą, że nasi przodkowie z epoki kamiennej oswoili wilki i jakoś (to, w jaki sposób tego dokonano, nigdy nie jest podawane) wyhodowali pierwszego zmutowanego wilka, praprzodka wszystkich psów. Krótko mówiąc, pies jest mutantem wilka.
Problemy pojawiają się w najistotniejszym momencie, kiedy dochodzi do wytworzenia psa i suki wszystkich podgatunków (przy założeniu, że można je wszystkie oswoić i z nimi współżyć). Zróbmy jednak krok dalej i wróćmy do zasadniczego pytania: czym jest pies? Pies jest zmutowanym wilkiem, który posiada tylko te cechy dzikiego przodka, które ludzie uznali za przyjazne i użyteczne. To bardzo zastanawiający fakt.
Proszę przez chwilę zastanowić się nad powyższymi stwierdzeniami. Jeśli ktoś sądzi, że psy ewoluowały z wilków w naturalny sposób , to się myli. Naukowcy doskonale wiedzą, że z powodu rygorystycznej hierarchii w grupie i zwyczajów rozrodczych, nigdy nie dojdzie do przetrwania mutanta, co jest solidnym argumentem przeciwko naturalnemu doborowi.
Skoro nasi przodkowie z paleolitu jakoś tego dokonali, mimo iż rzeczywiste problemy występujące podczas tego procesu są znacznie bardziej skomplikowane, przeto współcześni hodowcy wilków/psów nie powinni mieć problemów z jego powtórzeniem. Niestety, nie jest to takie proste, podobnie jak w przypadku Wielkiej Piramidy. Jak dotąd nie zgłosił się żaden z hodowców twierdzący, że może wziąć dwa czystej krwi wilki i stworzyć z nich psa bez pomocy inżynierii genetycznej.
Wyewoluowanie psa domowego z hordy dzikich zwierząt wydaje się być cudem. Nie powinno było do tego dojść i jest to kolejną zagadką.
MOHANJO DARO – BUDOWNICTWO
Biorąc pod uwagę, że domowe instalacje wodno-kanalizacyjne nie występowały w żadnej formie we współczesnych społeczeństwach przed XX wiekiem, oraz to, że do tego samego czasu nie istniało planowanie miast, za swoistą anomalię można uznać to, co znajdujemy w starożytnym mieście Mohenjo Daro.
To leżące w dolinie Indusu miasto zbudowano na planie siatki około 4500 lat temu, najwyraźniej planując i rozrysowując je przed położeniem pierwszej cegły. Ulice mają szerokość od 2,5 do 3,0 metra i zostały wyposażone w dobrze skonstruowane kanały odprowadzające wodę.
Mohenjo Daro podzielono na dwie części: cytadela znalazła się na wyższym poziomie i była wyposażona w wymyślny zbiornik o nazwie Wielka Wanna wykonany z wysokiej jakości cegły i przewodów. Wielka Wanna miała 12 metrów długości i 2,5 metra głębokości i według wszelkich kryteriów była ogromnym urządzeniem publicznym. Na tym wyższym poziomie znajdowały się również: ogromny spichlerz, duży budynek mieszkalny i kilka sal zgromadzeń. Wielka Wanna była wodoszczelna dzięki zastosowaniu dwóch warstw cegły, zaprawy wapiennej i bitumenicznego uszczelniania (smoła). W wannie była płytka część dla dzieci.
Zastanowić nas powinno, w jaki sposób ta starożytna kultura, o której nic nie wiemy (nie znamy nawet jej języka), stworzyła tak wyrafinowane miasto w czasie wyprzedzającym tego typu rozwiązania o tysiące lat? Inżynierowie budownictwa w tamtych czasach nie zdążyli jeszcze wypełznąć z krytych strzechą chałup, nie mówiąc już o rysowaniu planów skomplikowanych miejskich kompleksów. Widzimy potrzebę zwrócenia się do archeologów i historyków z następującymi pytaniami:
1. Gdzie są miasta, które charakteryzują się stopniem urbanistycznego rozwoju oraz społecznej i technicznej organizacji, które stanowiłyby etap prowadzący do tego, co osiągnięto w Mohenjo Daro?
2. Jak wytłumaczyć nagłe pojawienie się złożonego społeczeństwa w czasie, gdy pozostałe 99,9 procenta ludzkości żyło w skrajnie prymitywnych warunkach?
Nad tymi problemami nie można przejść do porządku dziennego pod aroganckim pozorem, że zostały one już wyjaśnione i omówione w wyniku kopania oraz etykietowania skorup i innych artefaktów. Byliśmy i jesteśmy niezmiernie pobłażliwi dla naszych „miękkich” nauk w odniesieniu do ich nonszalanckich twierdzeń o posiadaniu wszelkich odpowiedzi. W rzeczywistości mamy ich niewiele. Dlaczego więc rzucają kłody pod nogi niezależnych badaczy spoza „szklanych wież”? O cywilizacji Doliny Indusu, która rozciągała się kiedyś na długości tysiąca mil i obejmowała wiele innych miast o poziomie rozwoju podobnym do Mohenjo Daro, wiemy wyjątkowo mało.
Wpisujemy to na naszą listę wielkich zagadek i wzywamy ortodoksyjnych naukowców, aby udowodnili, że jest inaczej, podobnie jak w przypadku dwóch pierwszych zagadek. Podkreślamy, że cywilizacje doliny Indusu istniały w tym samym czasie, w którym powstawała Wielka Piramida. Często mówi, że była to jedna z pierwszych cywilizacji posiadających pisane teksty, których do chwili obecnej nie odczytano.
Obecnie przejdziemy do kolebki wszystkich cywilizacji, Sumeru.
SUMER – ŹRÓDŁO CYWILIZACJI
Czy coś przeoczyliśmy lub przeoczyli to nasi historycy, przyglądający się najwcześniejszym cywilizacjom przez dziwną i zniekształcającą lupę? Podobnie jak Egipt i dolina Indusu, biblijna „ziemia Szinear” (Banilonia) – miejsce urodzin Abrahama – była dokuczliwie gorącą, w zasadzie jałową i bezludną pustynią z potężną rzeką torującą sobie poprzez nią drogę. Czy takie miejsce wygląda na coś, co mogłoby przyciągnąć plemiona z epoki późnego kamienia, aby ich członkowie mogli przysiąść przed swoimi chatami i zachwycić się jego widokiem?
Historycy aż do XX wieku sądzili, że Szinear jest biblijną fikcją, ale teraz wiedzą już wszystko na jego temat i to z absolutną pewnością, której my, niedouczone masy, nie ważymy się kwestionować. Mimo to zachęcamy czytelników do pozostania w nastroju zdrowego sceptycyzmu i poddawania w wątpliwość oficjalnej wersji historii.
Podobnie jak w przypadku kultury, która zbudowała miasta w dolinie Indusu, nikt nie wie kim byli i skąd przybyli starożytni Sumerowie. Oni sami nazywali siebie „czarnogłowymi” i mówili dziwnym językiem, który nie był spokrewniony z językami zamieszkujących ten region plemion semickich. Niektórzy lingwiści wykazują podobieństwo ich języka do języka Basków – kolejna anomalia kulturowa.
Uważamy za ciekawe to, że prymitywni ludzie wybrali ciężkie warunki pustynnego środowiska na miejsce osiedlenia i stworzenia cywilizacji. Dlaczego nie w łagodnej dolinie rzeki w porośniętych lasem górach, zwłaszcza, że Sumer miał bardzo niewiele zasobów naturalnych, żadnych lasów, żadnych minerałów i żadnych skał, których było pełno w Egipcie.
Jak wytłumaczyć, że tej tajemniczej kulturze udało się wynaleźć w tak surowych warunkach wszystkie podstawowe elementy cywilizacji? Sądzimy, że kulturze potrzebne są podstawowe minerały, takie jak miedź, złoto, srebro i cyna, i do tego łatwo dostępne, tak by w wyniku doświadczeń kolejnych pokoleń wykształcił się proces metalurgiczny. Nie ma nic prostego ani przypadkowego w łączeniu surowych rud metali, które one zawierają, ani w tym, jak je wydzielić z ich pierwotnej postaci przy pomocy ciepła.
Mimo to Sumerowie nie tylko opanowali geologię, ale nauczyli się uzyskiwać rudy, znali poziom koniecznych temperatur i wiedzieli, jak budować piece metalurgiczne. To oni stworzyli pierwszy stop-brąz. Podczas gdy metalurdzy dokonywali swoich wyczynów, inni obywatele wynaleźli kolo, budowali miasta, ziguraty, stworzyli pismo, ruchome czcionki, ciągniony przez woły pług, rolnictwo oparte na uprawie zbóż, zaawansowaną matematykę – to tylko niektóre z ich najbardziej znaczących wynalazków.
Coś jest nie tak z tym obrazem. Większość ludzi liczyła przy użyciu palców, jeśli w ogóle, polowała na zwierzęta i zajmowała się zbieractwem. A tu mamy Sumerów uczących się w klasach zasad sześćdziesiątkowego układu matematycznego. Tak, tak, o tej samej podstawie, której używamy obecnie do mierzenia czasu (godzin, minut i sekund). To był pierwszy układ, w którym zastosowano podział koła na 360 stopni, a następnie dokonano dalszego podziału przy użyciu liczb 60, 30, 15, 12 etc. – wszystkie one stanowią część podstawy układu.
Meksykańskie Teotihuacan to ogromne, wręcz przytłaczające stanowisko archeologiczne zorientowane wzdłuż bliźniaczych osi. W latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku zespół archeologów i geodetów przeprowadził bardzo dokładne pomiary i inwentaryzację całego kompleksu. Powstała w ten sposób mapa uwidoczniła siatkę urbanistyczną skupioną wokół dwóch głównych, niemal prostopadłych osi.
Od Piramidy Słońca na północnym krańcu kompleks ciągnie się na południe wzdłuż Alei Zmarłych poza Cytadelę i Wielką Dzielnicę na odcinku około 3,2 km. Do tej północno-południowej osi należy dodać drugą, wschodnio-zachodnią, która zaczyna się w punkcie niezbyt odległym od Piramidy Słońca i biegnie do punktu o zasadniczym znaczeniu astronomicznym i położonym na zachodnim horyzoncie.
Antony Aveni, astronom-antropolog, odkrył, że na wiosnę w dniu, w którym Słońce na północnej półkuli znajduje się w zenicie (18 maja), Plejady (Siedem Sióstr), gromada gwiazd w gwiazdozbiorze Byka , po raz pierwszy pojawia się nad horyzontem i budowniczowie skierowali swoją oś wschód-zachód właśnie na ten punkt.
Co więcej, Słońce zachodzi w tym punkcie horyzontu 12 sierpnia, w rocznicę początku obecnego cyklu kalendarza mezoamerykańskiego (piątego Słońca), którego początkiem był, jak uzgodnili wspólnie uniwersyteccy i niezależni badacze, dzień 12 sierpnia 3114 roku p.n.e.
Jest sprawą oczywistą, że Teotihuacan zostało założone w nawiązaniu do osi odzwierciedlających, zarówno niebieskie, jak i geograficzne i geodezyjne zależności. Idąc aleją od jednej piramidy do drugiej, a także schodami w górę, oraz analizując stanowisko pod różnymi kątami widzenia, obserwator odnosi wrażenie, że znalazł się w środku ogromnej geometrycznej matrycy.
Teotihuacan było pierwszym prawdziwie miejskim ośrodkiem w Amerykach. U szczytu jego rozwoju, około roku 500 n.e., zamieszkiwało je około 200000 ludzi. George E. Stuart, archeolog i redaktor magazynu National Geografic, tak oto podsumowuje naszą wiedzę na ten temat:
„Mówimy o nim z podziwem, podobnie jak o egipskich piramidach, ale wciąż jesteśmy bliscy kompletnej niewiedzy w odniesieniu do źródeł Teotihuacan, języka jego mieszkańców, systemu organizacji społeczeństwa i przyczyny upadku”.
Jednym z najdziwniejszych artefaktów był arkusz miki znaleziony przez archeologów w XX wieku w górnych warstwach piramidy Słońca. Nie była to wykuta ceramiczna skorupa, którą można skatalogować i odłożyć na bok w skrzyni, a mimo to tak właśnie archeolodzy potraktowali to znalezisko. Dla każdego, nawet z powierzchowną wiedzą techniczna, odkrycie dużego arkusza miki w starożytnej piramidzie musi być szokujące. W rzeczy samej jest to jeden z tych doniosłych dowodów, które zamykają archeologom usta.
Mika jest niepalnym materiałem, izolatorem, który występuje w postaci małych płytek o niewielkiej wytrzymałości. Nie jest wykorzystywana w budownictwie jako materiał konstrukcyjny, natomiast NASA stosuje ją do ekranowania przed promieniowaniem w pojazdach kosmicznych. Mikę stosuję się również w podzespołach elektronicznych i w kuchenkach mikrofalowych. Jest dobrym ekranem chroniącym przed promieniowaniem elektromagnetycznym, na przykład falami radiowymi. Piramida Słońca, podobnie jak Wielka Piramida, posiada podziemną część usytuowaną w środku podstawy. Duża piramida z warstwami grubej miki byłaby doskonałym ekranem. Umieszczenie jej w piramidzie rodzi pytania, na które moglibyśmy odpowiedzieć dopiero dziś po rozwinięciu technologii z zakresu elektroniki, atomistyki i kosmonautyki.
Grube arkusze miki znaleziono również w odległości około 400 metrów od Piramidy Słońca w Alei Zmarłych i miały one znaczne rozmiary dochodzące do 27,5 m2. Arkusze umieszczone były pod płytą podłogi kompleksu zwanego obecnie Świątynią Miki. Czym mogli się kierować budowniczowie umieszczając mikę w danej budowli? Z całą pewnością nie były to względy dekoracyjne. Żeby jeszcze bardziej skomplikować tę zagadkę, ustalono, że znaleziona mika pochodzi z Brazylii. Teraz zaczynamy dochodzić do sedna sprawy. Skąd ta podobno autochtoniczna, lokalna kultura wiedziała, że mika znajduje się w brazylijskiej dżungli, w miejscu położonym w odległości 3200 km od Teotihuacan? Co więcej, jak udało się im przetransportować tak wielkie arkusze miki na tak dużą odległość bez pojazdów kołowych? Z całą pewnością nie za pomocą zespołów sztafet przemieszczających się pieszo! W starożytnym Meksyku nie odkryto żadnych statków ani portów morskich.
WYSOKO ZAAWANSOWANA TECHNIKA W PERU Z EPOKI KAMIENNEJ
Jezioro Titicaca leży w Andach na granicy Peru i Boliwii. To najwyżej położone na świecie duże jezioro i wiele wskazuje na to, że kiedyś łączyło się z oceanem. Megalityczne budowle, takie jak Brama Słońca w Tiahuanaco w Boliwii, również wskazują na czasy dawnej świetności. Brama została wykuta z jednego bloku skalnego, co jest dość trudnym zadaniem.
Przemieszczając się na północ w kierunku Cuzco w Peru napotykamy jeszcze większe i robiące ogromne wrażenie tajemnicze budowle. Są to ściany zbudowane z megalitycznych bloków na wzór skomplikowanej układanki, podobne do bardziej znanych murów z rejonu Machu Picchu. Niektóre z tych megalitycznych budowli zawierają powycinane w skomplikowany sposób bloki skalne o wadze ponad 100 ton, z których część jest połączona klamrami z brązu. Brąz musiał być tu przywieziony, ponieważ w prekolumbijskim Peru nie znano sposobu jego wytwarzania.
Wysokie Andy, podobnie jak Sumer, nie są miejscem gdzie można by się spodziewać miast epoki kamiennej, dowodów zaawansowanej techniki i uprawy roli. Doskonale wiadomo, że rejon wokół Tiahuanaco, położony na wysokości 3810 metrów n.p.m., został przekształcony w strefę wysokowydajnego rolnictwa. Uzyskano to poprzez budowę grobli, tam, kanałów i podniesionych grządek, co chroniło rośliny przed przymrozkami.
Próbowaliśmy wykazać, że nasza planeta pełna jest cudów i wciąż czekających na wyjaśnienie tajemnic. Więcej informacji na ten temat, jak również dotyczących naszych teorii, można znaleźć w naszych książkach: The Genesis Rase (Rasa Genetyczna) Willa Harta i Ancient Gods and Their Mysteries: Will They Return in 2012 AD? (Starożytni bogowie i ich tajemnice – czy powrócą w roku 2012?) Roberta Berringera.
Poniżej wszystkie cztery części artykułu o białym proszku złota, który jest uznawany za słynny kamień filozoficzny. Jest to substancja mająca oświecić i wznieść na wyższy poziom świadomość rodzaju ludzkiego.
Neo
Poniższy artykuł to zapis prelekcji, jakąDavid Hudson wygłosił 28 lipca 1995 roku w Portland w stanie Oregon. Obiecałem wówczas Czytelnikom, że opublikujemy dalszą część tej historii, jeśli uda się nam uzyskać zapis drugiej części prelekcji, którą Hudson wygłosił nazajutrz, 29 lipca. Szukaliśmy jej dosyć długo, wykorzystując również prywatne kontakty, lecz bez rezultatu. Wygląda na to, że nie istnieje jej transkrypcja.
Istnieje natomiast dostępny, między innymi w Internecie zapis prelekcji, którą Hudson wygłosił kilka miesięcy wcześniej, 10 i 11 lutego, w Dallas w Teksasie, a także zapis późniejszych warsztatów oraz sesji pytań i odpowiedzi. Okazało się jednak, że w czasie prelekcji w Portland Hudson podał nieco więcej szczegółów dotyczących swojego odkrycia, w związku z czym postanowiliśmy dokonać kompilacji, publikując pierwszą część prelekcji z Portland, a następnie drugą część (z następnego dnia) z Dallas i zakończyć całość prezentacji tej sprawy obszernymi fragmentami sesji pytań i odpowiedzi, które zawierają dane stanowiące uzupełnienie lub rozwinięcie informacji podanych w podczas prelekcji.
Mam nadzieję, że ta historia spodoba się również Wam, Drodzy Czytelnicy. Jest to niezwykła opowieść o ludzkiej pasji i geniuszu, do której chętnie wracam, uważając ją za wartą jak najszerszego rozpropagowania.
Ryszard Z. Fiejtek
Nazywam się Davis Hudson. Jestem od trzech pokoleń mieszkańcem Phoenix, wywodzącym się ze starej osiadłej w jego okolicach rodziny. Jesteśmy rodziną o bardzo konserwatywnych poglądach i nigdy nie przyszło mi do głowy, że kiedykolwiek będę robił to, co teraz robię. W latach 1975-1976 bardzo rozczarowałem się amerykańskim systemem bankowości. Byłem właścicielem mającej 700 000 akrów (28 350 hektarów) powierzchni farmy położonej w dolinie Yuma w pobliżu Phoenix. Byłem facetem dużego formatu. Do uprawy tej ziemi zatrudniłem około 40 robotników. Miałem w banku otwartą linię kredytową do wysokości 4 milionów dolarów. Jeździłem mercedesem i miałem dom o wielkości 15 000 stóp kwadratowych (1394 metrów kwadratowych). Byłem kimś przez duże „K”.
W roku 1975 zająłem się analizą naturalnych produktów pochodzących z terenów, na których położona była moja farma. Musicie państwo wiedzieć, że w Arizonie mamy problem ze zbyt dużą zawartością sodu w glebie. Gleba ta, przypominająca kolorem czekoladowe lody, wygląda z wierzchu jak chrzęszczący pod nogami czarnoziem. Nie wchłania wody i sód nie jest z niej wypłukiwany. Nazywamy ją tutaj czarną ziemią alkaliczną.
Radziliśmy sobie z tym problemem w ten sposób, że w arizońskich kopalniach miedzi kupowaliśmy dziewięćdziesięciotrzyprocentowy kwas siarkowy. Dla ciekawości podaję, że stężenie kwasu w akumulatorach samochodowych wynosi od 40 do 60 procent. Stężenie używanego przez nas kwasu wynosiło 93 procent, czyli było bardzo wysokie. Przywoziliśmy na farmę ten kwas cysternami i zakwaszaliśmy nim ziemię w ilości 30 ton na jeden akr. Następnie układaliśmy na gruncie sześciocalowe (15 cm) taśmy, które zagłębiały się weń na głębokość od 3 do 4 cali (7,5 do 10 cm). Po nawodnieniu – w Arizonie nic nie wyrośnie bez nawodnienia – grunt ulegał w wyniku działania kwasu spienieniu – musował. Prowadziło to do przekształcenia czarnych gruntów alkalicznych w rozpuszczalne w wodzie białe grunty alkaliczne. W ten sposób można było w przeciągu półtora lub dwóch lat doprowadzić ziemię do stanu umożliwiającego uprawę.
W czasie przekształcania tego gruntu w ziemię uprawną ważne było utrzymywanie wysokiej zawartości wapnia w postaci węglanu wapnia. Węglan wapnia buforuje działanie kwasu siarkowego. Jeśli nie ma wystarczającej ilości węglanu wapnia kwasowość gleby spada, pH wzrasta do 4-4,5, co powoduje związanie wszystkich śladowych mikroelementów, jeśli uprawia się na przykład bawełnę, to wyrasta ona do pewnej wysokości, a następnie przestaje rosnąć. W czasie aplikowania tych środków do ziemi bardzo ważne jest pamiętanie o wszystkich elementach, które się w niej znajdują – ile jest w niej żelaza, wapnia etc.
W trakcie badania składu gruntu natrafiliśmy na pewien materiał, którego nikt nie potrafił zidentyfikować. Zaczęliśmy badanie jego pochodzenie, i stwierdziliśmy, że bierze się on z pewnych tworów geologicznych. Doszliśmy do wniosku, że, czymkolwiek on jest, najlepiej będzie badać go w miejscu, gdzie jest go najwięcej.
Zabraliśmy go do laboratorium chemicznego, rozpuściliśmy i otrzymaliśmy krwistoczerwony roztwór. Kiedy jednak doprowadziliśmy go do strącenia za pomocą sproszkowanego cynku, otrzymaliśmy czarny osad, którego należało się spodziewać w przypadku pierwiastka szlachetnego, który po chemicznym wyizolowaniu go z kwasu nie podlega powtórnemu w nim rozpuszczeniu.
Wyizolowawszy tę substancję z czarnej ziemi alkalicznej, wysuszyliśmy ją. Użyliśmy do tego celu dużego porcelanowego lejka Buchnera wysłanego papierowym filtrem. Substancja osiadła na filtrze, tworząc warstwę grubości około 1/4 cala (6,35 mm). Nie miałem wtedy do dyspozycji pieca suszarniczego, więc skorzystałem z ciepła dostarczanego przez arizońskie słońce, które p odgrzało ją do temperatury około 115 stopni, dzięki czemu przy wilgotności powietrza wynoszącej 5 procent wyschła bardzo szybko.
Po wyschnięciu substancja ta nagle wybuchła. Eksplozja ta nie przypominała żadnej z tych, jakie widziałem w swoim życiu, a miałem juz do czynienia z różnymi materiałami wybuchowymi. Nie było ani eksplozji ani implozji. Wyglądało to tak jakby ktoś jednocześnie odpalił około 50 000 żarówek błyskowych – puff! … i po wszystkim. Cała substancja zniknęła podobnie jak filtr, zaś lejek pękł.
Wziąłem więc nowiutki ołówek, który nie był jeszcze temperowany, postawiłem go pionowo obok lejka i zacząłem suszyć kolejną próbkę tej substancji. Kiedy ponownie nastąpił wybuch, okazało się, że ołówek został spalony w około 30 procentach, ale nie przewrócił się. Cała próbka znowu zniknęła. Nie była to ani eksplozja ani implozja. Było to coś w rodzaju potężnego błysku światła. Wyglądało tak, jakby ktoś postawił ten ołówek obok kominka i po 20 minutach stwierdził, że z jednej strony on dymi i jednocześnie pali się z obu. Tak właśnie wyglądał on tuż po błysku. Najbardziej zastanawiało mnie to nieoczekiwane zachowanie tej substancji. Odkryliśmy, że jeżeli wysuszy się ja bez dostępu światła słonecznego, nie wybucha, jeżeli na słońcu – wybucha.
Następnie wzięliśmy trochę tej substancji, wysuszonej bez dostępu światła słonecznego, i poddaliśmy procesowi redukcji w tyglu. Reakcję tę przeprowadziliśmy w porcelanowym tyglu w kształcie filiżanki, do którego włożyliśmy nasz proszek zmieszany z ołowiem i innymi topnikami i podgrzewaliśmy, dopóki ołów nie uległ stopieniu. Dzięki temu zabiegowi metale cięższe od ołowiu pozostają w nim, a lżejsze wypływają na wierzch. Na tej zasadzie opiera się znana od setek lat metoda ogniowego oznaczania metali szlachetnych. W jej wyniku złoto i srebro pozostają w ołowiu, zaś wszystkie pozostałe lekkie pierwiastki wypływają z niego. Jest to wypróbowana metoda analizy metali.
Nasza substancja przemieściła się na dno roztopionego ołowiu, jakby była złotem lub srebrem. Zdawała się mieć gęstość większą od niego. Następnie zlaliśmy szalkę, która nie mogła zawierać żadnych pierwiastków szlachetnych, i odlaliśmy ołów. Okazało się wówczas, że nasza substancja uformowała na dnie roztopionego ołowiu wyraźnie oddzielającą się od niego zwartą grudkę. Kiedy następnie umieści się ołów w kulepce z popiołem kostnym, ołów wsiąka w popiół, pozostawiając na wierzchu grudkę złota i srebra. Wykonaliśmy identyczną operację i również uzyskaliśmy grudkę, która powinna składać się z mieszaniny złota i srebra.
Przekazaliśmy ją do zbadania wszelkim możliwym laboratoriom chemicznym i wszędzie uzyskaliśmy jednobrzmiącą odpowiedź: „To jest wyłącznie złoto ze srebrem”. Wszystko w porządku tylko, że kiedy umieściło się próbkę tej substancji na stole i uderzyło w nią młotkiem, rozpryskiwała się, jakby była ze szkła, a przecież jak dotąd nie są znane żadne stopy złota i srebra, które nie byłyby kowalne. Złoto i srebro rozpuszczają się w sobie i tworzą trwałe stopy. Oba metale są miękkie i ich stop również. Jeśli to, co otrzymaliśmy, było mieszaniną złota i srebra, to powinno być miękkie i kowalne. Stop złota i srebra można rozwałkować, zrobić z niego naleśnik. Nasza próbka natomiast rozpryskiwała się jak szkło. Powiedziałem więc:
– Dzieje się tu coś, czego nie rozumiemy. Coś bardzo niezwykłego. Cóż więc zrobiliśmy. Ano oddzieliliśmy chemicznie złoto i srebro i jako pozostałość otrzymaliśmy dużą sporą jakiejś czarnej substancji. Kiedy dałem ją do analizy laboratoryjnej, powiedziano mi, że to mieszanina żelaza, krzemionki i aluminium.
– To niemożliwe – stwierdziłem – to nie może być żelazo, krzemionka i aluminium. Po pierwsze, kiedy już zostanie wysuszone, nie da się jej rozpuścić w żadnym kwasie ani zasadzie. Nie rozpuszcza się w dymiącym kwasie siarkowym, siarkowo-azotowym czy solno-azotowym. Kwasy te rozpuszczają nawet złoto, ale nie potrafią rozpuścić tej czarnej substancji.
Uważałem, że zachowuje się ona bardzo dziwnie i że musi istnieć wytłumaczenie tego zachowania. Jednak nikt nie potrafił mi jego podać.
Udałem się przeto na uniwersytet Cornella i powiedziałem:
– Panowie, mamy zamiar wydać trochę forsy na rozwiązanie tej zagadki.
Wynająłem w końcu pewnego doktora z tej uczelni, który uważał się za specjalistę od pierwiastków szlachetnych, albowiem sądziłem, że mamy do czynienia z którymś z nich. Powiedziałem mu krótko:
– Chcę się dowiedzieć, co to takiego.
Zapłaciłem mu i wróciłem do Arizony, on zaś przyjrzał się naszym dotychczasowym ustaleniom i stwierdził:
– Mamy w Cornell urządzenie zdolne do wykrywania stężeń rzędu jednej miliardowej. Proszę mi dać próbkę tego materiału do zbadania w Cornell, a powiem panu, z czego się ona składa pod warunkiem, że nie jest to chlor, brom lub któryś z lżejszych pierwiastków, bowiem w takim przypadku nie jestem w stanie wykonać odpowiedniej analizy. Jeśli jednak jest to pierwiastek cięższy od żelaza, to zidentyfikujemy go.
Niestety, kiedy przyjechałem po wyniki, oświadczył mi, że to wyłącznie żelazo, krzemionka i aluminium. Zapytałem go wówczas:
– Doktorze, czy zna pan jakieś laboratorium chemiczne, które moglibyśmy wynająć?
– Tak – odrzekł.
– Zatem chodźmy tam.
Pracowaliśmy w laboratorium przez resztę dnia i udało nam się oddzielić całą krzemionkę, całe żelazo i aluminium. To, co pozostało, stanowiło 98 procent całej próbki – i to miało być to nic.
Oświadczyłem wówczas:
– Niech pan spojrzy, mogę to wziąć do ręki, mogę to zwarzyć, mogę przeprowadzić reakcje chemiczne. To jest coś. Wiem, że to jest coś. To nie jest nic.
A on na to:
– Widma adsorpcyjne i emisyjne nie zgadzają się z tym, co zostało zaprogramowane w naszych przyrządach.
Odpowiedziałem mu, że to jest jednak coś i że zamierzam dowiedzieć się, co to takiego.
– Panie Hudson – odrzekł doktor – gdyby przydzielił pan nam stypendium w wysokości 350 000 dolarów, moglibyśmy zlecić naszym dyplomantom zbadanie tej próbki.
Zapłaciłem temu facetowi 22 000 dolarów, ponieważ twierdził, że potrafi zbadać wszystko, ale jak się okazało, nie potrafił. Nawet nie zaproponował zwrotu choćby części tej sumy, w związku z czym powiedziałem mu:
– Proszę pana, nie wiem, ile pan tu płaci ludziom. Jeśli o mnie chodzi, płacę robotnikom na farmie minimalne pobory i za 350 000 dolarów mogę uzyskać znacznie więcej niż pan. Dlatego wracam do siebie i postaram się wykonać to zadanie sam.
Wróciłem do Phoenix całkowicie rozczarowany nauką uniwersytecką. Nie wywarły na mnie wrażenia doktoraty tamtych ludzi. Byłem zdegustowany ludźmi, którym płaciłem pieniądze. Odkryłem, że to potężny system, który generuje dyplomantów produkujących dużą ilość zapisanego papieru, z którego nic nie wynika. Mimo to rząd płaci im za każdy papierek, jaki zapiszą, dzięki czemu dostają pieniądze proporcjonalne do ilości zapisanego papieru. Wszyscy twierdzą to samo, że otrzymają nagrodę za to, co napisali i zabierają się do zapisywania kolejnego papieru. Kiedy człowiek dowiaduje się, co się teraz robi na uniwersytetach, doznaje głębokiego rozczarowania.
Prowadząc poszukiwania na własną rękę, dowiedziałem się, że w okolicy mieszka człowiek, który jest specjalistą od spektroskopii i przez wiele lat pracował w zachodnioniemieckim Instytucie Spektroskopii. Przez jakiś czas pracował jako główny specjalista od spraw spektroskopii w spółce Lab Test w Los Angeles, która zajmuje się budową sprzętu spektroskopowego. Był tym, który projektował, a następnie sprawdzał w działaniu te urządzenia. Powiedziałem sobie: „Oto właściwy człowiek. Jest nie tylko technikiem, ale wie również, jak działają te urządzenia”.
Udałem się do niego z rosyjska książką, którą podarował mi człowiek od analizy płomieniowej. Nosiła ona tytuł The AnalyticalChemistryof the Platinum Group Elements (Chemiczna analiza pierwiastków z grupy platynowców) i była napisana przez Ginzburga i jego współpracowników. Wydana została przez Akademię Nauk ZSRR. Pisało w niej, że w celu wykrycia tych pierwiastków należy poddać je wyżarzaniu przez 30 sekund.
Biorąc pod uwagę fakt, że niektórzy z państwa nigdy nie mieli do czynienia ze spektroskopią, pragnę wyjaśnić, że proces ten polega na tym, że bierze się węglową elektrodę z wgłębieniem na jednym końcu, do którego wkłada się badany materiał, po czym zbliża się do niej drugą elektrodę i inicjuje łuk elektryczny. W powstałej w ten sposób wysokiej temperaturze w ciągu 15 sekund wypala się węgiel i elektroda znika wraz z próbką. Tak więc wszystkie laboratoria w naszym kraju wykonują piętnastosekundowe wyżarzanie i podają jego wynik jako miarodajny. Zdaniem uczonych z Akademii Nauk ZSRR temperatura wrzenia wody ma się tak do temperatury wrzenia żelaza, jak ta ostatnia do temperatury wrzenia platynowców.
Jak wszystkim wiadomo, silnik samochodowy nagrzewając się nie przekroczy temperatury wrzenia wody, dopóki w chłodnicy znajduje się woda. Jeśli ktoś podgrzewał wodę w garnku na płytce, wie doskonale, że garnek nie osiąga temperatury większej od temperatury wrzącej w nim wody. Ale kiedy woda wygotuje się, jego temperatura zaczyna bardzo szybko rosnąć.
Analogicznie jest z tą próbką. Dopóki jest w niej żelazo, dopóty nie przekroczy ona temperatury wrzenia żelaza. Dopiero kiedy ono wyparuje, można podnosić temperaturę dalej. Dosyć jest trudno pojąć, że coś topiącego się i wrzejącego w tak wysokiej temperaturze, jak ma to miejsce w przypadku żelaza, może spełniać w porównaniu do innych pierwiastków rolę wody, ale tak właśnie jest. Aby zrealizować nasz cel, musieliśmy zbudować komorę wyżarzania, w której elektroda w osłonie argonowej zapobiegającej jej kontaktowi z tlenem lub powietrzem pozwoliłaby na wyżarzanie próbki nie przez 15 sekund, ale przez 300 sekund, który to czas był zdaniem Akademii Nauk ZSRR konieczny do oznaczenia składników naszej próbki.
Byliśmy dobrze przygotowani – mieliśmy wskaźnik pK, określiliśmy standardy, zmodyfikowaliśmy urządzenie, wykonaliśmy wszystkie analizy niezbędne do uzyskania wyniku i oznaczyliśmy wszystkie linie spektralne na mierzącym trzy i pół metra instrumencie. Te wymiary pokazują jak duży musiał być nasz pryzmat, który służy do tworzenia linii spektralnych. Dla porównania dodam, że większość uniwersytetów posługuje się przyrządami wielkości 1,5 metra. Nasz miał 3,5 metra. Była to ogromna maszyna, która zajmowała prawie cały garaż. Miała około 30 stóp (9 m) długości i prawie 9 stóp (2,7 m) wysokości.
Przejdźmy jednak do konkretów. Kiedy rozpoczęliśmy doświadczenie, w ciągu pierwszych 15 sekund uzyskaliśmy potwierdzenie, istnienia żelaza, krzemionki, aluminium, śladowych ilości wapnia, sodu i tytanu. Potem, pod koniec pierwszych 15 sekund, odczyty urwały się. Nic nie pojawiło się po kolejnych 20, 25, 30 i 40 sekundach. Minęło 45, 50, 55, 60, 65 sekund i wciąż nic się nie pokazywało. Patrząc na elektrodę przez kolorowe szkło, widać było jednak, że wciąż znajduje się na niej mała kuleczka jakiejś białej substancji, lecz mimo to nie pojawiały się żadne odczyty.
Po 70 sekundach, dokładnie jak to opisywał podręcznik nauk ZSRR, ukazał się odczyt palladu, a potem platyny. Po platynie wystąpił rod, po rodzie ruten, potem iryd, a na końcu osm.
Nie wiem, czy w przypadku innych ludzi jest tak samo, jak było w moim, ale jeśli mam być szczery, nie miałem pojęcia co to za pierwiastki. Wiedziałem, że w grupie platynowców w okresowym układzie pierwiastków znajduje się sześć pierwiastków – nie tylko platyna. Nie odkryto ich jednocześnie – były stopniowo dodawane. Są to odrębne pierwiastki, tak jak odrębne są żelazo, kobalt i nikiel. Ruten, rod i pallad to tak zwane lekkie platynowce, zaś osm, iryd i platyna to ciężkie platynowce.
Dowiedzieliśmy się, że cena rodu wynosi około 3000 dolarów za uncję, złota – 400 dolarów, irydu – 800 dolarów, rutenu – 150 dolarów.
„No, mo – pomyśleliśmy”- pomyśleliśmy – „to chyba bardzo ważne pierwiastki?”
I rzeczywiście to ważne pierwiastki, a ich największe znane złoża znajdują się w Południowej Afryce. Aby się do nich dostać i móc eksploatować złoże o grubości 18 cali (45 cm) trzeba wryć się w ziemię na pół mili (800 m). Kiedy juz wydobędzie się urobek na powierzchnię, okazuje się, że jedna jego tona zawiera zaledwie jedną trzecią uncji tych cennych pierwiastków.
Wielokrotnie sprawdziliśmy wszystkie analizy, która wykonaliśmy w okresie dwóch i pół roku. Sprawdziliśmy przebieg każdej linii spektralnej, wszystkie potencjały interferencyjne – sprawdziliśmy wszystko bardzo dokładnie.
Kiedy zakończyliśmy analizę jakościową, mój człowiek zajął się analizą ilościową i oświadczył:
– Wiesz Dave, w jednej uncji masz 6 do 8 uncji palladu, 12 do 13 uncji platyny, 150 uncji osmu, 250 uncji rutenu, 600 uncji irydu i 800 uncji rodu, inaczej mówiąc masz około 2000 uncji tych pierwiastków w jednej tonie surowego materiału, podczas gdy w znanych obecnie najbogatszych złożach zawartość tych pierwiastków w jednej tonie rudy nie przekracza 1/3 uncji.
Jak można zauważyć, stymulatorem naszej pracy nie było to, że znajdziemy tam te pierwiastki. Były one tam jednak i to w bardzo znacznych ilościach. I mówiły do nas: „Słuchaj głupcze, spójrz na to uważnie, próbujemy ci coś pokazać”. Gdyby okazało się, że są one tam niewielkich ilościach, prawdopodobnie bym na tym poprzestał zadowolony, że udało mi się w końcu ustalić, co to jest. Ale było ich za dużo i zadałem sobie kolejne pytanie: „Boże, jak to możliwe, aby były one tam w takich ilościach i nikt o tym nie wiedział?”
Proszę nie zapominać, że nie chodzi tu o jedną analizę, ale o całą ich serię wykonaną w ciągu dwóch i pół roku codziennej mozolnej pracy. Co więcej, człowiek, który wykonywał dla mnie te badania po zapoznaniu się z ich wynikami, odesłał mnie z kwitkiem, ponieważ nie mógł w nie uwierzyć. Pracował nad tym jeszcze przez dwa miesiące, po czym zadzwonił do mnie i stwierdził krótko:
– Miałeś rację, Dave.
Aż takim był sceptykiem. Nie był w stanie sam mnie przeprosić. To niemiecki badacz z niemiecką dumą. Poprosił więc swoją żonę, aby zadzwoniła do mnie i przeprosiła mnie w jego imieniu.
Był pod tak silnym wrażeniem, że wyjechał do Niemiec, do Instytutu Spektroskopii. Opisano go później w specjalistycznych magazynach naukowych poświęconych spektroskopii jako tego, który udowodnił występowanie wspomnianych pierwiastków w naturalnych tworach geologicznych południowo-zachodniej części Stanów Zjednoczonych. Nie są to powszechnie dostępne, niemniej udało mi się do nich dotrzeć i przeczytać o nim.
W Instytucie nie miano pojęcia, skąd dokładnie pochodził materiał poddawany analizie, jaka była jego koncentracja – nic nie wiedzieli. Przeprowadzili tylko analizę małej części proszku. Najbardziej szalone w tym wszystkim było to, że usunęliśmy z proszku jedynie krzemionkę i przesłaliśmy im to, co pozostało. Wyniki były wręcz nieprawdopodobne
Kiedy juz poznaliśmy końcowe wyniki, stwierdziliśmy, że cały problem sprowadzał się do odpowiedniej ilości pieniędzy, gdyż one, jak zapewne państwo wiedzą, rozwiązują wszystko.
Tak więc po wyżarzaniu próbki przez 69 sekund przerwałem proces. Pozwoliłem aparaturze ostygnąć, wyjąłem kieszonkowy nóż i wydłubałem z wierzchołka elektrody maleńką kulkę, która po wyłączeniu łuku elektrycznego zapadła się w jej głąb. Następnie wysłałem ją do analizy do Laboratorium Harwella w Londynie gdzie wykonano analizę na zawartość metali szlachetnych. W swoim sprawozdaniu napisali: „Nie wykryto pierwiastków szlachetnych”. A przecież przerwałem proces na sekundę przed rozpoczęciem uwalniania się palladu. Zastosowali pobudzanie neutronowe, a mimo to nie wykryli obecności pierwiastków szlachetnych. To nie miało żadnego sensu. Musiało istnieć na to jakieś wytłumaczenie. Albo pierwiastek został przemieniony w inny, albo istniał w jakiejś formie, której nie znaliśmy. Postanowiłem zebrać więcej danych na ten temat.
Udałem się do laboratorium dra Johna Sickafoos’a, człowieka biegłego w wydzielaniu i oczyszczaniu pierwiastków z materiałów o nieznanym składzie. jest absolwentem Uniwersytetu Stanowego w Iowa i doktorem w dziedzinie wydzielania metali. To on zajmował się problemem ścieków w firmach Motorola i Sperry położonych w Arizonie. W swojej karierze zawodowej miał do czynienia ze wszystkimi pierwiastkami znajdującymi się w układzie okresowym, z wyjątkiem czterech. Miał do czynienia ze wszystkimi pierwiastkami ziem rzadkich, a także wszystkimi stworzonymi przez człowieka. Wyizolował wszystkie pierwiastki z układu okresowego, z wyjątkiem czterech. Tak się złożyło, że to ja zwróciłem się do niego z prośbą wyizolowania sześciu pierwiastków, wśród których były owe cztery, z którymi nie miał do tej pory do czynienia. W odpowiedzi na tę propozycję powiedział:
– Panie Hudson, słyszałem o tym już wcześniej. Odkąd sięgam pamięcią, a musi pan wiedzieć, że tak jak i pan jestem rodowitym Arizończykiem, dochodziły mnie słuchy o tych szlachetnych pierwiastkach. Jestem pod silnym wrażeniem sposobu, w jaki pan się do tego zabrał, a także systematycznością pańskiego działania. Nie mogę obecnie umawiać się z panem na zapłatę za moją ewentualną pracę, ponieważ jeśli to zrobię, będę zmuszony do napisania pisemnego sprawozdania. A wszystko, co mam do sprzedania, to moja reputacja, moja wiarygodność. Jestem w Arizonie przysięgłym ekspertem w dziedzinie sposobów wydzielania metali. Mogę się zgodzić pracować dla pana bez żadnej zapłaty, dopóki nie odkryję, w którym miejscu popełnia pan błąd. Kiedy już to odkryję, dam panu sprawozdanie na piśmie i wówczas zapłaci mi pan po 60 dolarów za każdą przepracowaną na pańską rzecz godzinę.
Obliczyłem, że suma ewentualnego wynagrodzenia wynosiłaby od 12 000 do 15000 dolarów. Pomyślałem sobie, że jeśli to ma zdjąć ze mnie przekleństwo niepowodzeń, jeśli uzyskam ostateczną odpowiedź, to gra jest warta świeczki. tak wtedy uważałem i powiedziałem mu, że zgadzam się na jego propozycję.
Po trzech latach oświadczył mi:
– Mogę z całą stanowczością stwierdzić, że to nie jest jakiś inny pierwiastek. Jesteśmy w końcu ludźmi wykształconymi, nauczono nas, jak chemicznie oddzielać od siebie pierwiastki, a następnie poddawać je ścisłemu określaniu.
Jako przykład podam rod. A to dlatego, że w roztworze chlorkowym ma on charakterystyczny żurawinowy kolor, bardzo zbliżony do koloru soku z czerwonych winogron. Żaden inny pierwiastek nie daje takiego koloru w roztworze chlorkowym. Ostatnią czynnością, jaką wykonuje się przed wydzieleniem tego pierwiastka, jest neutralizacja kwaśnego roztworu, w czasie której następuje jego wytrącenie z roztworu w postaci czerwonobrązowego dwutlenku, który jest podgrzewany potem przez godzinę do temperatury 800 stopni w kontrolowanej atmosferze, co powoduje powstanie bezwodnego dwutlenku, z którego po poddaniu go redukcji wodorowej w kontrolowanej atmosferze, co powoduje powstanie bezwodnego dwutlenku, z którego po poddaniu go redukcji wodorowej w kontrolowanej atmosferze wydziela się czysty pierwiastek, zaś nadmiar wodoru zostaje wypalony.
Tak więc przeprowadziliśmy neutralizację kwaśnego roztworu i wytrąciliśmy zeń czerwonobrązowy dwutlenek, czyli w takim kolorze, jakiego należało się spodziewać. Odfiltrowaliśmy go, podgrzewaliśmy przez godzinę w atmosferze tlenowej w piecu tlenowym, po czym poddaliśmy redukcji wodorowej, aż otrzymaliśmy szarobiały proszek, czyli w takim kolorze jaki powinien mieć czysty rod. Następnie w celu jego wyrzażenia podgrzaliśmy go do temperatury 1400 stopni w atmosferze argonu i wówczas zmienił on kolor na śnieżnobiały, co nie powinno mieć miejsca.
Widząc to, John powiedział:
– Dave, mam zamiar podgrzać to aż do momentu uzyskania bezwodnego tlenku, a następnie oziębić, oddzielić jedną trzecią próbki i włożyć ją do szczelnie zakorkowanej i opieczętowanej fiolki. Pozostałe dwie trzecie fiolki włożę z powrotem do pieca tunelowego i będę podgrzewał w atmosferze tlenowej, następnie jeszcze raz oziębię ją, oczyszczę gazem szlachetnym i podgrzeję w atmosferze wodoru w celu zredukowania tlenków. Wodór wejdzie w związek z tlenem tworząc wodę i oczyści w ten sposób metal. Potem oziębię go aż do otrzymania białoszarego proszku, którego połowę włożę do następnej szczelnie zakorkowanej i opieczętowanej fiolki. Pozostałą część proszku ponownie włożę do pieca, utlenię, zredukuję wodorem i wyżarzę do momentu otrzymania śnieżnobiałego proszku, któru włożę do kolejnej, zakorkowanej i opieczętowanej fiolki. Wszystkie trzy fiolki prześlę do Pacific Petrochem w Los Angeles, która jest jedną z najlepszych firm w USA zajmujących się spektroskopią.
Wkrótce nadeszła analiza pierwszej próbki: czerwonobrązowy dwutllenek okazał się tlenkiem żelaza. W następnej fiolce wykryto wyłącznie krzemionkę i aluminium – ani śladu żelaza. To oznaczało, że działanie wodorem na tlenek żelaza przekształciło go w krzemionkę i aluminium. W trzeciej fiolce wykryto wapń i krzemionkę. A gdzie podziało się aluminium?
John westchnął i rzekł:
– Dave, moje życie było takie proste, zanim cię poznałem. Przecież to wszystko nie ma najmniejszego sensu. To, nad czym pracujesz, spowoduje rewizję podręczników fizyki i konieczność napisania od nowa podręczników chemii oraz wyciągnięcie zupełnie nowych wniosków.
Następnie dał mi rachunek, który opiewał na sumę 130 000 dolarów. Zapłaciłem mu, on zaś rzekł:
– Dave, wyizolowałem pierwiastki i sprawdziłem je chemicznie na 50 różnych sposobów. W tonie materiału wyjściowego masz od 4 do 6 uncji palladu, od 12 do 14 uncji platyny, 150 uncji osmu, 250 uncji rutenu, 600 uncji irydu i 800 uncji rodu.
Były to prawie identyczne ilości z tymi, które podał mi specjalista od spektroskopii i były tak duże, że John oświadczył:
– Dave, muszę się udać tam skąd to wziąłeś, i osobiście pobrać próbki.
Pojechał więc ze mną, schodził na piechotę prawie całą moją posiadłość, pobrał próbki, wsadził je do swojej torby, zawiózł do laboratorium, sproszkował i zaczął badać. Ponieważ próbki pochodziły z różnych miejsc, stanowiły ogólny przegląd geologiczny terenu. Otrzymane wyniki były identyczne.
Badanie tej sprawy trwało od roku 1983 do 1989. W tym czasie zajmował się nią jeden doktor i trzech magistrów chemii oraz dwóch techników – w pełnym wymiarze godzin. Wykorzystując jako punkt wyjścia metody podane przez Akademię Nauk ZSRR oraz Biuro Normalizacyjne Stanów Zjednoczonych (United States Bureau od Standards) nauczyliśmy się ilościowego i jakościowego wyodrębniania i oznaczania pierwiastków z grupy platynowców. Nauczyliśmy się jak sprawić, aby znikały dostępne w handlu metale. Dowiedzieliśmy się, jak po kupieniu od firmy Johnson, Matthey & Engelhardt trójchlorku rodu w postaci metalicznej rozerwać wszystkie więzy między metalami aż do otrzymania czerwonego roztworu, w którym nie można już było wykryć rodu. A przecież to było nic innego jak tylko rod kupiony w firmie Matthey & Engelhardt. Dowiedzieliśmy się jak wykonywać identyczne sztuczki z irydem, złotem, osmem i rutenem. To właśnie odkryliśmy, kiedy kupiliśmy urządzenie do wysokociśnieniowej chromatografii cieczy.
Jako ciekawostkę mogę podać, że to właśnie John Sickafoose był osobą, która obroniła na Uniwersytecie Stanowym w Iowa, pracę doktorską poświęconą zasadom budowy i działania takiego przyrządu. Koncepcję budowy tego przyrządu stworzył on już w latach 1963-1964. Po ukończeniu przezeń studiów część współpracujących z nim studentów podyplomowych podjęła i rozwinęła jego myśl, co zaowocowało zakupieniem tego pomysłu przez firmę Dow Chemical, która przekształciła go w najbardziej wyrafinowane obecnie urządzenie do chemicznego wyodrębniania pierwiastków. Instrument jest sterowany komputerowo, zapewnia wysokie ciśnienie i można przy jego pomocy precyzyjnie odseparowywać pierwiastki. Ponieważ to on był człowiekiem, który stworzył koncepcję, opracował konstrukcję i określił ograniczenia tego przyrządu, był idealną osobą do posługiwania się i udoskonalenia tej technologii.
W ten oto sposób byliśmy w stanie zastosować ich technologię i rozwinąć sposób wyodrębniania pierwiastków w odniesieniu do trójchlorku rodu. Z jego handlowej postaci wyizolowaliśmy pięć różnych pierwiastków, Słowo „metal” ma w tym przypadku znaczenie bardziej zbliżone do słowa „armia”. Nie można mieć armii składającej się z jednego żołnierza. Słowo „metal” odnosi się do całego konglomeratu, który posiada pewne określone właściwości: przewodnictwo elektryczne, przewodnictwo cieplne i wiele innych cech. Kiedy rozpuści się metale w kwasie, otrzymuje sie roztwór bez jakichkolwiek ciał stałych. Można założyć, że jest to roztwór wolnych jonów. Kiedy jednak mamy do czynienia z pierwiastkami szlachetnymi, nie mamy do czynienia z wolnymi jonami. Mamy tu do czynienia z tak zwaną „chemią klastrową”.
Na początku lat pięćdziesiątych rozwinęła się na uczelniach cała dziedzina badań z zakresu chemii klastrowej i materiałów katalitycznych. Co się jednak dzieje, kiedy wiązania typu metal-metal są nadal zachowywane w materiale. Otóż, kiedy kupuje się trójchlorek rodu w firmie Johnson, Matthey & Engelhardt, to w rzeczywistości otrzymuje się Rh12Cl36 lub Rh15Cl45, a nie RhCl3. Istnieje istotna różnica między materiałem posiadająca wiązania typu metal-metal, a materiałem całkowicie dysocjującym na wolne jony. Jeśli poddamy ten pierwszy badaniu laboratoryjnemu, to w rzeczywistości poddamy badaniu wiązania klastra – przyrząd nie bada w tym przypadku wolnych jonów.
Dowiedziałem się, że firma General Electric buduje ogniwa paliwowe wykorzystujące rod i iryd. Skontaktowałem się z ich ludźmi, zajmującymi się tą sprawą w Massachussets, po czym pojechałem z nimi porozmawiać. Na naszą rozmowę przybyło także trzech wyznaczonych przez firmę prawników, których zadaniem była ochrona General Electric przed ludźmi, którzy twierdzą, że wynaleźli nową technologię, którą przedstawili tej firmie i że następnie ona im ją ukradła. Potem w celu obrony General Electric musi ujawniać szczegóły swoich technologii i udowadniać, że stworzyła je sama. Dlatego właśnie General Electric odnosi się bardzo sceptycznie do ludzi twierdzących, że wymyślili coś nowego, i zawsze na rozmowy z nimi deleguje prawników, których zadaniem jest sprawdzenie, że rozmówca nie jest zwykłym naciągaczem.
Po gościnnej rozmowie z nami padło stwierdzenie: „Co faceci nie są naciągaczami. Prawnicy mogą odejść”. Ich ludzie doszli do tego wniosku, ponieważ u nich również miały miejsce eksplozje. Wiedzieli, że po kupieniu handlowej postaci trójchlorku rodu bardzo dobrze poddaje się on analizie, ale żeby móc wprowadzić go do ogniw paliwowych należy poddać do efuzji. Wiedzieli, że po tym zabiegu nie da się już wykryć tego metalu. Kiedy więc powiedzieliśmy im, że posiadamy materiał, który w ogóle nie poddaje się analizie, wiedzieli, że to możliwe. Nigdy czegoś takiego jednak nie widzieli, przeto powiedzieli:
– Jesteśmy zainteresowani.
Potem przedstawili mi następującą propozycję:
– Dave może zrobiłbyś trochę rodu i przesłał go nam, a my wprowadzimy go do naszych ogniw paliwowych. Zobaczymy, czy to będzie działać, tam gdzie działa tylko rod. Sprawdzimy, na czym polega mechanizm przemiany jednoatomowego rodu na rod metaliczny w tych ogniwach paliwowych.
Jak dotąd nie odkryto innego metalu poza rodem i platyną, który działałby katalitycznie w procesach wodorowych wykorzystywanych w ogniwach paliwowych. Rod jest wyjątkowy w porównaniu z platyną, ponieważ w przeciwieństwie do niej nie łączy się z tlenkiem węgla. Powiedzieli mi:
– Dave, sprawdzimy, czy jest to czynnik katalizujący w procesach wodorowych i jeśli okaże się, że tak jest, będzie to oznaczało, że to rod albo jakaś jego odmiana.
Pracowaliśmy przez sześć miesięcy i oczyściliśmy pewną ilość materiału, potem oczyściliśmy ją jeszcze raz i jeszcze raz. Chcieliśmy mieć absolutną pewność, że materiał jest czysty. Chcieliśmy uniknąć jakichkolwiek związanych z tym problemów. W końcu przesłaliśmy gotową próbkę do Tony’ego LaConti w General Electric.
General Electric odsprzedało w międzyczasie swoją technologię ogniw paliwowych firmie United Technologies, która już miała swoją własną technologię ogniw tego typu. Wszyscy ludzie z General Electric pracowali dla United Technologies, ale ponieważ United Technologies, miała swoje własne zespoły, ludzie z General Electric nie zostali do nich włączeni. Stali się młodszym personelem – nie byli już najważniejsi i po kilku miesiącach zwolnili się z United Technologies. Jose Giner, który był szefem działu ogniw paliwowych w United Technologies również się zwolnił i założył w Waltham w stanie Massachusetts własną firmę o nazwie Giner Incorporated. Tony i reszta ludzi z General Electric poszła za nim.
W czasie kiedy nasz materiał dotarł tam, zdążyli już założyć swoje własne przedsiębiorstwo w Waltham, przeto zleciliśmy im budowę ogniw paliwowych dla nas.
Kiedy otrzymali nasz materiał i przeprowadzono jego analizę, okazało się, że w ogóle nie ma w nim rodu. Tym niemniej, kiedy dołączyli go do węgla w ramach ich technologii paliwowych, wszystko działało jak należy, to znaczy, nasz materiał działał tak jak rod i co ciekawe nie łączył się z tlenkiem węgla.
Trzy tygodnie później wyłączyli ogniwo paliwowe, wyjęli elektrody i przesłał je w to samo miejsce, z którego otrzymali ekspertyzę mówiącą, że w oryginalnej próbce nie było rodu. Obecnie okazało się, że w oryginalnej próbce jest ponad 8 procent rodu. Rod zaczął wydzielać się na węglu. W rzeczywistości zaczął już wytwarzać wiązania typu metal-metal. I na elektrodzie znalazł się metaliczny rod, tam gdzie go przedtem w ogóle nie było.
Ludzie z General Electric stwierdzili wówczas:
– Dave, jeśli okaże się, że jesteś pierwszym, który to odkrył, jeśli będziesz pierwszym, który potrafi wytłumaczyć, jak to się dzieje, jeśli będziesz pierwszym, który powie światu, że takie coś istnieje, będziesz mógł to opatentować.
A ja im na to:
– Nie jestem zainteresowany opatentowywaniem tego. Wtedy wyjaśnili mi, że jeśli ktoś inny odkryje to i opatentuje, wówczas może, zmusić mnie, abym więcej tego nie robił, nawet jeśli do tego czasu robiłem to codziennie.
– W takim razie – odrzekłem – chyba będę musiał to opatentować.
W marcu 1988 roku przesłaliśmy do urzędów patentowych USA i całego świata opis patentowy pod nazwą Orbitally Rearranged Monatomic Elements (Jednoatomowe pierwiastki o przekształconych orbitach). Ponieważ nazwa ta jest nieco długa, nazywamy to po prostu ORME, pallad ORME, iryd ORME, ruten ORME, osm ORME lub, po prostu ORME-y.
W czasie trwania procedury patentowej Biuro Patentowe oznajmiło mi:
– Dave, potrzebujemy bardziej dokładnych danych, potrzebujemy więcej informacji na temat procesu przekształcania do postaci tego białego proszku.
Jednym z problemów, na jaki natknęliśmy się, było to, że kiedy już wytworzy się ten biały proszek i wystawi na działanie atmosfery, z miejsca zaczyna przybierać na wadze. I nie chodzi tu o jakiś niewielki przyrost, mowa to u dwudziesto- a nawet trzydziestoprocentowym przyroście ciężaru. W normalnych warunkach można by to potraktować jako absorpcję gazów atmosferycznych: powietrze wchodzi w związek z proszkiem i powoduje przyrost jego ciężaru, lecz nie aż o 20 do 30 procent.
Tym niemniej musieliśmy uczynić zadość żądaniom Biura Patentowego. Musieliśmy podać im dokładne dane.
Wzięliśmy więc przyrząd do analizy termo-grawimetrycznej, który umożliwia pełną kontrolę atmosfery, w której znajduje się próbka. Można ją utleniać, odtleniać wodorem i wyrzażać i jednocześnie cały czas ważyć ją w kontrolowanej atmosferze. Całość jest absolutnie szczelna. Brakowało już nam pieniędzy i nie stać nas było na zakup takiego przyrządu, więc wynajęliśmy go od korporacji Variana w Bay Area. Kiedy go otrzymaliśmy, podłączyliśmy do naszych komputerów.
Podgrzewaliśmy materiał z prędkością 1,2 stopnia na minutę i chłodziliśmy z prędkością 2 stopni na minutę. Okazało się, że przy utlenianiu materiał waży 102 procent, a kiedy się go odtleni wodorem waży 103 procent. Jak dotąd nic nadzwyczajnego. Nie ma żadnych problemów. Ale kiedy proszek przechodzi w śnieżnobiałą postać waży tylko 56 procent! Wydawało nam się to niemożliwe! Kiedy się go wyrzaży i zamieni się w śnieżnobiałą postać waży tylko 56 procent swojej pierwotnej wagi! Jeśli podgrzeje się do do punktu zeszklenia, czernieje i cała jego pierwotna waga wraca.
To oznacza, ze ta substancja się nie ulatnia. Wciąż tam jest, tylko nie da się jej zważyć. I właśnie w tym momencie wszyscy powiadają:
– „Tak być nie może. Coś tu jest nie tak!”
Proszę sobie wyobrazić, że kiedy podgrzewaliśmy, a następnie oziębialiśmy naszą substancję w atmosferze helu lub argonu, a powtarzaliśmy tę procedurę trzy razy, próbka zyskiwała na wadze od 200 do 300 procent początkowego ciężaru. Kiedy ją następnie podgrzewaliśmy, ważyła mniej niż nic! Gdyby zważyć pustą szalkę, okazałoby się, że waży ona więcej, niż kiedy znajduje się na niej ta substancja!
Muszę podkreślić, że przyrząd ten obsługiwali ludzie o wysokich kwalifikacjach, a mimo to przychodzili i mówili: „Proszę na to spojrzeć, to w ogóle nie ma sensu!”
Ten przyrząd jest bardzo dobrze zaprojektowany i kontrolowany. Mają do testów pewien materiał, który w temperaturze pokojowej nie posiada właściwości magnetycznych, ale kiedy włoży się go do tego urządzenia i podgrzeje do temperatury 300 stopni namagnesowuje się. Staje się wówczas silnym magnesem. Następnie po podgrzaniu do temperatury 900 stopni traci swoje właściwości magnetyczne. Pozwala on stwierdzić, czy oddziaływanie jego pola magnetycznego na podgrzewaną substancję powoduje jakiekolwiek zmiany jej ciężaru.
Ogrzewany materiał owinięty jest w dwa zwoje. Jeden zwój zwinięty jest w jednym kierunku, a drugi w przeciwnym. Jeśli przepuścimy przez nie prąd elektryczny, to wytworzą one pola elektromagnetyczne, których linie sił są skierowane przeciwnie i znoszą się nawzajem. Jest to ten sam rodzaj uzwojenia, który używany jest w telewizji w celu zniesienia pola magnetycznego. Intencją konstruktorów była chęć wyeliminowania wszelkich wpływów pola magnetycznego na pomiar.
Kiedy wkładaliśmy ten materiał do przyrządu i ważyliśmy się, cały czas ważył tyle samo, zarówno kiedy stawał się magnetykiem, jak i kiedy przestawał nim być. Kiedy jednak wkładaliśmy naszą substancję i przekształcała się w śnieżnobiały proszek, jej ciężar zmniejszał się do 56 procent. Po jej kolejnym podgrzaniu jej ciężar znikał zupełnie, zaś po ochłodzeniu zyskiwał od 200 do 300 procent pierwotnego ciężaru, ale w końcu zawsze powracał do 56 procent.
Skontaktowaliśmy się z korporacją Variana w Bay Area i powiedzieliśmy im:
– Słuchajcie, to nie ma sensu. Coś jest nie tak z waszym przyrządem. Za każdym razem, gdy go używamy, pracuje dobrze aż do momentu wytworzenia przez nas czystego, monoatomowego materiału. Ilekroć dochodzimy do tego momentu, otrzymujemy śnieżnobiały proszek i urządzenie przestaje działać prawidłowo.
Ludzie z Vairana obejrzeli wyniki i powiedzieli:
– Wie pan, panie Hudson, gdyby pan oziębiał naszą substancję, powiedzielibyśmy, że nie ma pan do czynienia z nadprzewodnictwem, ale ponieważ pan ją podgrzewał, nie wiemy, z czym ma pan do czynienia.
Postanowiłem podszkolić się w chemii, tak jak poprzednio w fizyce, z tym, że teraz musiałem dodatkowo nauczyć się fizyki nadprzewodników. Pożyczyłem całą stertę książek na temat nadprzewodnictwa i zacząłem je studiować.
Zrobiliśmy następującą rzecz: wzięliśmy nasz biały proszek i ponieważ miał być on nadprzewodnikiem, umieściliśmy go na stole, i przyłączyliśmy doń woltomierz. Jak wiadomo, woltomierz ma dwie elektrody. Kiedy przyłączymy do nich drut i włączymy baterię, woltomierz wskaże nam opór drutu.
Jeśli jedną elektrodą dotkniemy nasz proszek z jednej strony a drugą z drugiej i włączymy prąd, to wskazówka miernika powinna zająć taką pozycję (pokazuje na ekranie wskazanie na tablicy miernika), co oznacza doskonałą nadprzewodliwość. Nic z tego, figa, zero, żadnego nadprzewodnictwa. Zaczęliśmy się zastanawiać, o co tu chodzi.
Z definicji nadprzewodnika wynika, że nie jest możliwe zaistnienie w nim jakiegokolwiek potencjału elektrycznego lub pola magnetycznego. Aby odprowadzić prąd z drutu, potrzeba napięcia, podobnie jak aby go doń wprowadzić. Skoro tak, skoro nie można otrzymać prądu z samego przewodu, przeto nie da się również uzyskać energii nadprzewodnictwa w przewodzie bez przyłożenia doń napięcia.
Wiem, jakie zadajecie sobie państwo w tym momencie pytanie. Brzmi ono: “Do czego więc, u diabła, nadaje się ta substancja?” Jeśli nie można do niej wprowadzić energii i jeśli nie można jej z niej wyprowadzić, to do czego, u diabła, może się ona nadawać? Otóż, okazuje się, że przez nadprzewodnik przepływa światło o jednej długości fali, jednorodne, takie jak w laserze, i że płynie ono w nim bez przerwy, nieskończenie, zaś przepływając przezeń wytwarza wokół niego pole noszące nazwę pola Meissnera, które występuje wyłącznie w nadprzewodnikach.
Pole Meissnera eliminuje z próbki wszelkie zewnętrzne pola magnetyczne. Jakiego wiec to musi być koloru? Otóż, musi być białe. Cokolwiek odcina wszelkie światło od próbki, musi być białe, zaś to, co je absorbuje, musi być czarne. (Jak to się jednak ma do błysku w naczyniu wystawionym na działanie promieni słonecznych)? Jeśli to odbija wszelkie światło, musi być białe – mówię tu teraz o czystym, pojedynczym elemencie nadprzewodnikowym. Musi być biały, kiedy jest w stanie nadprzewodzenia.
Należy więc wziąć nadajnik radiowy i dostroić częstotliwość rezonansową nadprzewodnika do częstotliwości przewodu, a właściwie dostroić częstotliwość przewodu do częstotliwości nadprzewodnika. Wówczas fale elektronowe przewodu oscylują dokładnie tak samo, jak nadprzewodnik. W tym stanie para elektronów może przejść na nadprzewodnik bez żadnego dodatkowego impulsu, ponieważ elektrony przemieszczają się bez przerwy i szukają drogi najmniejszego oporu. Jeśli więc zsynchronizuje się je z nadprzewodnikiem przechodzą parami bez żadnego dodatkowego impulsu.
To wymaga oczywiście pewnych wyjaśnień, ponieważ spin połowy elektronu plus spin połowy elektronu to dwie cząstki. Kiedy jednak te dwie cząstki utworzą parę i każda z nich stanowi idealne, lustrzane odbicie drugiej, tracą własności cząstki i stają się czystym światłem. Bez sensu, prawda? Ale tak jest. Spin jednej drugiej plus spin jednej drugiej daje spin jedności, który staje się czystym światłem. Proszę mi wierzyć, że tak jest. Tak więc nie mogą one poruszać się jako pojedyncze elektrony, ale mogą przemieszczać się w postaci światła.
Elektrony wykazują pewną zwariowaną właściwość, mianowicie to, że elektron istniejący w jednej czasoprzestrzeni przechodząc do innej czasoprzestrzeni emituje lub absorbuje światło. Przenosi się z jednej czasoprzestrzeni do drugiej. Mamy więc światło, które składa się z dwóch elektronów. Światło nie istnieje w żadnej czasoprzestrzeni. Można zapalić 50 miliardów świateł w jednej i tej samej przestrzeni i wszystko jest w porządku.
Ale nie mamy jeszcze przewodnika. Przewodnika, którym popłynie prąd do przewodu i którym zeń odpłynie. Bez niego nie będzie przepływu prądu. Trzeba go uziemić, prawda? W przypadku nadprzewodnika tak nie jest. Prąd może płynąć i płynąć, i płynąć… i wcale nie musi z niego odpływać. Jeśli chcemy, aby odpłynął musimy podłączyć szeregowo przewodnik i dostroić jego częstotliwość rezonansową do nadprzewodnika. I kiedy oba znajdą się w harmonii, przykładamy napięcie… i ciach, i energia ulatnia się.
Tak więc, gdybyśmy chcieli stworzyć nadprzewodnik, który ciągnąłby się od Portland do Nowego Jorku, i ładowali go tu energią przez dwa lub trzy dni, nie musielibyśmy go jednocześnie rozładowywać w drugim miejscu. Wszystko byłoby w porządku, można byłoby go ładować w dalszym ciągu. A kiedy tym z Nowego Jorku potrzebna byłaby energia, dostroiliby częstotliwość rezonansową swojego przewodu, przyłożyli napięcie i wyssali całą energię z nadprzewodnika. Energia zostałaby “bezpłatnie”, bez strat, przetransportowana z Portland do Nowego Jorku na fali kwantowej nadprzewodnika, przeniesiona pod postacią światła a nie elektryczności.
Jak zmierzyć tę energię, skoro nie ma ona napięcia? W jaki sposób zbudować urządzenie, które potrafiłoby zmierzyć to światło? No i proszę sobie wyobrazić, że nie da się tego zrobić, a to z tego względu, że wszystkie przyrządy pomiarowe, jakie wymyślił człowiek, opierają się na zasadzie pomiaru różnic, zaś w nad-przewodniku nie ma żadnego napięcia, to znaczy różnicy potencjałów. Przepływ w nadprzewodniku zostaje zainicjowany przyłożeniem pola magnetycznego. Reaguje on na nie przepływem światła w swoim wnętrzu i powstaniem większego pola Meissnera wokół niego.
Następnie można odłożyć magnes i pójść sobie, i wrócić za sto lat. I okaże się, że płynie w nim nadal to samo światło, które płynęło w nim, kiedy odjęliśmy magnes. Przepływ nie ulega spowolnieniu. Nadprzewodnik nie eliminuje 99,9999 procenta, ale dokładnie 100 procent wszystkich zewnętrznych pól magnetycznych. Nie istnieje jakikolwiek opór, ruch odbywa się na zasadzie perpetum mobile, może trwać całą wieczność.
Rosyjski fizyk Sacharow stwierdził w latach sześćdziesiątych, że szukając istoty ciążenia nigdy nie odnajdziemy jej w postaci pola magnetycznego. Ciążenie jest rezultatem wzajemnych oddziaływań między protonami, neutronami, elektronami i energią próżni. Tą energią, która znajduje się wszędzie, w całym wszechświecie, i jest ponadczasowa. Ta energia to tak zwany eter. Gdybyśmy wypompowali z wszechświata całe ciepło i całą materię, dokładnie wszystko, pozostałaby w nim jeszcze ta energia, którą nazywamy energią próżni. Kiedy protony, neutrony i elektrony wchodzą w reakcję z tą energią, wytwarzają ciążenie. Jeśli nie ma materii, nie ma również ciążenia. Interesująca teoria. Jak dotąd wszyscy ją ignorują.
No, jest jeszcze facet o nazwisku Hal Puthoff z Teksasu, który pochodzi z Bay Area w Kalifornii, gdzie rozpoczął eksperymenty ze zdalnym widzeniem. Teraz pracuje w Austin w Teksasie. (H.E. Puthoff pracuje w Instytucie Zaawansowanych Badań w Austin w Teksasie). To właśnie on opisał matematycznie teorię grawitacji Sacharowa. Opublikował ją w roku 1993 w jednym z najbardziej liczących się pism naukowych. (W rzeczywistości po raz pierwszy opublikowano ją w Physical Review A4 z 1 marca 1989 roku. Artykuł nosił tytuł: “Gravity as a zero-point-fluctuation force”5.
Z matematycznego modelu (to on wykonuje osobiście wszystkie obliczenia matematyczne) wynika, że kiedy materia reaguje w dwóch wymiarach, w przeciwieństwie do reakcji zachodzących w przestrzeni trójwymiarowej, (zaś z definicji nadprzewodnik to parzysty kwantowy oscylator rezonujący w dwóch wymiarach, a nie w trzech), kiedy reaguje w dwóch wymiarach, to powinna według wzorów matematycznych tracić cztery dziewiąte swojego ciężaru. Czy wiecie państwo, że to, co zostaje po odjęciu czterech dziewiątych, to dokładnie 56 procent?
Postanowiłem więc pojechać do Hala Puthoffa. Wziąłem wszystkie swoje wyniki i pojechałem do niego. Po przybyciu oświadczyłem:
— Słuchaj, Hal, mamy eksperymentalne potwierdzenie słuszności twoich wzorów matematycznych, co stanowi dodatkowo potwierdzenie słuszności założeń teorii grawitacji Sacharowa. A jest tak, ponieważ nasza substancja waży tylko 56 procent tego, co na początku, kiedy przechodzi w stan nadprzewodnictwa.
— Dave, czy zdajesz sobie sprawę, że grawitacja jest czynnikiem determinującym czasoprzestrzeń — odrzekł Hal. — Skoro ta substancja waży tylko 56 procent swojej rzeczywistej wagi, to musisz zdawać sobie sprawę, że w rzeczy samej zakrzywia ona czasoprzestrzeń.
Jeśli się nad tym zastanowić, ma rację.
— Posłuchaj, Dave — ciągnął dalej. — To, czego naprawdę nam potrzeba, to materiał, który całkowicie zakrzywia czasoprzestrzeń. Materiał, który w ogóle nie podlega przyciąganiu grawitacyjnemu.
Chodziło mu o coś, co waży mniej niż zero. W swoich pracach nazywa on tę materię materią egzotyczną. Słysząc to powiedziałem:
— Hal, czy wiesz, że jeśli ogrzejemy tę substancję, przestaje ona podlegać przyciąganiu grawitacyjnemu?
Przeczytałem wiele prac na temat energii próżni. Czy wiecie państwo, że spektrum termalne nakłada się na spektrum punktu zerowego. Te dwa widma nakładają się na siebie. Tak więc jeśli coś podgrzejemy, to powinno to reagować wewnętrznie z energią punktu zerowego. Rezonując w dwuwymiarowej przestrzeni materiał ten dosłownie traci cały ciężar. Czy wiedzą państwo, co mi powiedział Puthoff? Otóż stwierdził:
— Dave, w tym momencie nie powinieneś widzieć tego materiału.
— Masz rację, Hal — odrzekłem. — Kiedy zagląda się do naczynia przez kwarcowy wziernik, okazuje się, że nic w nim nie ma, przy czym ciężar naczynia jest inny, niż wtedy gdy jest ono puste.
Okazało się, że popełniłem błąd, zakładając, że nasza substancja rezonuje przy częstotliwości, której nie byliśmy w stanie określić, jako że Hal stwierdził:
— Dave, teoretycznie powinien on zniknąć z przestrzeni trójwymiarowej. Wręcz nie powinien w niej istnieć.
— No, no… — mruknąłem ze zdumienia.
— Dave, musisz zaplanować takie doświadczenie, w którym będziesz w stanie wykonać następującą rzecz: kiedy materiału już nie będzie, przesuń ręką nad naczyniem, i jeśli okaże się, że tam jest i rezonuje przy częstotliwości, której nie jesteś w stanie ustalić, strącisz go z naczynia.
Dzieje się tak dlatego, że kiedy materiał zostaje oziębiony i zaczyna się ponownie ukazywać, zawsze ukazuje się w tym samym kształcie, jaki miał, zanim zniknął.
— Jeśli znajduje się tam, zsuniesz go z naczynia, a kiedy zaczniesz go ochładzać, wróci dokładnie w to miejsce, gdzie był poprzednio, i będzie to stanowiło dowód, że opuścił naszą trójwymiarową przestrzeń — dodał. — Dave, jeśli ci się to uda, nigdy już nie odczujesz braku pieniędzy.
Czy myślicie, że samoloty typu “stealth” są naprawdę czymś ważnym? Co by się stało, gdyby mogły dosłownie znikać?
Jakie są jeszcze inne właściwości nadprzewodników? W roku 1988 zgłosiłem wnioski patentowe na ORME-y, a następnie na S-ORME-y. Sprzężony rezonują-co-kwantowy system oscylacyjny wieloatomowych ORME-ów. Mam 11 patentów na ORME-y i 11 patentów na S-ORME-y – łącznie 22 patenty.
A co z kolejnymi własnościami nadprzewodnika? Nadprzewodnik – jak udowodnić, że to nadprzewodnik? Bierze się więc stałe pole magnetyczne i wkłada do niego badany materiał. Jeśli nie jest on nadprzewodnikiem, to po przyłożeniu doń pola magnetycznego uzyskamy dodatnią indukcyjność. Jeśli przedstawimy to na wykresie w postaci wartości przyłożonego pola magnetycznego na jednej osi i indukcyjności na drugiej, to w przypadku doskonałego izolatora otrzymamy prostą równoległą. Bez względu na to jak silne pole magnetyczne przyłożymy, nie będzie żadnej indukcji. Jeśli nasz materiał jest doskonałym przewodnikiem, to w jego przypadku pewna niewielka ilość pola magnetycznego sprawi, że wykres skieruje się w górę. Tak więc mniej więcej w tym zakresie (pokazuje na planszy) będą mieściły się wykresy większości metali.
Jeśli jednak mamy do czynienia z nadprzewodnikiem, to po przyłożeniu pola magnetycznego stanie się ono ujemne. Dosłownie zjada on pole magnetyczne, żywi się nim i wchłania je w siebie. Ujemna indukcja przy dodatnio przyłożonym polu magnetycznym stanowi dowód, że mamy do czynienia z nadprzewodnikiem. Innymi słowy, gdyby ktoś miał urządzenie, które byłoby zbudowane z nad-przewodnika, to przy przesuwaniu go wewnątrz linii pola magnetycznego spowodowałoby ono unicestwienie potencjału tego pola. Gdyby zabrać takie urządzenie do domu, w którym znajdują się elektryczne mechanizmy, zostałyby one wyłączone, nastąpiłoby zahamowanie i wyłączenie.6
Czy wiecie państwo, że gdybyście posiadali urządzenie mogące to robić, mogłoby ono dosłownie przenosić się w czasoprzestrzeni. Tak twierdzi Hal. Mogłoby znikać i ponownie pojawiać się w naszej czasoprzestrzeni? Mogłaby przenieść się z naszej trójwymiarowej czasoprzestrzeni w przestrzeń pięciowymiarową, w której pomiędzy nami a jakimś odległym układem gwiezdnym nie istnieje ani odległość, ani czas i wyłonić się z tej pięciowymiarowej przestrzeni właśnie w tym układzie. Słyszeliście państwo o czymś takim?
Pomijając to wszystko, ta substancja jest bardzo ważna – ona sama i sposób, w jaki ona działa. Chodzi tu o to, że wkraczamy w dziedzinę kontroli grawitacji oraz czasoprzestrzeni.
Aby to wyjaśnić, posłużę się analogią. Jeśli… jeśli byłoby możliwe skurczenie państwa molekuł do takich rozmiarów, że znaleźliby się państwo wewnątrz atomu, znaleźliby się państwo w świecie kwantów, gdzie nie ma przyszłości i przeszłości, gdzie wszystko jest nawzajem wymienialne. Nie istnieje tam czas taki, jakim go znamy. Staliby się państwo nieśmiertelni. W świecie kwantów mogliby państwo żyć wiecznie.
Nadprzewodnik składa się miliardów miliardów miliardów atomów i wszystkie one działają jak jeden wielki makroatom. Tak więc można stworzyć sobie pojazd, do którego można by wejść, do tego nadprzewodnika, można by go naładować energią i wyłączyć wszystkie zewnętrzne pola magnetyczne i grawitacyjne. Wtedy bylibyście państwo w naszym świecie, lecz jednocześnie bylibyście nie z tego świata. Podkreślam: w tym świecie, ale nie z tego świata. I dosłownie poprzez ogrzanie go moglibyście zniknąć z tej czasoprzestrzeni. Po prostu, brzdęk i nie ma was. Ale wy nadal moglibyście widzieć wszystko i wszystkich w tym świecie, tylko oni nie mogliby widzieć was. To coś podobnego do tego, kiedy jest się nad wodą i patrzy w dół na ryby. Nie jest się w ich rybim świecie, ale widzi się je.
[— Ale nie mielibyśmy również żadnych myśli, ponieważ myśli wytwarzają pola elektromagnetyczne — wtrąca się słuchacz z sali.
Dave Hudson milknie i ktoś inny odzywa się z widowni:
— Znajdowalibyśmy się w stanie czystej świadomości. Dave Hudson odzyskuje rezon i powiada.}
— Tak jest. Jak widać sprawa bardzo szybko zaczyna się komplikować i wkracza na obszary czysto filozoficzne. Kiedy państwo to zrozumiecie, tak jak my, to nie zdziwi was, że powiedzieliśmy sobie: dobrze, skoro posiadamy tę analityczną zdolność, jesteśmy chyba w stanie ilościowo i jakościowo przeanalizować, gdzie to wszystko w końcu się znajduje?
Udaliśmy się więc do A.J. Baylessa i kupiliśmy kilka krowich i świńskich mózgów. Zwęgliliśmy je w dymiącym kwasie siarkowym. Był to bardzo wulgarny
sposób, ale nic lepszego nie przyszło nam do głowy. Nie jesteśmy specjalistami od chemii organicznej, lecz nieorganicznej, więc zniszczyliśmy węgiel, zwęgliliśmy, dodaliśmy kwasu azotowego, znużyliśmy znowu w dymiącym kwasie siarkowym, jeszcze raz w azotowym, znowu w siarkowym i jeszcze raz w azotowym, aż zupełnie pozbyliśmy się węgla. Potem to, co zostało, płukaliśmy wodą, aż wymyliśmy wszelkie związki azotu.
Czy wiecie państwo, że ponad pięć procent ciężaru suchej masy tkanki mózgowej stanowią rod i iryd i to w stanie wysokospinowym? Że komórki komunikują się między sobą za pomocą nadprzewodnictwa? Że instytucja o nazwie U.S. Naval Research Facility (Instytut Badań Marynarki Wojennej Stanów Zjednoczonych) wie, że drogi porozumiewania się między komórkami wiodą przez nadprzewodnictwo? Że zmierzyli oni to zjawisko stosując SQUID-y? Nadprzewodnikowe Kwantowe Urządzenia Interferencyjne (Superconducting Quantum Interference Device) wyposażone w nadprzewodnikowy pierścień otaczający ciało. Dzięki tym urządzeniom stwierdzili, że to właśnie światło przepływa między komórkami, z komórki do komórki i tak dalej. Czy wiecie państwo, że wasze impulsy nerwowe nie są elektrycznością, że przemieszczają się z prędkością bliższą prędkości dźwięku niż światła? Czy wiecie państwo, z jaką prędkością przemieszcza się fala nadprzewodnictwa? Właśnie z prędkością dźwięku. To jest właśnie to, co znajduje się w naszych ciałach, co nazywamy świadomością i co różni nas od komputera.
To jest dosłownie światło życia. To ta część naszego ciała, która jest w nim cały czas i której naukowcy nie mogli wykryć, ponieważ nie dawała się zmierzyć przyrządami, które posiadali. Nazywali ją węglem, ponieważ nie posiada ona widma emisyjnego ani absorpcyjnego i w związku z tym zakładali, że to węgiel, podczas gdy naprawdę to wcale nie węgiel. Jest jedenaście pierwiastków, które mogłyby tym być, ale głównie w naszych ciałach znajduje się rod i iryd. I to właśnie one łączą się rezonansowe i dosłownie podtrzymują nieprzerwanie nić życia w naszym ciele. Zaś wokół naszego ciała znajduje się niespolaryzowane pole magnetyczne zwane również polem Meissnera lub aurą.
Właśnie one są atomami duszy naszego ciała. Atomami znajdującymi się w harmonii rezonansowej z energią próżni. Zaś energia próżni stanowi kolejny wymiar, w którym nie istnieje czas. Wszystko, co kiedykolwiek istniało i co będzie istnieć, jest odnotowane właśnie tam, w próżni. I powiadam wam, przyjaciele, że kiedy spotkacie się z Bogiem, to spotkacie go w próżni. Stamtąd wzięła się materia, stamtąd ona pochodzi i tam wszystko jest odnotowywane. I wasz związek z nią dokonuje się za pośrednictwem tych rezonujących oscylatorów znajdujących się w stanie kwantowego rezonansu z jej energią. To jest właśnie to, co przenosi światłość życia ze świata kwantów do makroskopowego ciała, które nazywacie swoją fizyczną formą.
Atomy te w stanie makro i po wysuszeniu wyglądają jak biały proszek. Jeśli jednak przyjrzymy się im pod mikroskopem to okaże się, że wyglądają jak szkło. Można podgrzać ten biały proszek do temperatury l i 60 stopni w warunkach próżni i przekształci się on w szkło bardzo podobne do tego, jakie mamy w oknach. Jest to inna forma istnienia tego pierwiastka.
Każdy z tych atomów rezonuje z energią próżni. Nie można pojedynczego atomu okiełznać. Tej maszyny pracującej na zasadzie perpetum mobile nie można ograniczyć i kazać jej pracować dla nas. Kiedy jeden atom rezonuje w dwóch wymiarach, wytwarza fale kwantową, która się z niego wydobywa. Następny atom zagnieżdża się w niej i przekazuje ją dalej.
Atomy znajdują się zbyt daleko od siebie, aby wywoływać jakieś reakcje chemiczne, lecz jednocześnie znajdują się dostatecznie blisko, aby rezonować w doskonałej harmonii. Energia, która dosłownie przelewa się nieustannie wokół atomu. Czy zastanawiali się kiedykolwiek państwo, dlaczego atom nigdy się nie wyczerpuje? Jest tak dlatego, że cały czas nurza się on w energii punktu zerowego. Mamy więc wszystkie atomy pozostające w rezonansowej harmonii ze sobą i każdy z nich nurza się w energii punktu zerowego. Mamy więc ich nieskończoną liczbę i wszystkie robią to samo. Mamy więc machinę ruchu wykonywanego w nieskończoność. Mamy coś, co porusza się w nieskończoność na paliwie energii punktu zerowego. Można by zbudować pierścień z tego materiału, który płynąłby i reagował na ziemskie pole magnetyczne.
Czy wiecie państwo, że jednoelementowy nadprzewodnik, nadprzewodnik pierwszego rodzaju, będzie reagował z polem magnetycznym o mocy dwa razy dziesięć do minus piętnastej erga (2 x 10-15 erga)? A czy wiecie, że pole o natężeniu jednego Gausa ma moc dziesięć do osiemnastej ergów (1018 ergów)7?
Ziemskie pole magnetyczne oddziaływujące na igłę kompasu ma moc około 0,5 Gausa? Zatem jeden erg energii stanowi miarę natężenia pola magnetycznego wokół jednego elektronu, zaś nadprzewodnik reaguje na pole magnetyczne o wielkości dwa razy dziesięć do minus piętnastej erga?
Mój Boże. Kiedy myślimy, on to rejestruje. Kiedy pracujemy z tym materiałem, nasze myśli są w nim rejestrowane.
Pewnie niektóre z pań wezmą mi za złe, kiedy powiem, że doszliśmy do wniosku, że są to pierwiastki żeńskie. Ponieważ powiedzieliśmy sobie: “Wiecie co, podenerwujmy te pierwiastki. Pokonamy je. Dostarczając im energii sprawimy, aby robiły to, na co mamy ochotę?” Kupiliśmy piec łukowy, wzięliśmy około trzydziestu gramów naszego białego proszku i włożyliśmy go do niego. Piec ma odizolowany tygiel, nasz miał miedziany tygiel w wannie wodnej pozwalającej utrzymywać go w niskiej temperaturze. Tygiel przykrywa się pokrywką. W tyglu zanurzony jest wolframowy pręt i między nim i tyglem przepływa prąd wytwarzający łuk elektryczny.
Siedzi się przy tym tyglu i przy włączonym łuku miesza się elektrodą wolframową do czasu, aż wszystko się stopi. Tak więc odpompowaliśmy z wnętrza pieca powietrze, wypełniliśmy tygiel helem, aby uzyskać plazmę gazową, i włączyliśmy łuk. Łuk zabzyczał i wyłączył się. Kiedy otworzyliśmy piec, okazało się, że wolframowa elektroda zniknęła. Elektroda ta jest mniej więcej wielkości mojego kciuka. Wolfram to materiał, z którego produkuje się włókna do żarówek. Ludzie, którzy zbudowali piec, twierdzili, że możemy używać go od 35 do 40 razy bez potrzeby wymiany elektrody. Mogliśmy palić go przez wiele, wiele minut. My natomiast nie zdążyliśmy używać go dłużej niż przez sekundę.
Wysłaliśmy więc reklamację do producenta i w odpowiedzi otrzymaliśmy nową elektrodę, założyliśmy ją, wypompowaliśmy powietrze, wpompowaliśmy szlachetny gaz, włączyliśmy łuk, bzyknęło i łuk się wyłączył. Otworzyliśmy i znowu okazało się, że wolframowa elektroda przekształciła się w proszek.
Kiedy poddaliśmy go analizie, stwierdziliśmy, że to nie jest ten sam pierwiastek, co przedtem. Ustaliliśmy również, że nastąpił około tysiąckrotny wzrost ciepła i nie było to ciepło pochodzące z reakcji chemicznych, ale z reakcji jądrowych. Zauważyliśmy również, że wszystkie przewody w laboratorium zaczynają rozpadać się na kawałki. Można było podejść do miedzianego przewodu, ruszyć go i rozsypywał się w proszek.
W szkle laboratoryjnej zlewki znajdującej się w pobliżu pieca pojawiły się pęcherzyki powietrza i kiedy usiłowaliśmy dotknąć ich, rozlatywały się na kawałki. Wszystkie te zniszczenia spowodowane były radiacją. Nie da się tego inaczej wyjaśnić. Jutro pokażę państwu ekspertyzę laboratorium Berkley-Brookhaven, które ustaliło, że były to fotony o energii 25000 elektronowoltów. Kiedy tym wysokospinowym atomom dostarczy się za dużo energii, emitują promieniowanie typu gamma. Tak jak w przypadku wszystkiego, co żeńskie, kiedy się mu powie, że zostanie zmuszone do czegoś, nie osiągnie się nic, ale jeśli da się mu to, czego chce, to otrzyma się to, co się chce samemu. Tak więc należy te pierwiastki hołubić, a nie z nimi walczyć. Są one żywe. To, co należy zrobić, to dać im właściwe środowisko chemiczne, którego potrzebują, współpracować z nimi, dać im to, czego chcą, a wrócą do stanu niskospinowego i wtedy można je przekształcić w metale lub używać w postaci wysokospinowej.
Wszystko układało się jak należy, dopóki mój wuj nie pokazał mi w roku 1991 książki Secrets of Alchemists (Sekrety alchemików). Stwierdziłem, że nie interesuje mnie to, nie mam ochoty czytać na temat alchemii, o czasach kiedy kościół włączał się w te sprawy. Uważałem, że wszystko na ten temat było przesadzone. Mówiłem, że nie jestem tym zainteresowany. Chcę zajmować się fizyką i chemią. Jednak mój wuj nie dawał za wygraną:
— Dave, ależ tam jest mowa o białym proszku złota — powiedział.
— Czyżby? — rzuciłem w odpowiedzi. I w ten sposób zainteresowałem się alchemią. Okazało się, że kamień filozoficzny, źródło światłości życia, był białym proszkiem złota.
I zadałem sobie pytanie: “Czy to możliwe, aby ten biały proszek, który mam, był białym proszkiem złota, o którym oni mówią? Czy też istnieją dwa różne białe proszki złota? Opisy mówią, że jest to źródło, esencja życia, że przenosi on światło życia. To już zostało udowodnione. To jest nadprzewodnik i przenosi światło znajdujące się w naszym ciele. Alchemicy twierdzili, że poprawia on komórki ciała.
Otóż mogę jutro państwu pokazać wyniki badań przeprowadzonych przez Bristol-Myers-Squib, z których wynika, że ten materiał wchodzi w reakcje z DNA, że je koryguje. Wszelkie rakowe deformacje, popromienne deformacje, wszystko to jest korygowane przez te pierwiastki. Nie wchodzą w chemiczne reakcje z DNA, a jedynie je korygują.
Bardzo mnie to zaintrygowało. Co by się stało, gdybyśmy podali tę substancję ludziom? Nie jest to wiązanie typu metal-metal, nie ma więc właściwości ciężkich metali. Aby to sprawdzić, poszukaliśmy biorcy. Był nim pies, któremu daliśmy tę substancję. Był chory na gorączkę odkleszczową, gorączkę dolinną i miał duży wrzód, tu (pokazuje), po tej stronie. W związku z kombinacją tych trzech chorób żaden weterynarz nie mógł znaleźć leku na jego dolegliwości. W pewnym momencie poddano się i przestano go leczyć. Zaczęliśmy aplikować mu zastrzyki w ilości l miligrama białego proszku na l centymetr sześcienny roztworu. Jeden zastrzyk w okolice wrzodu i drugi dożylnie. Po półtorej tygodnia zarówno gorączka odkleszczową, jak i dolinną zniknęły, zaś wrzód skurczył się i zapadł. Przestaliśmy więc robić mu zastrzyki. Po tygodniu nastąpił nawrót choroby, więc wznowiliśmy iniekcje i choroba znowu się cofnęła, ale tym razem kontynuowaliśmy iniekcje przez kolejny tydzień i choroba już nie wróciła. Pies czuł się wspaniale.
Wówczas lekarz, z którym współpracowaliśmy, powiedział:
— Wiecie, to naprawdę wspaniała rzecz. Mam pomocnika, który pracuje w moim gabinecie i którego od śmierci dzielą dosłownie dni, umiera na AIDS. W tej chwili odżywiany jest już tylko dożylnie. Nie może już mówić, nie potrafi sam się ubrać, umiera. Wiecie, chciałbym podawać mu w niewielkich ilościach tę substancję i zobaczyć, jaki będzie efekt.
Półtora tygodnia później odłączył mu wszystkie kroplówki, całe zewnętrzne odżywianie, facet zaczął sam jeść i sam ubierać się – robił ogromne postępy. Półtora miesiąca później siedział w samolocie w drodze na rodzinny ślub w stanie Indiana i nikomu nie przyszło do głowy, że kiedykolwiek był chory na AIDS. Lekarz był zachwycony wynikiem leczenia. Wziął kolejnego pacjenta, który cierpiał na KS, Karposi Sarcoma (…), raka, który występuje na skórze całego ciała, i zaczął podawać mu dożylnie l centymetr sześcienny dziennie. Po niespełna dwóch miesiącach zniknęły wszystkie aktywne ogniska KS. Tylko jeden miligram dziennie! Ci, którzy słyszeli o KS, wiedzą zapewne, że chorobę tę można leczyć jedynie przy pomocy promieniowania, którego ilość jest ograniczona i po pewnym czasie, po maksymalnej dawce, lekarze muszą przerwać kurację, ponieważ choroba nasila się i pacjent umiera. Nasza substancja natomiast całkowicie usunęła ogniska KS.
Potem przystąpiliśmy do pracy z kolejnym pacjentem – była to kobieta, która została zarażona AIDS w czasie zapłodnienia in vitro. Stało to się na Uniwersytecie Stanowym w Arizonie. Dziesięć kobiet otrzymało wówczas spermę od pacjenta zarażonego wirusem HIV. Była jedyną, która zapadła na tę chorobę. Była chora od 11 lat. Właśnie była w okresie schyłkowym choroby. Liczba białych krwinek i limfocytów T stanowiła klasyczny obraz tej choroby. Po raz pierwszy podaliśmy jej nasz proszek doustnie, ale nie spowodowało to żadnych zmian w obrazie białych krwinek i limfocytów T. Natomiast po podaniu proszku w postaci zastrzyku liczba jej białych ciałek w ciągu półtorej godziny wzrosła z 2 200 do 6 500. Niesamowite, prawda?
Kiedy podawaliśmy to doustnie, nic się nie działo z liczbą białych krwinek, a jest to jedyny dostępny nam analityczny wskaźnik. Po miesiącu pacjentka stwierdziła: “Chcę zastrzyki. Chcę, aby nastąpił wzrost białych krwinek”. Przygotowaliśmy więc zestaw, który miała przyjmować w iniekcjach. Jednocześnie pobraliśmy próbki jej krwi i wysłaliśmy do laboratorium w południowej Kalifornii z poleceniem oznaczenia ilości komórek zakażonych wirusami w jednym milimetrze krwi. W tym czasie przyjęła pierwszy zastrzyk.
Dostała wysokiej gorączki, podobnie jak to było u innych pacjentów, więc j zmniejszyła dawkę o połowę (w rzeczywistości to lekarz polecił zmniejszyć tę s dawkę). Wzięła ją następnego dnia, dostała konwulsji i zmarła. Zaraz potem j otrzymaliśmy wyniki z laboratorium i okazało się, że procent komórek zarażonych był tak mały, że nie powinna nawet myśleć o AIDS.
Do tej pory nie robiliśmy takich analiz przed rozpoczęciem podawania tego preparatu. Od tego czasu postanowiliśmy najpierw robić te analizy. Pracowaliśmy z człowiekiem, który miał liczbę zakażonych komórek w ilości 57 000. Był tak słaby, że chodząc musiał wspierać się na lasce. Lekarz dawał mu dwa, najwyżej trzy tygodnie życia. Przyjął nasz preparat doustnie i po około 60 dniach zaczął się spadek liczby zarażonych komórek. Po okresie pierwszych 60 dni liczba zarażonych komórek zmniejszała się o 30 procent w ciągu każdych kolejnych 30 dni. Po upływie siedmiu miesięcy liczba komórek zarażonych zmalała do tego stopnia, że ledwie można było je wykryć. Był to rezultat doustnego przyjmowania 50 miligramów dziennie.
Proszę pamiętać, że nie jestem lekarzem i nie mam zamiaru nim zostać. Chciałem się tylko dowiedzieć, czy moja substancja działa. Tylko to chciałem wiedzieć !
W pomocnym Phoenix był pewien lekarz, któremu dałem dwie buteleczki suchego preparatu. Podał on go dwóm pacjentkom chorym na raka. Były to kobiety, jedna w wieku 42 lat, druga zaś – 57. Obie cierpiały na raka piersi. Czterdziestodwuletniej pacjentce usunięto pierś dwa lata wcześniej i poddano ją intensywnej radioterapii. Po dwóch latach zaczęła odczuwać bóle szyi i żeber. Poszła do kręglarza, ale nie był on w stanie jej pomóc. W końcu trafiła do onkologa, który stwierdził u niej raka szyi, ramion, pleców, kręgosłupa i żeber. Powiedział, że to już czwarte stadium i że powinna jak najszybciej pozałatwiać swoje doczesne sprawy. Stwierdził, że można jeszcze zastosować chemoterapię, ale i tak umrze.
W końcu trafiła do wyżej wymienionego lekarza, który dał jej nasz preparat w ilości wystarczającej na przyjmowanie go przez półtora miesiąca. Przyjmowała go w dawkach 100 miligramów dziennie przez około 1,5 miesiąca. Pod koniec tego okresu poszła powtórnie do onkologa. Okazało się, że w ogóle nie ma raka. Nawet nie wiedziałem, kim jest ta kobieta. Nie miałem nic wspólnego z podawaniem jej tego preparatu w charakterze leku. Pewnego dnia zadzwonił telefon i w słuchawce usłyszałem jej głos:
— Panie Hudson, nie wiem, kim pan jest ani czym był pański preparat, ale to jest fantastyczne. — No i opowiedziała mi swoją historię.
W przypadku pięćdziesięciosiedmioletniej kobiety sprawa nie wyszła.
Udaliśmy się więc na Uniwersytet Chicagowski, aby przeprowadzić badania na myszach. I co się okazało? Otóż połowa myszy zginęła od raka, zaś u drugiej zaczął się on rozwijać znacznie szybciej. Pod koniec badań prowadzący badania wstrzyknęli myszom estrogen, który powinien spowodować jeszcze szybszy rozwój raka. Efekt był wręcz przeciwny. Po wstrzyknięciu estrogenu, po upływie zaledwie 24 godzin, rak znikał. Sugeruję więc teraz ludziom, aby każdy, kto przekroczył 40 lat, zaczął przyjmować DHEA (jeden z androgenów – dehydroepiandrosteron) lub jakiś inny żeński hormon, ponieważ w leczeniu raka piersi żeńskie hormony odgrywają bardzo dużą rolę.
Nie podaję tego państwu jako informacji o charakterze technicznym. Mówię o tym, ponieważ takie są moje doświadczenia. I dlatego właśnie mogę państwu o nich opowiadać.
Mamy również lekarza na Florydzie, który podawał w listopadzie nasz specyfik choremu na raka trzustki. Pacjent w sposób zatrważający tracił wagę. Lekarz nie dawał mu nadziei na utrzymanie go przy życiu, w związku z czym pacjent gotów był na wszystko. Brał nasz specyfik przez 60 dni i obecnie odzyskał już normalną wagę i czuje się wspaniale. Lekarz nie może zrozumieć, jak to się stało. Jest zupełnie zdezorientowany, ponieważ nikomu jak dotąd nie udało się przeżyć z rakiem trzustki.
Nasza substancja nie stanowi panaceum na wszystko. Nie jest to lek przeciwko AIDS. Nie jest to lek przeciwrakowy. To jest dosłownie duch. Ten preparat nie jest po to, aby leczyć AIDS czy raka. Jest po to, aby doprowadzać do doskonałości nasze ciała. Sprawia, że nasze ciała wracają do stanu, w którym być powinny. To nasz własny system immunologiczny zwalcza chorobę. Jeśli można poprawić DNA w każdej komórce ciała, jeśli można naprawić zniszczenia spowodowane przez wirusa, nawet AIDS, to można stać się istotą idealną. Można wrócić do pierwotnego stanu zdrowia, w którym powinniśmy się znajdować.
To nie jest lekarstwo. Materiał ten jest w rzeczy samej substancją o charakterze filozoficznym. Jest po to, aby oświecić i wznieść na wyższy poziom świadomość rodzaju ludzkiego. Jeśli w trakcie wykonywania powyższych zadań leczy przy okazji choroby, to dobrze. Dla większości z nas trudno jest zrozumieć, o co tu naprawdę chodzi.
Zbliża się już dziewiąta godzina. Jutro postaram się przedłożyć państwu wszystkie procesy fizyczne, które zostały odkryte i opisane od czasu, kiedy uzyskałem patenty. Przedłożę państwu wszystkie teorie dotyczące nadprzewodnictwa oraz atomów w stanie wysokiego spinu. Zorientujemy się w całości literatury opublikowanej na ten temat; wyświetlę państwu przy pomocy rzutnika wyniki badań, abyście mogli państwo przeczytać, kto jest ich autorem, a są wśród nich Państwowe Laboratoria Brookhaven, Państwowe Laboratoria Oakridge, Instytut Nielsa Bohra z Kopenhagi i wiele innych. Udostępnię państwu wszystkie prace na temat nadprzewodników w ciele. Obejrzycie wszystkie prace dotyczące światła życia w postaci nadprzewodników. Przedyskutujemy dogłębnie sprawę energii punktu zerowego, energii próżni, czasoprzestrzeni i grawitacji. Postaram się to wszystko państwu wytłumaczyć – mam nadzieję przejrzyście. Opowiem o tym, że Jesteśmy tylko hologramem, obrazem przedstawiającym nas samych, że nie jesteśmy rzeczywistością. Potem cofniemy się w przeszłość, cztery lub pięć tysięcy lat przed naszą erą, do dolin Tygrysu i Eufratu, do pism Zecharii Sitchina, do faraonów egipskich i ich najwyższych kapłanów. Do Hebrajczyków i Biblii. Do proroctw Nostradamusa i Kluczy Henocha, do wszystkich przepowiedni dotyczących tego zagadnienia. Przepowiedni mówiących, że to pojawi się tu i stanie się znane nauce około roku 1999. Taka jest tego historia. Zobaczymy się jutro, jeśli będziecie mieli ochotę przyjść.
Zapewne zadają sobie państwo pytanie, dlaczego nigdy nie mówiono o tym w radiu i telewizji ani nie pisano o tym w prasie. Jest tak dlatego, ponieważ unikam nagłaśniania tej sprawy. Proszono mnie o wykonanie prelekcji na temat nadprzewodnictwa w NASA, lecz odmówiłem. Często też zapraszano mnie do wystąpienia przed mikrofonami różnych stacji radiowych i im również odmówiłem. Powodem jest to, że nie wszyscy ludzie do tego dorośli.
Tak, niestety, jest. Jeśli chodzi o państwo, którzy zadali sobie trud, aby tu przyjść, sądzę, że około 90-95 procent pojmuje o co w tym wszystkim chodzi, lecz większość ludzi, jakich można spotkać na ulicy, w ogóle by tego nie zrozumiała. To, o czym tu mówimy, było by dla nich równie niejasne, jak czyjać wypowiedź w obcym, nieznanym im języku. Moglibyśmy usłyszeć: „Och, o czym oni tu mówią. Coś tu jest nie tak”. Poza ty,. chodzi też o swego rodzaju zabezpieczenie. Mogę powiedzieć tylko tyle, że to, że tak postępuje, ma swoje konkretne uzasadnienie. Tak więc proszę wszystkich, którzy to nagrywają, aby nie powielali ani nie rozpowszechniali tych taśm, zgoda?
Po tym krótkim wstępie wróćmy do alchemii. Kiedy zainteresowaniem się alchemią, jako że biały proszek złota jest podobno substancją alchemiczną, zacząłem czytać i jedną z rzeczy, na które się natknąłem, było kapłaństwo Melchidezeka i związany z jego kapłaństwem biały proszek złota. Udałem się więc do rabina Plotkina z synagogi Beth Israel w Phoenix w Arizonie, który uchodzi za jednego z najbardziej wykształconych, i zapytałem go: „Rabinie, czy wiesz coś na temat białego proszku złota?”, a on na to: „Ależ oczywiście, panie Hudson, ale, o ile mi wiadomo, nikt od momentu zniszczenia pierwszej świątyni nie wie, jak go zrobić. Biały proszek złota jest magią. Można go używać do uprawiania białej lub czarnej magii”.
Znaczenie tego oświadczenia można zrozumieć dopiero po poznaniu, czym naprawdę jest biały proszek złota. Tak więc, kiedy zacząłem dalsze poszukiwania, odkryłem, poznałem jego historię, dowiedziałem się, że był związany ze starożytnymi mieszkańcami doliny Tygrysu i Eufratu, którzy utrzymywali, że tę wiedzę otrzymali od bogów. W literaturze jest on zawsze przedstawiany w postaci kamienia w kształcie trójkąta, którego wysokość jest mniej więcej dwa razy większa od podstawy. Coś w rodzaju wysmukłej piramidy. Zdaje się, że Zacharia Sitchin określa go jako „kamień athinder(?)” Ich wszystkie święte teksty zawsze się od niego zaczynają. Co ciekawe, w staroegipskich tekstach zawsze mówiono o nim, „Co to jest?” zaś w papirusach, które odnaleziono w grobowcu Pepiego II z okresu starego królestwa Egiptu, czytamy: „Jak jest oczyszczony ze wszystkich niedoskonałości, co to jest, zstępuję jak biały jastrząb Horusa, co to jest, przychodzę poprzez nieśmiertelnych, co to jest, pojawiam się przed tronem mego ojca, co to jest…” i tak dalej. Strona po stronie następuje opis wszystkich atrybutów, które zyskuje się po wstąpieniu i zawsze kończą się one pytaniem: „Co to jest?”.
Napisano to między XXIX a XXVIII wiekiem przed naszą erą stale pytanie: „Co to jest?” W słowniku znalazłem, że hebrajskie słowo oznaczające: „Co to jest?” Ma-Na. Manna znaczy dokładnie to samo: „Co to jest?” Kiedy zdamy sobie sprawę z tego, kim byli Hebrajczycy, że przez wiele pokoleń żyli w Egipcie, że byli to artyści, metalurdzy, rzemieślnicy, którzy odchodząc z Egiptu zabrali ze sobą nabytą tam wiedzę… Z literatury tematu, zwłaszcza z Ages in Chaos (Wiek Chaosu) Velikovskiego dowiedzieć się możemy, że kiedy Egipcjanie… Kiedy Hebrajczycy opuścili Egipt i Egipcjanie ruszyli w pościg za nimi… Otóż znaleziono w Egipcie zapiski mówiące, że faraon i jego armia zatonęli w wodnym wirze. Było to pod koniec starego królestwa Egiptu.
Jak zapewne państwo pamiętają, w Biblii jest mowa o tym, że Hebrajczycy natknęli się w czasie ucieczki z Egiptu na półwyspie Synaj na wojownicze plemię Amalekitów, on i oni… to znaczy Mojżesz chciał z nimi walczyć, ale lub sprzeciwił się, mówiąc: „To wojownicze plemię, są ich setko tysięcy, nie chcemy z nimi walczyć”. No i zrezygnowali z walki z nimi. Velikovski odkrył, że w tym samym czasie, co w Egipcie plagi wystąpiły również w dolinie Tygrysu i Eufratu. W rezultacie dominujące tam plemię Amalekitów opuściło dolinę tych rzek w tym samym czasie, w którym Hebrajczycy opuścili Egipt. Oba ludy dosłownie minęły się na Półwyspie Synaj, przy czym Amelekici wędrowali na zachód a Hebrajczycy na wschód. Amalekici przybyli do Egiptu, gdzie nie było ani armii, ani faraona, i wymordowali wszystkich. Pozostawili jedynie trochę ludzi z najniższej kasty, których traktowali jak niewolników – resztę wyrżnęli w pień. Zniszczyli świątynie, zmietli z powierzchni wszelki ślady wyższej kultury starego królestwa. Kiedy zdali sobie sprawę, co zrobili, było już za późno – ała wiedza przepadła. Jedynymi, którzy jeszcze pozostali przy życiu i posiadali dawną wiedzę, byli Hebrajczycy, ale oni byli już dawno na Półwyspie Synaj.
Po osiedleniu się w starożytnym Egipcie Amalekici zaczęli praktykować ceremonię otwarcia ust i mumifikwować swoich przywódców w nadziei, że uda się przywrócić dawną wiedzę, jednak nic z tego nie wyszło.
Czy wiedzą państwo, że jeśli przyjrzymy się historii odkryć z zakresu starego Królestwa Egiptu, to okaże się, że nigdy nie udało się znaleźć cało faraona lub wyższego kapłana z tego okresu historii Egiptu? Nigdy.
Inne teksty mówią, że oni nigdy nie umarli, że wstąpili na schody do nieba. Kiedy czyta się o tym, czego dokonali i gdzie się udawali, to wszystko się zgadza – udawali się dokładnie w to samo miejsce, do którego udawali się ludzie z doliny Tygrysu i Eufratu, aby wstąpić na drogę do nieba. Była to wyspa o nazwie Bahrain położona niedaleko Półwyspu Synaj. Na tej wyspie znajdowało się miasto o nazwie Kilmun lub Dilmun i proszę sobie wyobrazić, że to miasto odkopano. Okazało się, że ono istnieje i że jest to prawdopodobnie miejsce, w którym mieszają się ze sobą wody słona i słodka. Znaleziono tam uskok, w którym z dna oceanu wypływa słodka woda i miesza się z morską.
Wszystko to dotyczy czasów pierwszego śmiertelnego króla z doliny Tygrysu i Eufratu, Gilgamesza i jego poszukiwań nieśmiertelności. Chodzi o czasy, kiedy powiedziano mu, że ma udać się do kraju zachodzącego lub wschodzącego słońca, w rzeczywistości chodziło o Arabię. Udał się więc w dół biegu Tygrysu i Eufratu, dotarł do oceanu i popłynął nim na tę wyspę. Była to wyspa, na której żył człowiek, który ocalał z potopu. Był to znany nam Noe, którego właśnie szukał. Człowiek ten żył od 900-1000 lat i miał trójkę synów, którzy żyli ponad 900 lat, i posiadał tę wiedzę.
Wróćmy jednak do Hebrajczyków, którzy opuścili Egipt. Wszyscy Egipcjanie, którzy posiadali tę wiedzę, zostali wyrżnięci w pień i nie było już nikogo, kto mógłby ją przywrócić. Natomiast Hebrajczycy wciąż ją posiadali i złotnik Bezaleel otrzymał od Mojżesza polecenie wykonania „Co to jest?”, manny lub „chleba boskiej obecności”, jak między innymi nazywano to w starym królestwie Egiptu, gdzie funkcjonowały jeszcze trzy inne nazwy: „złota łza z oka Horusa”, „to, co wypływa z ust Stwórcy” i „nasienie Ojca Niebios”. Jeśli weźmiemy biały proszek złota i wymieszamy go z wodą, uzyskamy białą galaretowatą zawiesinę, która – mogę państwa zapewnić jako farmer – wygląda jak nasienie, którego używamy do zapładniania bydła i innych zwierząt. Tak, to dobre porównanie, jeśli chce się opisać komuś, jak to wygląda.
W zasadzie jest to podstawa wszystkich religii świata. Ile razy słyszymy: „oczyść się”, „obmyj się”, „przygotuj się jak panna młoda w komorze ślubnej”, „na przyjście Ojca”. To, czego nam nie mówią, to to, co ma miejsce w komorze ślubnej, to, że zostajemy tam zapłodnieni, tyle, że przyjmujemy tam nasienie „Ojca Niebios”. I… dokonuje się to w ciągu czterdziestodniowego postu. Kiedyś nazywało się to egipskim rytuałem przejścia. Trwał on przez 9 dni, w czasie których zachowywano ścisły post, nie przyjmowano żadnego pożywienia w celu oczyszczenia układu pokarmowego, po czym przez następne 30 dni spożywano tę substancję, to znaczy „nasienie Ojca Niebios”. Nazywano ją też „Chlebem Życia”, który do „Chleb Życia” mieszano z wodą i wówczas nazywano to „Wodą Życia”. Właśnie przygotowanie tej substancji Mojżesz nakazał Bezaleelowi. Nie był to piekarz ani kobieta, ale złotnik, któremu polecono przygotowanie „Chleba obecności Boga”, i to właśnie „Chleb obecności Boga” był ustawiony na stole przed Arką Przymierza. Pamiętają państwo Arkę Przymierza, umieścili tam także kamienne tablice, poprzez które Bóg przemówił do Mojżesza i dał mu przykazania.
Biblia mówi również, że Hebrajczycy twierdzili, iż na Górze Synaj ukazał się ogień i dym. Jakby pojawiła się tam kuźnia. Przypomnijmy sobie, że Mojżesz był już wcześniej w rejonie Synaju, w którym znajdowały się kopalnie miedzi i gdzie ją wytapiano. Uważam, że na górze Synaj była kuźnia, ponieważ biały proszek złota można stopić w temperaturze 116o stopni i otrzymać z niego przezroczyste złote szkło. Staje się tak przezroczysty jak normalne szkło i mimo to nadal jest złotem, a nie związkiem złota, lecz czystym złotem. Można to złote szkło wrzucić do moździerza, a następnie potłuc i zemlec z powrotem na biały proszek, jest jednak przezroczyste i wygląda zupełnie jak szkło.
Złoto ma tę własność odróżniającą je od innych pierwiastków, że można je oczyszczać poprzez destylację. W temperaturze 450 stopni uwalnia się i ulatnia w postaci gazu, który można skroplić i doprowadzić do postaci białego proszku. Można więc oczyszczać je stopniowo przy pomocy procesu destylacji i ostatecznie uzyskać bardzo czysty produkt. Nosi on nazwę „białej rosy”, „białego kondensatu” lub „białego gołąbka”. W opisach alchemicznych jest przedstawiany także jako białe pióro, ponieważ jest oczyszczany jako materiał o charakterze lotnym. Rozumieją państwo? Wszystkie symbole w postaci karmienia gołębiem lub otrzymywaniem białego gołębia są symbolami o charakterze alchemicznym.
Jak oświadczył mi rabin, proces ten znano do momentu zniszczenia pierwszej świątyni. Co się stało, kiedy zniszczono pierwszą świątynię? Okazuje się, że Salomon posiadł kobietę, która zaszła w ciążę. Kobieta ta przybyła z Egiptu i była de facto faraonem Egiptu. Jak się ona nazywała… chyba Hatszepsut? Tak więc była ona faraonem Egiptu, przybyła do świątyni Salomona, zaszła z nim w ciążę, wróciła do Egiptu i urodziła syna, któremu nadano imię Menelik. Menelik wrócił do Jerozolimy w wieku dwudziestu jeden lat, ale Salomon uznał go za swojego syna. I Salomon, oczywiście, uznał go za syna. To z kolei sprawiło, że wyżsi kapłani, Lewici, wściekli się. Oto pojawił się mieszaniec, półkrwi Żyd, a trzeba wiedzieć, że mieli oni bzika na punkcie czystości rasy. Tak więc pojawił się półkrwi Żyd i w dodatku był najstarszym synem faraona, czyli tym, który miał z racji kolejności urodzenia zostać przyszłym królem Jerozolimy. Lewici oświadczyli więc Salomonowi: „Musisz odesłać swojego syna. Musisz go odesłać”, na co Salomon w swojej ogromnej mądrości odrzekł: „Dobrze, jeśli ja mam odesłać swojego syna, to również wszyscy Lewici muszą odesłać najstarszych synów”. Tak więc wszyscy pierworodni synowie Lewitów odeszli z Menelikiem, lecz kiedy odchodzili zabrali ze sobą Arkę Przymierza.
Oto gdzie trafiła Arka Przymierza – do Egiptu. Kiedy Hebrajczycy zdali sobie sprawę, że stracili Arkę Przymierza, okazało się, że ci, którzy ją zabrali, mieli z racji urodzenia prawo do opieki nad nią. Byli to pierworodni synowie Lewitów oraz król, a ponieważ wygnano ich, zabrali ją ze sobą. No i Hebrajczycy niechętnie mówią na ten temat, ponieważ utracili Arkę z powodu swoich własnych poczynań. Kapłani z linii Aarona i rabini nie chcą dyskutować na temat opuszczenia Jerozolimy przez ród wysokich kapłanów oraz o tym, że Arka trafiła do Egiptu i była przechowywana na wyspie Elefantyna, gdzie zbudowano dokładną replikę Świątyni Salomona. Historię tę opisał dokładnie Graham Hancock w książce The Sign of a Seal (Znak pieczęci) jest tam wszystko i przedstawiona przezeń historia jest zgodna z prawdą. Co więcej, odkopano to. Prowadzący wykopaliska znaleźli na Elefantynie świątynię o wymiarach dokładnie odpowiadających Świątyni Salomona, odkopano fundamenty oraz określono pomieszczenie, w którym trzymano Arkę Przymierza.
W świątyni w Luksorze jest dokładny opis grabierzy oraz łupów, które Tutmisis II zabrał ze świątyni Salomona w Jerozolimie, po czym objęciu tronu faraona zwrócił je. Nie ma wśród nich Arki Przymierza, ponieważ Egipcjanie już ją wtedy mieli. Na liście łupów wymienione są wszystkie rzeczy, jakie zagrabiono, które były wykonane ze złota, srebra i miedzi. Na liście przedmiotów wykonanych ze złota pod nazwą lehem panim (chleb boskiego pochodzenia) widnieje kształt wysmukłej piramidy, czyli „Chleba Boskiej Obecności”. Jest to dokładnie ten sam symbol, o którym już mówiłem wcześniej, który jest zawsze przedstawiany w świętych ceremoniach, w trakcie których król ofiarowuje „chleb” lub „biały chleb” Arce Przymierza z siedzącym na jej szczycie białym Anubisem, reprezentującym tutaj układ pokarmowy. Tak więc mamy króla dokonującego ofiary, przy czym mowa jest tu o „strażniku tajemnicy”. Chodzi oczywiście o biały proszek złota ofiarowywany układowi pokarmowemu, co oznacza proces transformacji, jakiemu ulega się w tym procesie.
No dobrze, ale na czym to polega? Nie jestem lekarzem i nie uprawiam medycyny. Cokolwiek podawane jest komuś w celu uleczenia go, nosi nazwę lekarstwa. Tak więc nie mogę tu państwu powiedzieć, co robiono przy jego pomocy, dopóki są włączone magnetofony, ani jakie wyniki uzyskiwali lekarze, którzy podawali swoim pacjentom biały proszek złota. Mogę jednak stwierdzić, że przy dawce 2 mg dziennie całkowicie pozbyto sie Carposi Sarcom (nowotworów złośliwych w postaci mięsaków) u pacjentów z objawami AIDS. Przy dawce 2 mg dziennie! Jedna uncja to 32 000 miligramów – 2 mg to praktycznie nic, a mimo to usuwają „KS”. Mogę powiedzieć państwu, że u ludzi, którzy otrzymywali go w postaci zastrzyku w ilości 2 mg co 2 godziny, liczba białych ciałek wzrosła z 2500 do 6500. Mogę powiedzieć też, że u pacjentów z czwartym stadium raka po przyjmowaniu tej substancji doustnie przez 45 dni nie wykryto nigdzie raka. Myślę, że dalsze przykłady są zbyteczne. Porozmawiamy na ten temat później, gdy na sali nie będzie już reporterów.
Nie jestem lekarzem i leczenie chorób nie było moim celem. Chciałem jedynie wiedzieć, „czy to działa”? Zastosowano to w chorobie Lou Gehriga (chodzi o stwardnienie zanikowe boczne), w MS (stwardnienie rozsiane), w MD (dystrofia mięśni), w artretyzmie (zapaleniu stawów) i w przypadku kilku innych schorzeń, których teraz nie pamiętam. W każdym przypadku uzyskiwano niesamowity wpływ na organizm człowieka. Ale największe oddziaływanie i prawdziwy powód jego istnienia nie dotyczy właściwości leczniczych.
Prawdziwym powodem istnienia białego proszku złota jest oświecenie i zwiększenie świadomości człowieka. Jeśli ludzie tego nie rozumieją, to właśnie po to on istnieje, aby mogli zrozumieć. No i w końcu daliśmy go w dużych ilościach niektórym ludziom, którzy nie uskarżali się na żadne dolegliwości zdrowotne. Nie wiedzieliśmy, czego należy oczekiwać. Pierwszy z ludzi, który zgodził się wziąć udział w eksperymencie, pościł przez 42 dni, co jest stosunkowo ostrym postem. Przez 9 dni przyjmował tylko wodę, miał bardzo wysokie odwodnienie okrężnicy i dziesiątego dnia zaczęliśmy podawać mu dziennie 500 miligramów tego materiału. To nie było złoto, ale rod i iryd. Powodem, dla którego wybraliśmy rod i iryd, było to, że pierwiastki te występowały naturalnie w jego organizmie. To jest w żelu Aloe Vera (preparat z aloesu), w Ace Mannanie, „Man aloe” (aloes), soku marchwiowym, soku winogronowym, ekstrakcie z nasion winogronowych, korze wiązu, zajęczym szczawiu i w wielu innych materiałach. Jest to naturalny materiał, a nie jakiś związek czy lekarstwo. To substancja o charakterze pierwiastka. To coś jak zażywanie pastylek żelaza. Tyle że to są atomy, które wprowadzają do naszego organizmu światło.
Starożytnie Egipcjanie mówili: „Masz ciało fizyczne, więc musisz je karmić fizycznych pożywieniem, tak aby mogło się rozwijać i być tym, czym powinno być. Jeśli nie będziesz karmił swojego fizycznego ciała, umrzesz albo skarłowaciejesz. Nie będziesz się rozwijał i rósł”. Masz również świetliste ciało, powiadali, i je też musisz karmić, aby stało sie tym, czym powinno. A my nie karmiliśmy naszego świetlistego ciała, ponieważ nie wiedzieliśmy, czym należy je karmić.
500 miligramów dziennie przez trzydzieści dni to przepis na egipski rytuał przejścia. Musieliśmy dowiedzieć sie, jak to działa. Po 5 lub 6 dniach przyjmowania tej substancji facet zaczął słyszeć dźwięk o bardzo wysokiej częstotliwości, który z każdym dniem się wzmagał, coraz bardziej i bardziej. Kiedy skończył się post, oświadczył, że czuje się tak, jakby miały mózgu głośniki, które dosłownie ryczały tym dźwiękiem. To ten sam dźwięk, który słyszy wielu ludzi oddających się medytacjom, który zaleca się słuchać w czasie medytacji lub znaleźć. Jednak większość ludzi, kiedy myślą o nim, nie słyszą go. Otóż ten dźwięk ryczy w głowie tego człowieka dzień i noc, ryczy kiedy on rozmawia przez telefon i kiedy pracuje. Zapytałem go: „Czy ci to nie przeszkadza?”, na co odrzekł: „Zupełnie nie. To jest jak nektar”, ponieważ on nie napływa poprzez uszy. „On jest wewnątrz mózgu” – oświadczył.Trudno mi to zrozumieć. Prawdopodobnie państwu również. „Davidzie, to nektar” – powiada ten człowiek – „To coś, z czym chce być, to coś, co mogłoby zastąpić całą resztę z naszego życia”. Tak więc po zakończeniu czterdziestodwudniowego postu, wrócił do siebie, wyszorował ciało, aby pozbyć się toksyn i zaczął normalnie jeść. Jadł mięso, białe mięso i jarzyny. Przypuszczał, że dźwięk zniknie, ustąpi, ale tak się nie stało. Dźwięk nadal narastał i stawał coraz silniejszy. Po kolejnych 60 dniach zaczął miewać sny, zaczęły się objawienia, a w końcu wizje. Być może zabrzmi to dla niektórych z państwa przesadnie, ale zaczęły do niego przychodzić świetliste istoty, aby go uczyć. Nigdy nie otwierają ust, komunikują się z nim telepatycznie. Mam nadzieję, że nie urażę nikogo tym, co teraz powiem, ale teraz przychodzi do niego żeńska istota i uprawia z nim miłość.
Nie rozumiałem tego, dopóki nie znalazłem w Wedach wzmianki o uprawianiu miłości z aniołami. 2000 lat przed naszą erą. Po siedmiu miesiącach zaczął mieć orgazmy. Ponieważ mam do czynienia z audytorium osób dorosłych, wytłumaczę państwu, o co chodzi. Otóż nie ma on erekcji ani wytrysku nasienia, ale odczucie jakby miał orgazm. Kiedy pytam: „Czy to przyjemne?”, odpowiada: „To tak jakby wszystko działo się naprawdę”. Obecnie ma ich 7-8 dziennie.
Powiedział mi: „Davidzie się, że ten głos pochodzi ze źródła położonego około 20 cm nad moją głową, schodzi w dół do mojej głowy i ryczy w niej. „Czuję wibracje w całym ciele”. Orgazmy zaczęły się po siedmiu miesiącach i coraz bardziej się nasilają, i jest to coś, czego nie kontroluje. To coś po prostu się dzieje. Sypia teraz od półtorej do dwóch godzin na dobę, nie potrzebuje już 7-8 godzin snu jak większość z nas. Pewnego ranka postanowił wyjść o 4 rano na dwór, aby tam doszło do orgazmu. I wiecie, państwo, co się stało? Otóż powiedział mi, że to zaczęło się w dolnej części lędźwi i pozwolił, aby się przesuwało. Twierdził, że czuł, jak to przesuwa się do żołądka, a następnie w górę do klatki piersiowej aż do głowy. „Całe moje ciało brało udział w orgazmie” – oświadczył – „Było mi gorąco. Czułem, że gdyby ktoś podszedł do mnie i mnie dotknął, to by się sparzył. Nagle z wierzchołka mojej głowy wypromieniowała kolumna energii”. Czuje, że wyłania się ona dokładnie z z czubka jego głowy.
Jakieś trzy tygodnie temu podarowano mi książkę Secrets of Golden Flowers (Sekrety złotego kwiatu) Richarda Wilhelma z przedmową Carla Junga. Richard Wilhelm dokonał jej przekładu ze wschodnich języków dla Junga. Książka ta pochodzi z roku 1931. Od tego czasu była wielokrotnie tłumaczona i wznawiana. Wydaje mi się, że obecnie jest dostępne jej wydanie kieszonkowe, ponieważ coraz więcej ludzi kupuje książki w takim wydaniu. W każdym bądź razie opisane jest w niej doskonałe brzmienie tego dźwięku. Mówi się tam, że ten dźwięk brzmi „hu”, zaś my jesteśmy hu-man, czyli ludźmi mogącymi słyszeć dźwięk „hu”.
Ciekawe co? Jest tam wiele odniesień do tego dźwięku. Książka ta mówi też, że uzyskujemy energię w lędźwiach oraz że może się ona tak rozejść, że obejmie je całe aż do głowy. I kiedy już się dokładnie rozlokuje, zaczynamy czuć, jak z głowy, dokładnie z jej czubka, wydobywa się snop światła.
Wydaje mi się, że słowo, którego większość ludzi używa na określenie tego zjawiska, brzmi „kundalini”. Właśnie tym ono jest. Ten człowiek potrafi obecnie potasować karty i określić dokładnie ich układ. Jest skuteczny dziesięć razy na dziesięć prób. Potrafi powiedzieć, kto was jutro odwiedzi, wie, w jakiej sprawie przybędzie oczywiście zanim ten ktoś przyjdzie, kto to będzie i o czym będzie rozmawiał. Twierdzi, że ma uczucie pełnego zjednoczenia i zrozumienia ze wszystkim, co żyje, ze wszystkimi zwierzętami i ludźmi. Pełne poczucie zjednoczenia z całym żywym światem.
Według książki Secrets of Golden Flowers potrzeba dziesięciu miesięcy księżycowych, co dokładnie zgadza się z tym, co podawali Egipcjanie, czyli dziewięciu miesięcy solarnych… otóż pod koniec tego okresu, w dziewiątym miesiącu, człowiek staje się dosłownie świetlistą istotą. Jest to przebicie się przez kosmiczne jajo, po którym człowiek staje się świetlistą istotą zdolną do lewitacji i bilokacji, czyli do znikania w jednym miejscu i pojawiania się w innym.
Wiem, że brzmi to trochę niedorzecznie. Jeśli jednak człowiek stanie się doskonałym nadprzewodnikiem, wówczas będzie mógł lewitować i chodzić po wodzie. Jutro podzielę się z państwem informacjami zawartymi w opracowaniach Harolda Puthoffa z Austin w Teksasie, który pracował na rzecz rządu przy zadaniach dotyczących zdolności parapsychicznych, telepatii oraz bezpośredniej komunikacji między mózgowej. Obecnie pracuje się nad zagadnieniami obejmującymi między innymi lewitację i podróże w czasie. Opublikował kilka prac będących rozwinięciem teorii grawitacji Sacharowa, która mówi, że grawitacja nie jest polem grawitacyjnym.
Grawitacja to w rzeczywistości wzajemne oddziaływanie materii, protonów, neutronów i elektronów z punktem zerowym lub energią próżni.
A to, czego doświadczamy, jest de facto wewnętrznym oddziaływaniem między materią i energią punktu zerowego.
Tak więc nie ma pola grawitacyjnego jako takiego. Z jego obliczeń i matematyki wynika, że kiedy materia jest połączona rezonansowo w dwóch wymiarach, to przestaje na siebie oddziaływać w trzech wymiarach, oddziałuje tylko w dwóch wymiarach poprzez coś, co nazywa on ruchem wibracyjnym, że traci 4/9 swojej wagi grawitacyjnej lub że jej waga wynosi jedynie 56 procent, co, jak zapewne państwo sobie przypominają, wynosi dokładnie tyle, ile waży nasz materiał – 56 procent lub 5/9 rzeczywistej wagi – co oznacza, że jest on połączony rezonansowo, że jest kwantowym oscylatorem rezonującym w dwóch wymiarach, co, tak się składa, jest definicją nadprzewodnika.
Kiedy spotkałem się z Halem Puthoffem powiedział: „Dave, czy wiesz, co to znaczy? To znacz, że kiedy potrafisz kontrolować czasoprzestrzeń, możesz kontrolować grawitację, a jeśli kontrolujesz grawitację, to kontrolujesz czasoprzestrzeń”. Tak więc te atomy dosłownie uginają czasoprzestrzeń do 5/9 wagi. Powiedział również: „W czasopismach można znaleźć teorie mówiące o przenoszeniu się z jednego miejsca w inne z prędkościami większymi od prędkości światła. Jednak, aby móc tego dokonać, trzeba mieć coś, co nazywa się egzotyczną materią, materię, która nie ma żadnego przyciągania grawitacyjnego i że 70 stopni Fahrenheita to temperatura zbliżona do temperatury naszego ciała, to znaczy temperatura ciała jest wyższa. Tak więc jeśli nasze ciało zostaje wypełnione światłem, to dosłownie je spożywamy, aż do momentu kiedy nasze świetliste ciało przeważy nad ciałem fizycznym – prawdopodobnie wtedy stajemy się świetlistymi istotami.
No i nasze fizyczne ciało przestaje kontrolować nasze świetliste ciało. W rzeczy samej to nasze świetliste ciało kontroluje teraz nasze ciało fizyczne. I gdziekolwiek zapragniemy udać się, nie tylko duchowo, ale i fizycznie, wówczas możemy to zrobić zabierając nasze fizyczne ciało. W Biblii mówi się o tym jako o „uniesieniu w zachwycie”. Mówi się tam, że dwóch będzie pracowało na polu i nagle jeden znika, dwoje będzie leżało w łóżku i nagle jedno znika. Będzie to fizyczne wzięcie i zniknięcie z miejsca, w którym się znajdowaliśmy. Apokalipsa św. Jana (2,17) mówi: „Zwycięzcy dam nieco z manny ukrytej i kamyk dam mu biały, a na kamyku wypisane nowe imię”. Oznacza to, że nie będzie się już tym samym człowiekiem, którym było się przed przyjęciem tej substancji.
W rzeczywistości jest tu mowa o otrzymaniu nowej nazwy, o staniu się zupełnie innym człowiekiem. Kiedy wypełni nas duch, kiedy wypełni nas charyzma, nie będziemy już tą samą osobą, którą dotąd byliśmy. To całe DNA, nad którym trudzą się biolodzy i medycy, które wypełnia nasze ciała, nie będzie już miało żadnego znaczenia.
Obecnie wykorzystujemy zaledwie od 8 do 10 procent naszego mózgu. Do czego jest nam potrzebne pozostałe 90 procent? Czyżbyśmy wykształcili mózg, którego nie użytkujemy w całości? Nie sądzę, aby tak było. Wygląda, że kiedyś, w starożytności, używaliśmy całego mózgu, podobnie jak DNA, że byliśmy kimś zupełnie innym. Zdaje mi się, że zabrzmiało to bardzo filozoficznie. Biblia mówi, że kiedyś byliśmy Adamem Kadmonem, istotą anielską, która upadła do stanu zwierzęcego. W Biblii powiedziane jest również, że nadejdzie dzień, kiedy na Ziemię powróci ów dni starożytnych. Kim że jest ten dni starożytnych? Dni starożytnych to Adam Kadmon, oryginalny człowiek. Kiedy ten człowiek powróci i będzie w stanie czytać nasze myśli bez otwierania naszych ust, jakże lepiej będziemy mogli być osądzeni? Nie będzie już żadnych tajemnic, żadnych spisków. Wszystko będzie wiadome. Biblia nazywa to otwarciem księgi życia.
Nadejdzie czas, gdy wszystko zostanie osądzone, wszystko ujawnione.
W wtedy, i tylko wtedy, znowu Chrystusa. Właśnie wtedy powróci, prawda? W Apokalipsie św. Jana (21,21) mówi się, że ulice nowej Jerozolimy będą wyłożone złotem tak czystym, że aż przezroczystym jak szkło. Złotem tak czystym, że aż przezroczystym jak szkło, a fundamenty wykonane ze złota tak przezroczystego jak szkło (Apokalipsa św,. Jana 21, 18).
Jeśli to państwa jeszcze nie przekonuje, to powiem państwu, że dowiedziałem się, iż nazwa Złotego Drzewa Życia brzmiała ORME, ormus lub ormes zaś tytuł mojego patentu brzmi Orbitally Rearranged Monatomic Elements (Jednoatomowe pierwiastki o przekształconych orbitach). Księga Izajasza wspomina o Dawidzie dni ostatnich, potomku dawidowej linii krwi. I proszę sobie wyobrazić, że moja kuzynka, świeć Panie nad jej duszą, wstąpiła do Kościoła Mormonów, gdzie polecono sporządzić jej genealogię i okazało się, że moja pra-pra-pra prababka była Hanną Debussy, córką, córką Christophera Debussy’ego, brata Charlesa lub Cloude’a, który jest tym samym Charlesem lub Cloudem Debussym, o którym wspomina książka The Holy Blood and the Holy Grail (Święty Graal Święta krew). Nostradamus pracował dla rodziny Debussy i przepowiedział, że do roku 1999 okultystyczne zło będzie ponownie znane nauce. Bardzo szczególne proroctwo, bardzo dokładne daty, duża precyzja. I potomek tej rodziny, David dni ostatnich, ma być tym, który zasadzi Złote Drzewo Życia.
Nic o tym nie wiedziałem, kiedy składałem podanie o patent. Tak więc, jeśli zdadzą państwo sobie sprawę, co to jest, co to znaczy i dlaczego jest tutaj, wówczas zrozumieją państwo, dlaczego nie biorę pieniędzy za moją pracę. Nie mogę czerpać z tego zysków. Moim zadaniem jest opowiedzieć o tym ludziom, którzy są gotowi zaakceptować taki stan rzeczy i to, kiedy to będzie dostępne. Nie mogę tego sprzedawać, będę zabiegał o datki na pokrycie kosztów produkcji tej substancji. Lecz będzie to dostępne tylko tym ludziom, którzy są na to przygotowani.
Nazywa się to Mniejszymi Kluczami Salomona, Kluczami do Królestwa.
Przypominacie sobie państwo Piotra zwanego Skałą, trzymał klucze do Królestwa, Piotr Strażnik Kluczy? A to nazywa się właśnie Kluczami do Królestwa.
To nie jest odpowiedź, lecz wrota, które się otwierają, to klucz, który otwiera wrota do odpowiedzi. Nie musicie już umierać, aby stanąć twarzą w twarz z aniołami, aby doświadczyć tego, o czym opowiadają ludzie, którzy przeżyli śmierć i zostali przywróceni do życia – tego niesamowitego uczucia złączenia, jedności. Większość z nas doświadcza najgłębszego zbliżenia z drugim człowiekiem podczas uprawiania z nim seksu. Myślę, że większość zgodzi się ze mną co do tego. Jednak to jest coś więcej. A to dlatego, że stajemy się jednym serce, umysłem ze wszystkimi. Ktoś kiedyś powiedział, że byłby z tego świetny tytuł na książkę „Lepsze niż seks”.
No, to już wszystko na temat miłości, totalnego zjednoczenia ze wszystkimi. To doskonała telepatia, doskonałe porozumiewanie się, totalna miłość i jedność.
Kiedy pojmą państwo, że nadprzewodniki nie muszą się dotykać, wówczas ponownie znajdziemy się w sferze nauki. W przypadku elektryczności, aby prąd płynął, przewody muszą się stykać, natomiast nadprzewodniki mogą być od siebie oddalone i jeśli są w rezonansowej harmonii, a ich pola Meissnera stykają się z sobą, stanowią jedność. A ponieważ umożliwiają przepływ światła między sobą, działają jak jeden nadprzewodnik. Tak więc jeśli jest się doskonałym nadprzewodnikiem i również ona jest doskonałym nadprzewodnikiem, wówczas jest się jednością z jej sercem i umysłem. Wiesz o niej wszystko. Doskonała telepatia.
I w takim stanie następuje Osąd. Właśnie wtedy mamy jedność.
Jakie to ma konsekwencje dla ciała? Otóż w sensie dosłownym poprawia DNA poprzez proces równoważny denaturowaniu roztworu, DNA wiotczeje i następuje ulepszająca je rekombinacja. Tak więc wszystkie choroby, których przyczyną są błędy w DNA, można skorygować, lecz nasz powód przyjmowania tego nie może ograniczać się do skutków terapeutycznych. Powód ten musi mieć podłoże filozoficzne. Musi to być potrzeba oświecenia i wzniesienia na wyższy poziom natury człowieka. Wyleczenie chorób mających swoje źródło w błędach DNA jest swego rodzaju produktem ubocznym… Sądzę, że wszyscy państwo już wiedzą, a przynajmniej większość państwa, czemu to służy i dlaczego się tutaj znalazło. Większość z państwa wiedziała, że to nadchodzi i że w końcu znajdzie się tutaj.
Jest tu z nami pewna ultrakonserwatywna osoba w rodzaju Johna Bicha. Ktoś, kto wierzy, że wolna przedsiębiorczość jest najlepszym i najbardziej naturalnym dla człowieka systemem. Ludzie, którzy tak myślą, są samolubni i chciwi, są bez przerwy kuszeni przez pieniądze i bogactwo. Kiedy zrozumiecie państwo, czym jest ta substancja, będziecie wiedzieli, że zmieni ona naturę człowieka, i to do tego stopnia, że wszystko, co obecnie cenimy przestanie się liczyć. Kiedy przestaniecie państwo odczuwać potrzebę jedzenia, kiedy będziecie mogli odżywiać się energią pochodzącą bezpośrednio z pól rezonansowych wszechświata, wówczas jedynym, czego będziecie potrzebowali, będzie woda. Kiedy już nie będziecie potrzebowali energii, będziecie mogli podróżować wszędzie, gdzie będziecie chcieli. Wystarczy, że pomyślicie, gdzie chcecie być, aby tam się znaleźć. Kiedy będziecie państwo mogli żyć 800-1000 lat , zachowując ciało w doskonałym stanie, którego każda komórka zostanie skorygowana, doprowadzona do perfekcji, a wasz metabolizm ulegnie przyśpieszeniu o 45-50 procent, wrócicie do stanu, w którym znajdowaliście się w okresie młodości i będziecie mogli w nim pozostać. To wszystko niesie z sobą ta substancja.
Nie posiadamy odpowiedzi na wszystko. Medykom został olbrzymi zakres badań do wykonania. Już obecnie olbrzymia ich liczba pracuje nad tym zagadnieniem. Pracują nad tym badacze AIDS i raka. Mamy agencję National Institutes of Health (Narodowe Instytuty Zdrowia), która licencjonuje i wydaje zezwolenia na takie badania. Mogę powiedzieć państwu jeszcze jedno – tego wszystkiego możecie dowiedzieć się tylko tutaj, nie dowiecie się tego na zewnątrz, co więcej ta substancja nie zniknie, nawet jeśli nie będziecie w nią wierzyli. Zmieni ona świat w znacznie większym stopniu niż wszystko, co wymyślono w trakcie ostatnich 2000 lat.
Poniższy tekst jest zapisem sesji, w czasie której słuchacze zadawali Davidowi Hudsonowi pytania tuż po wygłoszeniu przezeń odczytu. Spotkanie miało miejsce w Dallas w Teksasie 11 lutego 1995 roku.
Ryszard Z. Fiejtek
PYTANIA I ODPOWIEDZI
PYTANIE: Czy pan również spożywa obecnie tę substancję?
DAVID HUDSON: Ponieważ byłem jej odkrywcą, uważałem, że powinienem, przyjąć ją jako pierwszy. Przyjmowałem złoto w bardzo małych dawkach, ale kiedy, mniej więcej, trzeciego dnia moja żona zorientowała się, że je przyjmuję, wściekła się. Powinniście poznać moją żonę, to bardzo szczególna dama. Kiedy naczytała się tekstów o St. Germainie, które traktują o alchemii, wypadaniu włosów i zębów oraz złażeniu skóry, oznajmiła mi: „Nie będziesz przyjmował tego bez mojej zgody”. Ze względu na szacunek, jaki żywię dla swojej żony, zaprzestałem zażywania tej substancji, dosłownie zmusiła mnie do przerwania postu. Od tamtej chwili mamy już pięć osób, w tym jedną w Teksasie, które przyjmują tę substancję w wysokich dawkach. Są to głównie ludzie bez własnych rodzin i bez własnych zobowiązań [emocjonalnych], w związku z czym nie są niczym skrępowani. Tak więc jeśli chodzi o mnie, brałem to, ale w bardzo, bardzo niewielkich dawkach.
PYTANIE: Może trzeba było zaproponować jej, aby przyłączyła się do pana?
DH: Myślałem o tym, ale nie jest jeszcze na to gotowa. Dojrzewa, obserwuje postępy i już ją to tak nie niepokoi. Jest… musicie zrozumieć, że żyję w małej rolniczej społeczności i nie mogę z nikim z sąsiadów rozmawiać na ten temat. Chodzi mi o to, że zrozumienie tego przekracza ich możliwości. Byłem bardzo zadowolony, kiedy wiosną ubiegłego roku udałem się do Global Sciences, gdzie wygłosiłem, swój pierwszy odczyt. Powiedziałem Deanowi Stonierowi, aby nie reklamowano go, aby nie uprzedzano, o czym będę mówił. Byłem zadowolony, kiedy dowiedziałem się, jak wielu ludzi czytało książki, na które się powoływałem. Wiedzieli, o czym mówię, byli na to przygotowani i odnosili się do tego z powagą. No i, wie pan, spotkało się to z bardzo dobrym odbiorem. Mówiłem o tym po raz kolejny jesienią w Global Sciences w tej części kraju. Byłem na Hawajach, a teraz goszczę tutaj. Jak na razie mam niewiele tej substancji. Większość z niej jest przeznaczona do badań medycznych i filozoficznych i doprawdy, niewiele jej pozostaje na moje własne eksperymenty…
PYTANIE: Interesuje mnie ta jaśniejsza strona seksu. Kiedy mówił pan, jak… kiedy ten człowiek stał się świetlistą istotą, uprawiał seks z innymi świetlistymi istotami. Interesuje mnie, czy to może się w jakoś wiązać z niepokalanym poczęciem?
DH: Temat niepokalanego poczęcia chciałbym zostawić na jutrzejsze warsztaty. Odniosę się do tego tematu osobno. Myślę, że wie pan, kim byli Esseńczycy., kim była Maria, kim byli apostołowie i co to wszystko znaczy. Myślę, że to bardzo istotne. W literaturze jest mowa o tym, że kiedy ktoś staje się w pełni świetlistą istotą, staje się istotą obojniaczą, hermafrodytą, a ponieważ staje się nieśmiertelny, nie musi mieć dzieci. Tak więc seks w takim znaczeniu, w jakim rozumie go większość ludzi, przestaje być istotny. Przemienia się w prawdziwą miłość do całej ludzkości. Tak to z grubsza wygląda. Otóż, w ciągu miesiąca lub coś koło tego będę mógł powiedzieć, jak to jest. W tej chwili wygląda to tak, jak to przedstawiłem. Czy są jeszcze jakieś pytania?
PYTANIE: Jak długo ta osoba jest pod działaniem tej substancji, ta, która przyjmuje ją najdłużej?
DH: Pierwsza osoba, która to przyjęła, jest pod działaniem tej substancji od ośmiu i pół miesiąca.
PYTANIE: Czy przyjmują ją nadal codziennie?
DH: Nie, przyjmowali to przez 40 dni, a dokładniej przez 30 dni. Potem przestali. I to wystarczy. Nazywa sie to Nasieniem Boga w Niebiosach. Kiedy już się z kimś prześpimy i nasienie znajdzie się w nas, zachodzimy w ciąże, jesteśmy na drodze z jednym wyjściem, z której nie ma powrotu. Za dziewięć miesięcy będziemy mieli to dziecko, powoli zbliża się. Dlatego właśnie nie chcę, aby ktoś wstąpił na tę drogę, a potem powiedział: „Zmieniłem zdanie”. Ponieważ tego nie da się zmienić, raz dokonane jest nieodwracalne.
PYTANIE: Nie można się rozwieść?
DH: Nie wiem, jak to zrobić.
PYTANIE: Wspomniał pan, że są inne produkty, które zawierają w sobie iryd i pozostałe pierwiastki. Czy jest jakiś związek między pańską substancją a tymi produktami?
DH: Tak, wspomniałem o tym w czasie prelekcji. O tym, że te pierwiastki nie są rzadkie. Diamenty są rzadkie, chociaż węgiel jest wszędzie, a jak wiemy, diament i węgiel to jeden i ten sam pierwiastek. Jak pan wie, nasza metoda analityczna jest nastawiona a poszukiwanie metali a nie pierwiastków. Tak więc metale są rzadkie, ponieważ warunki konieczne do uczynienia ich metalami były bardzo niezwykłe, natomiast pierwiastki są wszędzie. Powinny występować wszędzie, powinny być lokalizowane w…no tak, kiedy rozmawia się z fizykiem nuklearnym, można usłyszeć, ile i jakich pierwiastków powinno być w wyniku wielkiego wybuchu tu, na Ziemi, ale z jakichś powodów nie wiedzą, gdzie powinien być rod i iryd. Po prostu, nie znajdują go tu, na Ziemi. Tak więc zakładają, że te pierwiastki są gdzieś tam w przestrzeni kosmicznej, w jakichś meteorytach, i uważają, że ten niezwykły zasób irydu pochodzi sprzed około 65 milionów lat. Geologia twierdzi, że ten materiał ma dokładnie 65 milionów lat. Otóż, zbiega się to z aktywnością wulkaniczną sprzed 65 milionów lat. Te pierwiastki występują dość obficie, szczególnie na terenach wulkanicznych lub w glebie wulkanicznej. Co ciekawe, kiedy badaliśmy sok z marchwi okazało się, ze zawiera on dużą ilość rodu. Słyszeliśmy o ludziach pijących olbrzymie ilości soku marchwiowego i kurujących się w ten sposób z raka. Otóż rod jest lekiem na raka. Acemannan jest w 90 procentach rodem i jest to produkt wytwarzany tu, w Teksasie, Acemannan. Wierzę panu McDanielsowi, który mnie dziś woził. Zachwalam jego produkt, ponieważ jest to najprawdopodobniej najlepsze źródło rodu, jakie można kupić. Jeśli ktoś jest chory na raka potrzebuje rodu. Rod leczy raka. A to jest jedno z najlepszych naturalnych źródeł, jakie obecnie znamy, właśnie Acemannan. Różni sie od naszego produktu, który jest czystym rodem, lecz ja, jak pan wie, nie mogę niczego oferować w sprawie raka.
PYTANIE: Co może pan powiedzieć na temat swoich planów, powiedzmy, na przyszły rok?
DH: Zasadniczo to juz wydałem z własnej kieszeni 5,3 miliona dolarów na to przedsięwzięcie. Pod względem finansowym zrobiłem wszystko, na co było mnie stać. 31 grudnia rozpocząłem swoją działalność rolniczą i obecnie działam, wierząc, że znajdzie się ktoś, kto zrozumie to wszystko. Szukam pieniędzy na budowę fabryki, w której będzie można produkować dokładnie to samo, co obecnie wykonuję w laboratoriach, ale na znacznie większą skalę. Mamy zamiar przerabiać dziennie jedną tonę rudy, co da nam taką ilość cennych pierwiastków, za którą można w cenach metali uzyskać dziennie półtora miliona dolarów. Szacuję, że aby wyleczyć AIDS, potrzeba około jednej uncji [28,35 grama], która będzie kosztowała, powiedzmy, około 500 dolarów. Nasze koszty własne to dolarów dziennie, co w przeliczeniu na jedną uncję da 3,5 dolara, czyli że tyle wyniosą koszty własne ilości potrzebnej do wyleczenia AIDS.
PYTANIE: Ile będzie kosztować fabryka?
DH: Mam opracowany cały preliminiarz kosztów. Jeśli kogoś to interesuję, służę danymi. Jest to pełny biznes plan. Odrzuciłem już pieniądze z dwóch źródeł, które je ofiarowywały, ponieważ były to rady nadzorcze ukierunkowane wyłącznie na zysk, a tu nie o to chodzi, to znaczy, to stworzy ogromne ilości pieniędzy… [oklaski]. No więc, nie można… Jeśli Matka Teresa oddaje wszystko, co posiada, dla biednych i powiada: „Potrzebuję tego” – to należy jej dać. Ona nie ma pieniędzy, więc należy jej je dawać. Jeśli ktoś powiada: „Nie, mamy zamiar wyciągnąć z tego najwięcej pieniędzy, jak się tylko da” – to moja odpowiedź brzmi „nie”. Jeśli ktoś myśli o tym w kategoriach biznesplanu, to równie dobrze może przerobić to wszystko na elektrody ogniwowe, dostarczyć je Japończykom, i oświadczyć, że jest ich partnerem. Będzie dostarczał elektrody do akumulatorów. W ten sposób nie będzie sprzedawał szlachetnych metali, ale elektryczność. Nadal jednak będzie posiadał te cenne metale. Każdego dnia będzie produkował te cenne metale warte półtora miliona dolarów i przerabiał je na elektrody do ogniw. W ciągu roku będzie produkował cenne pierwiastki o ogólnej wartości 500 milionów dolarów i zgarniał dochody z ich sprzedaży, co będzie stanowiło około 20-25 procent dochodu ze sprzedaży elektryczności. I nadal będzie właścicielem cennych metali. Po dziesięciu latach będzie właścicielem największej ilości cennych metali na świecie. Stanie się międzynarodowym bankierem kontrolującym w stu procentach wytwarzanie cennych metali i będzie osiągał olbrzymi dochód. I nie będzie to umieszczone w banku, ale na całym świecie, i będzie zarabiało na życie. To najgorszy z możliwych scenariuszy. Najlepszy scenariusz wygląda natomiast następująco. Jak państwo wiecie, daliśmy to ludziom zarażonym wirusem HIV, którzy juz nawet nie mogli mówić. Od śmierci dzieliły ich tylko dni. Dostarczano im to dożylnie, i po czterech lub pięciu tygodniach jedli już sami, sami się ubierali, uczęszczali na rodzinne śluby i latali samolotami po całych Stanach Zjednoczonych. Nie ma lepszego uczucia. Nie ma lepszego uczucia nad to, które daje świadomość, że pomogło się ludziom w beznadziejnej sytuacji. Mogę podać państwu nazwiska i telefony ludzi mieszkających w rejonie Phoenix, którzy przyjmują obecnie tę substancję. Na pewno powiedzą państwu: „Żyjemy, ponieważ to przyjmujemy”. Można do nich zadzwonić i bezpośrednio z nimi porozmawiać. Nie mogę tego umieścić na taśmie. Czy są jeszcze jakieś pytania?
PYTANIE: Jak sądzę, ma pan już tylu ochotników, ile panu trzeba?
DH: Co pan powie na liczbę 8772?
PYTANIE: Robi wrażenie. Przyjmie pan jeszcze jednego? Kiedy ta substancja będzie dostępna ludziom takim jak my?
DH: Potrzebuję półtora roku od momentu zgromadzenia funduszy. Mam juz ośmiu ludzi, którzy mają pieniądze i są skłonni w tym uczestniczyć, lecz żaden z nich nie podpisał jeszcze czeku i dopóki to nie nastąpi, to wiadomo… Obecnie produkuję w laboratorium około 2000 miligramów co drugi dzień i… hm…wiadomo, że obecnie opowiadam o tym ludziom. Będę miał odczyt na Florydzie, potem udaję się do Nowej Anglii, na Midwest i do Seattle – wszystko to stanowi zasiewanie informacji. I to tyle, jeśli chodzi o to pytanie. Polegam na was, szanowni państwo, na tym, że powiecie o tym swoim znajomym. Kiedy to będzie dostępne, na pewno sie o tym dowiecie, gwarantuję, że o tym usłyszycie. To będzie ważna wiadomość.
PYTANIE: Szuka pan jednego inwestora, czy…?
DH: Szukam prywatnych osób, nie chcę mieć do czynienia z korporacjami.
PYTANIE: Więc może to być więcej niż jedna osoba?
DH: Oczywiście, ze tak. Chodzi tylko o to, że muszę się z nimi spotka, i mieć pewność, że wiedzą, w co się angażują, zanim przyjmę ich pieniądze. Jeszcze jakieś pytania?
PYTANIE: Tak, chciałbym zadać pytanie. Powiedział pan, że człowiek, który to przyjmował, był zasadniczo zdrowy i przyjmował to przez 30 lub 40 dni. Następnie zaczął słyszeć dźwięki i inne rzeczy. Przypuszczam, że miał pan kontakt z tymi, którzy otrzymywali to wcześniej, ci, którzy byli chorzy i wyleczyli się, czy oni również doświadczali takich rzeczy jak ten zdrowy człowiek?
DH: Rozumiem. Najpierw jednak uściślijmy pytanie… Jeśli dobrze zrozumiałem brzmi ono: „Czy ludzie, którzy przyjmowali to ze względów medycznych mieli takie same doznania, jak ludzie, którzy przyjmowali to ze względów filozoficznych?” Po pierwsze, człowiek, który przyjmował to ze względów filozoficznych, pościł przez 40 dni i przyjmował 500 miligramów dziennie, natomiast ludzie, którzy brali to ze względów medycznych przyjmowali 50 miligramów dziennie. Jak zatem pan widzi, jest duża różnica w wielkości dawki…
PYTANIE: Nie wystąpiły u nich żadne skutki uboczne?
DH: Nie, żaden z nich nie wspominał o głosach, aczkolwiek tak się składa, że pani, która miała czwarte stadium raka, jest obecnie Sikhem, nosi białe szaty itp. Dwaj pacjenci z AIDS twierdzą, że nigdy nie byli religijni, lecz czują się obecnie bardziej zjednoczeni ze swoim Stwórcą. Mają uczucie zjednoczenia. Nigdy nie podawałem tej informacji. Nic nie wiedzą o innych ludziach [którzy to przyjmowali]. Jest jednak ciekawe to, co mi mówią. To sprawia, że zupełnie inaczej postrzegają teraz siebie w procesie życia.
PYTANIE: Czy ma pan zamiar napisać książkę?
DH: Owszem, Mam się spotkać z pewną panią w niedzielę po południu, tu, w Dallas. Jest jedną z czołowych postaci w tym biznesie. Poza tym miałem umowę z pewnym facetem, ale on nigdy nie podpisał tego kontraktu ze swoimi ludźmi. W końcu napisałem do niego list i oznajmiłem mu, że jeśli nie zdobędzie tych podpisów, to się wycofuję, Zajęło mi trochę czasu załatwienie wszystkich formalności i teraz Kathy Lee Crosby jest… jej książka została wydana przez wspomnianą panią, tu, w Dallas, i chce ona, abym się z nią spotkał. Ta pani widziała tę taśmę i jest zainteresowana całą tą historią. To są moje poszukiwania w Świętego Graala i moje osiągnięcia w tej dziedzinie. W ostatnim rozdziale ten mężczyzna bierze to w dużych ilościach i co się dzieje. To proroctwo Celestyny, tyle że to nie jest fikcja.
PYTANIE: Tak, czytałem to, i obecnie badam to. Dziękuję panu.
DH: W porządku.
PYTANIE: Ja również mam pytanie. Wydaje mi się, że to jest bliskie cudu, że lekarze chcą z panem współpracować, zaś tym, co mnie zdumiewa, jest to, że koncerny farmaceutyczne nie wymieniają pana na swoich listach przebojów lekowych. Jak pan zamierza sobie z tym poradzić?
DH: To dobre pytanie… Nie rozumiem dlaczego tak wielu ludzi ma tego typu problemy. Nigdy nie znalazłem się w stanie konfrontacji z kimkolwiek ani nie miałem do dzisiaj z nikim żadnych problemów, poza wojskiem. Wojsko chciało dowiedzieć się wszystkiego o nadprzewodnictwie i innych sprawach. Kiedy jednak zrozumie się, co to jest, dlaczego to jest tutaj, dopóki nie pobieram za to pieniędzy, dopóki jest to podawane ze względów filozoficznych. Kiedy zrozumie się, że to Manna, coś, czego inni jeszcze nie pojęli… To jest ta Manna. Nie będzie żadnych wątpliwości w waszych umysłach, będzie wiadomo, że to jest tym, czym jest. Jaki sędzia i ława przysięgłych. Jaki urzędnik rządowy odważy się zabrać Mannę z kościoła? Teraz wiem, że próbują, wiem, że będą próbowali, na szczęście mamy fundamentalną zasadę rozdziału kościoła i państwa. To nie jest jakiś pejotl, ale Manna. To jest naród ogólnie biorąc chrześcijański, jesteśmy chrześcijańskim krajem. Zabrać Mannę do kogoś, kto ją zażywa z powodów filozoficznych, zabrać nam ją… po prostu nie sądzę, aby mieli odwagę to zrobić..
PYTANIE: Chcę podziękować panu za to, że pan tu przybył. Jest tu również mój alchemiczny mentor i instruktor. Ja jestem początkującym alchemikiem Hans siedzi tam z tyłu z jeszcze kilkoma innymi moimi kolegami studentami. To, co mnie nurtuje, to dźwięk w głowach tych ludzi lub nad głową, to czego doświadczają. Kiedy byłem młody, kiedy miałem między dwadzieścia a trzydzieści lat, wielokrotnie słyszałem coś, co nazywa się „muzyka sfer”, co założyciel zakonu Sufi, Haza Renya Kahn, wiąże z „Na da”. Interesuje mnie, jak ten dźwięk ma się do „muzyki sfer”, którą słyszałem. Czy to ten sam dźwięk?
DH: To ten sam dźwięk.
PYTANIE: Ten dźwięk jest cały czas ze mną i pewnego razu zapytałem swamiego, co to jest, na co odrzekł, że to”Na da”. Sądziłem, że to wiąże się z kundalini, ale, niestety, nie wiem zbyt wiele o kundalini.
DH: Jak wielu z państwa słyszało o książce The Book of Knowledge: The Kyes of Enoch [Księga wiedzy: klucze Enocha]. Proszę spojrzeć na stronę 497, na tej stronie… Pragnę zaznaczyć, że ta książka została wydana w roku 1975, zanim jeszcze fizycy atomowi dowiedzieli się o tym… otóż na tej stronie autor mówi, że naukowcy dowiedzą się, w jaki sposób jądro może zmieniać swoją symetrię, co rzeczywiście ma miejsce. W jaki sposób orbity elektronów mogą się rekonfigurować oraz jak powstają pary elektron-pozytron, które są światłem. Nagrodę Nobla przyznano za teorię nadprzewodnictwa BCS. A tu mamy człowieka, profesora języków starożytnych, który pisze o tym dziesięć lat wcześniej, zanim nauka to odkryła, i podkreśla, że nauka to odkryje. Na stronie 486 mówi również o dźwiękach wysokiej częstotliwości, że będzie to częstotliwość, powyżej której człowiek uzyska zdolności paranormalne. Przez całą książkę mówi, oczywiście o energii atomu złota, najwyższej energii świetlnej. Kiedy wrócą państwo do domu, proszę przeczytać Klucze Enocha. Dowiedzą się państwo niesamowitych rzeczy, proszę mi wierzyć. Jej autorem jest J.J. Hurtak. To duża biała książka twardej oprawie. Na jej okładce widnieje słowo „Yahweh” , YHWH. Nie wiem, kto o to pytał. Nie widzę, światło leci mi w oczy. Słucham panią?
PYTANIE: Wspomniał pan, że są ludzie, którzy trafili do więzienia, ponieważ mówili o pierwiastkach z grupy platynowców. Czy niektórzy z nich nie byli porządnymi ludźmi i czy jest możliwe jakieś działanie, które mógł by pan podjąć, aby im pomóc?
DH: Tak, nie uważam, aby byli oszustami, jak sądzi większość ludzi. Sądzę, że większość z nich to uczciwi ludzie, którzy uwierzyli, że te pierwiastki są tam naprawdę i że zarobią na nich pieniądze. Ich błąd polegał na tym, że uważali, iż te pieniądze zwrócą im się w ciągu kilku lat z zyskiem. Ale nie mieli takich możliwości. Dojście do tego, co wiem, zajęło mi 18 lat i pochłonęło 5,3 miliona dolarów, i wciąż nie znam wszystkich odpowiedzi. Chodzi mi o to, że wciąż znajdujemy się na etapie uczenia się. Codziennie czegoś sie dowiadujemy. Tak więc każdemu, kto chce się w to zaangażować, doradzam gromadzenie sił, ponieważ czeka go długa, ciężka i żmudna droga. Moja żona martwi się, że idę i rozmawiam z ludźmi. Powiada: „Wykładasz to ludziom otwarcie” – jednak dla mnie jest to jak pisanie książki na temat grania koncertu fortepianowego. Każdy może przeczytać książkę o tym, jak grac koncert fortepianowy, tyle że to wcale nie oznacza, że osoba, która ją przeczyta, usiądzie i od ręki zagra ten koncert. Trzeba lat ćwiczeń. Mimo iż na papierze może to wyglądać bardzo prosto, to jednak wymaga ogromu umiejętności. Tak więc nie mam oporów rozmawiając z ludźmi na ten temat, mimo iż mówię państwu wszystko, co wiem, bo wciąż kryje się za tym moc pracy.
PYTANIE: Czy mógłby pan podać, o jakie pieniądze tu chodzi, te, których pan poszukuje do realizacji tego zadania?
DH: Nie wymieniałem do tej pory tej kwoty, ponieważ większość ludzi nie jest tym zainteresowana, jeśli jednak zna pan kogoś, kogo to interesuje i ten ktoś ma możliwość finansowania przynajmniej jakiegoś aspektu tego przedsięwzięcia, z ochotą przedstawię szczegółowe dane. Czy ta odpowiedź pana satysfakcjonuje?
PYTANIE: Jest coś, co stało się tu niedawno, coś, na co chciałbym zwrócić pana uwagę. Otóż po wysłuchaniu pana wykładu nagranego na magnetofonie, o Mannie i o innych rzeczach, zaczęliśmy studiować świętą geometrię, zastanawiając się nad starożytnymi piramidami oraz rzeczywistym przeznaczeniem królewskich komór w Wielkiej Piramidzie, które zapewne pan zna, ponieważ to było miejsce, w którym odbywał się Rytuał Przejścia. Nasi przyjaciele, Marion i Dean Hardy, którzy są członkami Stowarzyszenia Sokratronicznego [Socratronic Association], napisali na ten temat książkę The Pyramid Energy [Energia Piramid].
DH: Ta pani była trzy dni temu w Phoenix i widziała się ze mną.
PYTANIE: Otóż zadzwoniliśmy do Marion i Jima i powiedzieliśmy im, że skoro mają na swoim podwórku tę swoją 24-stopową (7,2 m) piramidę czemu nie wezmą kawałka czystego złota i nie umieszczą go w miejscu, w którym w Wielkiej Piramidzie znajduje się komora królewska, i nie sprawdzą, co się z nim stanie. Na to Dean oświadczył: „No, rzeczywiście, nie używamy obecnie tej piramidy do niczego”. Wzięli więc szklankę destylowanej wody i zawiesili nad nią mały kawałek złota. Była to złota moneta, Kruggerand. Zawiesili ją nad szklanką destylowanej wody i zostawili na trzy dni. Kiedy Dean wrócił tam, znalazł na Kruggerandzie miodową rosę. Zanurzył więc Kruggeranda w szklance z destylowaną wodą i wypił ją. Otóż, jak się zapewne państwo domyślają, trochę przedawkował. Zaaplikowałem mu więc generalne przeczyszczenie i Dean obecnie utrzymuje, że czuje się, jakby miał 18 lat. Teraz podają to pewnym ludziom, swoim chorym przyjaciołom, i uzyskują dobre wyniki. Przypuszczam, że opowiedzieli panu o tym.\
DH: Powiedziała mi o tym także. I o wynikach, jakie uzyskuje.
PYTANIE: To bardzo interesujące, że dokładne umieszczenie w komorze królewskiej i zawieszenie kawałka złota w piramidzie wytwarza rosę lub nie oczyszczoną wersję, jak sądzę, tej…
DH: Nie wiem, czy czytał pan o Wielkiej Piramidzie. Otóż, kiedy otwarto komorę królewską, okazało się, że jest zupełnie pusta, z wyjątkiem białego proszku rozsypanego po całej komorze.
PYTANIE: Tak, tego białego proszku było sarkofagu tak dużo, że doszli do wniosku, iż kładły się w nim tysiące ludzi. Odbywając ten rytuał. Ponieważ… czy na czole, tutaj, powstaje wydzielina, która wydobywa się z czoła i powoduje akumulację białego proszku?
DH: Nie wydaje mi się, aby tak było. Myślę, że to ta rozsypana substancja była tym materiałem, którego używali. Jak pan wie, Wielka Piramida, jest dla większości ludzi ciągle wielką tajemnicą naukową – to, w jakim celu ją zbudowano i dlaczego jest właśnie taka, jaka jest. Jednak ten biały proszek… dałbym bardzo dużo za kilka miligramów białego proszku pochodzącego z Wielkiej Piramidy. Sądzę, że po jego zbadaniu okazałoby się, że to alumina lub krzemionka. Właśnie to by wykazała analiza, no i doszedł by pan do wniosku, że tam nic nie ma i pozbył się go. Ale to nie jest alumina ani krzemionka… P
PYTANIE: Ale pańska Manna?
DH: Tak sądzę. Takie jest moje zdanie. Nie mam ani grama, aby przeprowadzić analizę, ale mogę powiedzieć, że wibuti materializowane przez Sai Babę jest w rzeczywistości wysokospinowym irydem. Analizowaliśmy to i on to spożywa. Iryd polimeryzuje w reakcji z kwasem solnym, a jak wiadomo, ten kwas znajduje się w naszym żołądku w dużych ilościach. Tak więc, kiedy on wchłania ten materiał w dużych ilościach, materiał ten polimeryzuje i wówczas on go zwraca. Wygląda om wtedy jak plastyk i nazywają go lingamem. Słowo lingam oznacza w rzeczywistości nasienie. Kiedy on zwraca [wymiotuje] ten lingam, czczą go jak świętość. A to, po prostu, tylko efekt zjedzenia tej substancji w dużych ilościach. Jego ciało jest nią całkowicie nasycone i ludzie twierdzą, że on potrafi bilokować [teleportować].
PYTANIE: Kto to taki?
DH: Sai Baba. Kto zadał to pytanie?
PYTANIE: Bardzo mnie ekscytuje to, co pan robi. Od około ośmiu lat pracuję z piramidami i innymi konstrukcjami związanymi ze świętą geometrią. Kiedy pan mówił, dostarczyły mi one pewnych wizji różnych geometrycznych konfiguracji odnoszących się do tego transmutacyjnego procesu. To jakby potwierdzenie tego, co obserwuję od dawna. Bardzo mnie to ekscytuje…
DH: To, o czym staram się przekonać ludzi, to to, że kiedy już ktoś znajdzie się w stanie tego oświecenia, nie potrzebuje już czytać książek, nie musi studiować, ponieważ po prostu wie. Nie ma naukowego wytłumaczenia, skąd się to wszystko wie, po prostu się wie. Kiedy już znajdziemy się w tym stanie, święta geometria będzie dla nas całkowicie zrozumiała, to co ona znaczy i jak funkcjonuje. Normalnie zmagamy się z tym, staramy zrozumieć, wyciągać wnioski, ale kiedy znajdziemy się w tym stanie, wszystko będzie oczywiste. Będzie to tak proste, jak to tylko możliwe.
PYTANIE: Jeśli chodzi o ten dźwięk, który oni słyszą poprzez Chad lub Bod, czy jak to się tam nazywa, czy udokumentował pan to w jakiś sposób?
DH: Nie, nie zrobiliśmy tego i to z tego powodu, że ta częstotliwość ta rezonuje z częstotliwościami wibracji Plancka. Mózg postrzega to jako dźwięk o wysokiej częstotliwości, choć w rzeczywistości to nie jest dźwięk wysokotonowy, to jedynie mózg go tak postrzega. Czy ten dźwięk może być wprowadzony do wnętrza istoty i wpływać na tę substancję? Nie wiem. Było trochę… są ludzie, którzy zajmują się dźwiękami, energiami dźwiękowymi i związanymi z tym sprawami… wie pan , to nad czym obecnie pracuję, pochłania cały mój czas i biorąc pod uwagę kategorie pierwszeństwa, uważam, że powinienem poświęcić wszystkie siły na to, nad czym obecnie pracuję. Hm… co się jednak stanie, kiedy ten człowiek osiągnie stan, w którym będzie zdolny do lewitacji i bilokacji, nie chodzi mi tu przynajmniej o to, że będzie zdolny do przebywania jednocześnie w dwóch czy trzech miejscach. Chodzi mi o to, że będzie mógł znikać z jednego miejsca i pojawiać się w innym. To będzie ciężki orzech do zgryzienia. Dlatego, że każdy będzie mógł to zrobić. To nie wymaga wiary ani nie jest kwestią przekonań, to jedynie sprawa procedury, przez którą musi się przejść. I jeśli do tego dojdzie, a być może zajmie mi to jeszcze jeden, dwa, trzy, cztery lub pięć miesięcy… to poważna sprawa, ponieważ każdy może to osiągnąć przy tej ilości substancji. Ten człowiek nie miał żadnych filozoficznych przekonań, czy czegoś w tym rodzaju, pragnął tylko prawdy, chciał tylko wiedzieć, co się dzieje. Tak więc będzie to trudna sprawa, zgodzi się pan chyba ze mną?
PYTANIE: Zastanawiałem się, kiedy ten pan wspominał o piramidzie, co by było, gdyby wzięło się ten biały proszek i umieściło go w komorze królewskiej, i czy ktoś już tego próbował. Zastanawia mnie, czy to by jeszcze bardziej go oczyściło, czy też nie?
DH: Hm… powiem panu, co myślę, jak król, Wielka Piramida… Wie pan, że Wielka Piramida miała okładzinę z białego wapienia i była pomalowana kolorami tęczy od dołu do góry. Natomiast kamienie szczytowe były wykonane z szklanego złota, były nadprzewodnikiem. Wielka Piramida była dosłownie wkopana i zbudowana na podłożu skalnym, ponieważ Ziemia wibruje w takt wibracji OM, wibracji o niskiej częstotliwości, którą przekazuje poprzez piramidę do materiału nadprzewodnikowego. Te wibracje dosłownie ładują nadprzewodnik, Sądzę, że kiedy na Wielkiej Piramidzie znajdowała się czapa ze szklanego złota, to świeciła ona nocą. Może pan sobie wyobrazić ten widok, kiedy ktoś nadchodzi z pustyni i widzi tę ogromną budowlę pomalowaną kolorami tęczy z poświatą na szczycie. Wie pan, myślę, że kiedy zrozumie się, że przy przechodzeniu przez zerowy punkt energii nie doświadcza się odległości, wówczas zrozumie się, że kiedy faraon lub wyższy kapłan stawał się świetlistą istotą, stawał się synem boga. Wie pan, rodzimy się ponownie jako synowie boga, za którego uważał się faraon. To jest dosłownie urządzenie komunikacyjne, to jest sposób na przekazywanie swoich myśli poprzez tę potężną, nadprzewodnikową piramidę. Jest się wtedy w jej polu i jest się w stanie przekazywać przy jej pomocy myśli, co czyni z nas kogoś znacznie potężniejszego, niż kiedy jest się pojedynczą istotą. Na tym właśnie opierała się cała koncepcja społeczeństwa w starym królestwie Egiptu i sposób, w jaki ono funkcjonowało – na królu, który był dosłownie bogiem, który znał wszystkie kłamstwa, całą prawdę, wiedział wszystko. To jest krańcowo różne od tego, co było nam dotąd znane.
PYTANIE: Chciałbym również skomentować pana wypowiedź w sprawie dźwięku „hu”. Istnieje szereg grup, dla których śpiew „hu” jest pieśnią miłości bogów, istnieje też swego rodzaju duchowa chemia, która zdaje się mieć coś z tym wspólnego. Myślę, że to interesujące. Dziękuję.
DH: Sądzę…
PYTANIE: Wymieniłem w biuletynie kilka rzeczy, które wydały mi się interesujące w czasie, gdy rozmawialiśmy. Jedną z nich było to, że istniało pole Meissnera, które umożliwiało zbliżenie się do Arki Przymierza bez obawy o śmierć. Chciałbym, aby… czy mógłby pan powiedzieć nam coś na ten temat, jak również o przeniesieniu powietrzem Czarnego Jezusa – co pan myśli na ten temat?
DH: No tak, tak mi się zdawało, że mówię za dużo na tematy naukowe. Dlatego nie chciałem kontynuować dalej tego wątku, chciałem raczej zająć się filozofią, ponieważ wydawało mi się, że wszyscy wolą słuchać o tym. Pan chce rozmawiać na temat nauki, aby się przekonać, czy to wszystko jest w zgodzie z jej zasadami. Muszą państwo zrozumieć, że nadprzewodnictwo to nie jest elektryczność, że to zupełnie odrębny świat, że ta substancja to dosłownie nadprzewodnik, zaś nadprzewodnik posiada jedną częstotliwość wibracji. Jedną częstotliwość wibracji – bardzo podobnie jak to ma miejsce w laserze. Chodzi o to, że światło płynie w tym systemie w nieskończoność. Że nigdzie w tym systemie nie ma napięcia. Nie można więc przyczepić do nadprzewodnika drutu tu i tam i spowodować, aby wpływał i wypływał z niego prąd, bo po to, aby spowodować wypływ prądu poprzez drut trzeba mieć przynajmniej minimalne napięcie, tymczasem definicja nadprzewodnika nie dopuszcza istnienia jakiegokolwiek napięcia. Tak więc ten materiał jest w rzeczywistości doskonałym izolatorem a nie nadprzewodnikiem. Jeśli jednak częstotliwość rezonansowa dostroi tak drut, że jego elektrony drgają z taką samą częstotliwością co nadprzewodnik, wówczas elektrony popłyną w postaci światła, jako pary elektronów. Połączą się w pary i popłyną, ponieważ poszukują drogi najmniejszego oporu, która jest nadprzewodnik. Zgoda? Tak więc jest tu inaczej niż w normalnym przewodniku i nie należy traktować tego jak elektryczności, to jest światło. No dobrze, otóż zadziwiające jest to, że jeśli nasza częstotliwość rezonansowa dostroi ten przewodnik do nadprzewodnika, to zaczyna płynąć energia, lecz płynie w postaci światła. W tej samej czasoprzestrzeni może istnieć dowolna ilość światła. Tylko że w przypadku elektryczności jej ilość przepływająca przez przewodnik jest ograniczona, natomiast światło może płynąć w nieskończoność. Tak więc płynie, i płynie, i płynie, i płynie i nie musi się go zabierać… Teraz tworzy ono wokół nadprzewodnika pole Meissnera. Pole Meissnera nie ma bieguna północnego i południowego, jest po prostu polem, jest wyjątkowe z racji braku biegunowości. Wielkość tego pola jest proporcjonalna do ilości światła płynącego przez nadprzewodnik. Otóż, w Arce Przymierza znajdowało się naczynie z Manną i kamień, przy pomocy którego Bóg przemówił do Mojżesza. Otóż kiedy Mojżesz był na Górze Synaj, przekuwał Mannę w złote szkło. Czemu tak twierdzę? Otóż, trzeba wiedzieć, że w starym królestwie Egiptu to [wskazuje na rzęsy] nazywano krzakami a nie rzęsami. To były krzaki, proszę sprawdzić w literaturze egipskiej. Płonący krzak to było oświecone Trzecie Oko. Tak więc kiedy mówi sie, że Mojżesz spojrzał na górze Synaj na płonący krzak, to jest to błędny przekład, ponieważ w rzeczywistości chodziło o otwarte trzecie oko – kamień poprzez który Bóg komunikował się z Mojżeszem. Bóg nie pisał na kamieniu. Gdyby Bóg napisał na kamieniu, po co Mojżesz wkładałby go do pudła, następnie je pieczętował i nikomu nie pokazywał? Gdyby Bóg napisał na kamieniu, to Mojżesz ustawiłby go na murze, aby wszyscy mogli przeczytać, co jest na nim zapisane. W starym królestwie Egiptu, w najświętszym dniu tego królestwa – można się o tym dowiedzieć czytając The Sign and the Seal [Znak i pieczęć] – noszono Arkę na dwóch drągach i w Arce był kamień. Cóż więc było w Arce Przymierza? Kamień. Naczynie z Manną i kamień. Złote szkło. Twierdzę, że wokół Arki Przymierza rozciągało się pole Meissnera. Dziwna własność pola Meissnera polega na tym, że inne pola Meissnera mogą przenikać doń i nie powodować jego zaburzeń. Jeśli więc jeśli jest się wyższym kapłanem, kapłanem Melchidezeka, i spożywa co tydzień ów Chleb Obecności Boga, jest się świetlistą istotą i ma możność wchodzenia do tego pola i zbliżania się do Arki Przymierza bez powodowania jej zakłóceń, ponieważ jest się w rezonansie z nią. Jeśli jednak ktoś jest zwyczajnym żołnierzem lub kimś, kto ma złe zamiary, to, ho, ho, wiecie, muszą wiązać liną jego nogi, ponieważ kiedy zbliży się do niej, może nastąpić zapaść strumienia. Jeśli ktoś wyobrazi sobie natężeniu rzędu wielu tysięcy amperów, a następnie woltów, to i bez trudu wyobrazi sobie również coś w rodzaju uderzenia pioruna. To jest energia o dosłownie niewyobrażalnej mocy. Tak więc, dopóki nie ma napięcia, można tego dotykać, można to sprawdzać, są tam setki tysięcy amperów, ale nie odczujemy nawet łaskotania, żadnego mrowienia, bo nie ma woltów. Czyli dopóki jesteśmy w rezonansie z tym polem możemy się do niego zbliżać, możemy tego dotykać, można to trzymać i nic nie będziemy odczuwać. Jeśli jednak nie jesteśmy w rezonansie, to kiedy wkraczamy w to pole, zakłócamy rezonans i następuje zapaść strumienia, i wtedy wyzwala sie napięcie, które nas zabija. Proszę sobie przypomnieć, że w Biblii mówi się, że Arka Przymierza lewitowała, unosiła się w powietrzu, w rzeczywistości unosiła ludzi, którzy ją nieśli. Jedyną rzeczą zdolną do takich oddziaływań jest nadprzewodnik. No dobrze, o co jeszcze państwo pytali?
PYTANIE: Przerzucenie Żydów drogą powietrzną.
DH: A tak. U Grahama Hancocka, jeśli się przeczyta jego książkę, można znaleźć, że Arka Przymierza trafiła do Etiopii, znalazła się na jeziorze i ostatecznie trafiła do jednego z etiopskich miast. Tak uważam, to jest moja własna opinia wynikająca z biegu zdarzeń. Uważam, że Jerozolima, to znaczy jej mieszkańcy, Hebrajczcy mieszkający obecnie w Izraelu, zawarli pewną umowę dotyczącą zabrania żydów Felaszów z Etiopii. Zabrali czarnych żydów z ich AIDS-ami i innymi problemami i sprowadzili ich do Izraela. Pamiętają państwo ten wielki most powietrzny, za pośrednictwem którego zabrali wszystkich. Zrobili to w zamian za przyrzeczenie odzyskania Arki Przymierza. I uważam, że ją dostali w zamian za zabranie ich do Izraela. To tylko mój prywatny pogląd. Ofiarowywano mu urządzenia laboratoryjne, pieniądze, wszystko, co trzeba, abym tylko przeniósł się do Jerozolimy i tam pracował. Wiedziałem jednak, że jeśli tam pojadę, to juz nigdy nie wrócę. Tak więc nie mam zamiaru jechać do Jerozolimy. Oni, rząd wiedzą o tym. Czy są jeszcze jakieś pytania?
PYTANIE: Chciałem zauważyć, że wielokrotnie wymieniał pan Grahama Hancocka i jego książkęThe Sign and the Seal [Znak i pieczęć]. Hancock ma mieć u nas odczyt pod koniec kwietnia lub na początku maja, więc wszyscy będą mogli wysłuchać, co ma do powiedzenia.
DH: To dobra, doskonała książka i gorąco zalecam jej lekturę. Jeśli ktoś czytał The Holy Blood and the Holy Grail [Święty Graal, Święta Krew], to znalazł tam wszystko na temat rodziny Debussy oraz rodziny, która podobno jako ostatnia posiada umiejętność wykonywania tego, poza tym The Sign and the Seal [Znak i Pieczęć] rzuca nowe światło na powód aresztowania templariuszy. W rzeczywistości byli oni opiekunami Arki Przymierza. Spotkali się z przywódcą Jerozolimy i udali się wraz z nim do Etiopii, osadzili go na tronie i byli tymi, którzy opiekowali się Arką Przymierza. Kiedy papież dowiedział się o tym, zamruczał groźnie i stwierdził, że nie powinni byli tego robić, że wszystko powinno być dostarczone do Rzymu, i w odwecie polecił ic zgładzić. Wszystko to można znaleźć w tej doskonałej książce Grahama Hancocka. Historia ta jest udokumentowana w Etiopii. W zasadzie oni nie mają kontaktu z Rzymem od tysiąca, ha, od tysięcy lat, i ich społeczność jest wciąż taka sama, taka jaka była mniej więcej 1500 lat p.n.e. Takie same jak wtedy są ich zwyczaje i całą reszta. Sądzę, że poznawanie wszystkich informacji, jakie udało mu się odgrzebać i opublikować w tej książce, może być bardzo interesujące.
PYTANIE: Chciałbym poinformować, że mamy egzemplarze The Holy Blood and the Holy Grail [Święty Graal, Święta Krew]. Wspominam o tym, ponieważ niektórzy z państwa twierdzili, że nie mogą kupić tej książki. Tak więc informuję, że mamy kilka egzemplarzy w miękkiej oprawie na zbyciu.
DH: Przeczytanie tej książki to jednak trochę za mało. Poza tym jest w niej strasznie dużo nazwisk. Ale to, o czym ona traktuje to sprawa dzieci Chrystusa, które miał on z Marią Magdaleną. To oczywiście nic takiego, nic nie znaczy. Znaczenie tej rodziny i tego, co się wokół niej dzieje, polega jedynie na tym że istnieje linia krwi Dawida, z którym Bóg zawarł przymierze polegające na tym, że on i jego spadkobiercy zawsze będą królami. Bóg nigdy nie zawierał żadnych umów, jednak sedno tej sprawy tkwi w tym, że Chrystus miał pochodzić z linii Dawida i że wiąże się z nią przepowiednia, zgodnie z którą potomek tej rodziny wykona to zadanie.
PYTANIE: Ponieważ jest pan farmerem i wiemy, że wiele rzeczy takich jak komórki roślin itd., żywi się tego rodzaju energią elektryczną, czy jest możliwe zastosowanie tej substancji w charakterze preparatu homeopatycznego i rozpylenie go na polach, aby stworzyć biodynamiczną uprawę i uzyskać obfite zbiory, które można by zebrać nawet z niewielkiego areału?
DH: Wiem, że iryd może rządzić częstotliwością wibracji 56 molekuł wody, nie sądzę jednak, aby ta zdolność rozciągała się dalej, tak więc nie wydaje mi się, aby było z tym tak jak z większością preparatów homeopatycznych, które można rozcieńczać w nieskończoność i uzyskiwać coraz silniejszy efekt. Interesującą sprawą jest jednak nasze przekonanie, że po poddaniu wody procesowi destylacji uzyskujemy czystą wodę. Miedź, cynk, cyna, irydowce i rodowce mają charakter podobny do jodu, reagują tak jak metale, a w rzeczywistości odparowują razem z wodą. Tak więc to, co wydaje się nam bardzo czyste, to co uważamy za bardzo czystą wodę, wcale nie musi nią być. W każdym bądź razie to jest coś nad czym warto się zastanawiać. Kolejne pytanie?
PYTANIE: Czy mógłby się pan zatrzymać na chwilę nad tym, co już pan omawiał. Chodzi mi o DNA, które przypomina wyglądem kaduceusza. Czy mógłby pan poświęcić chwilę na omówienie tej siły życia, jak ją pan rozumie?
DH: Otóż brak mi wiadomości z tej dziedziny i nie czuję się swobodnie w tym temacie. W czasie jutrzejszych warsztatów przedstawię prace oraz nazwiska ludzi, którzy nad tym pracują. Będzie pan mógł przeczytać te opracowania osobiście i wyrobić sobie zdanie na ten temat. Otóż, zasadniczo nie leży to w zakresie moich prac, niemniej rozumiem te sprawy, zaś ich wpływ na ciało jest przedmiotem prac prowadzonych przez innych ludzi. Tak więc komentowanie ich prac, byłoby w tym przypadku niewłaściwe. Sądzę jednak, że zupełnie wystarczy, kiedy zapozna się pan z ich opracowaniami. Przeczytamy je razem i zobaczymy, jaka będzie pana opinia na ten temat. Powiadają, że to jest denaturowane rozluźnione DNA , a następnie korekcyjna rekombinacja. Zalecam panu ponadto przeczytanie The Keys of Enoch [Klucze Enocha], ponieważ tam również jest o tym mowa.
PYTANIE: Interesuje mnie… hm… mądrość starożytnych, ten kaduceusz, wie pan, wirowanie w jednym kierunku żeńskiej energii i tej drugiej, męskiej, w przeciwnym kierunku. To…
DH: Sądzę, że to, co oni przez to rozumieli, odpowiada temu, co my rozumiemy przez elektromagnetyczne zero. Takie zero znajduje się na przykład w środku cewki Tesli. Yin i Yang to dwa przeciwieństwa, a w środku jest zero.
PYTANIE: Równowaga.
DH: Równowaga. Nic, które jest wszystkim.
PYTANIE: Pustka.
DH: Pustka, próżnia, zerowy punkt energii. Fizyk stwierdziłby, że w próżni, jeśli się weźmie materię z całego Wszechświata i zamieni ją w energię jądrową, to okaże się, ze w pustce lub próżni jest więcej energii niż w materii całego wszechświata, gdyby zamienić ją w energię. Tak więc to tam jest wszystkim i według mnie to właśnie tam spotkają państwo swojego boga, twarzą w twarz, jest om dokładnie tam, gdzie wszystko się zaczęło, skąd wszystko powstało, próżni.
PYTANIE: Jestem chłopakiem z farmy, wróćmy więc na farmę. Jeśli chodzi o ewentualne korzyści płynące z tego dla farmera, to czy słyszał pan o „kosmicznym przypływie” dra Hieronymusa?
DH: Czy o tym słyszałem?
PYTANIE: Czy słyszał pan o tym?
DH: Tak, owszem, słyszałem. Zna pan całość tego, jak oni to nazywają, radioniki?
PYTANIE: Ma patent na energię eloptyczną.
DH: A, pojęcie rezonansowych drgań Ziemi, pojęcie pól magnetycznych, pojęcie czasu – koncepcja systemu przekazu bez odległości i czasu. Chciałbym poinformować tych z państwa, których to interesuje, że NASA nauczyła się, że pobierając próbkę tkanki, na przykład z policzków astronauty, i umieszczając ja w czymś w rodzaju detektora kłamstw, może wiedzieć, kiedy astronauta przebywający poza Ziemią, nieważne jak daleko, przeżywa stres, ponieważ jego komórki, znajdujące się tu, na Ziemi, doświadczają go w tym samym czasie. Rzeczywiście to zrobili i udowodnili, ponieważ przekaz radiowy zajmuje godziny, zanim sygnał wróci, zanim się zorientują, o co chodzi, zanim wyślą sygnał z powrotem z instrukcją, co robić. Dzięki temu wiedzą dużo wcześniej, że jest w stresie, dokładnie w tym samym momencie, kiedy się to dzieje, mimo iż przekaz radiowy jeszcze do niego nie dotarł. Wiedzą, że istnieje możliwość natychmiastowego kontaktu między częścią ciała jakiejś osoby a nią samą. Mimo iż ta część jest odłączona od ciała, więź między nią i ciałem nad istnieje. Wiedzą o tym i dlatego pracują nad radioniką.
PYTANIE: Wiedziałem, że NASA stosuje tę technologię, kilka…
DH: Wiem, że bardzo ich to intryguje, że interesują się tym zjawiskiem, i tak to zostawmy.
PYTANIE: Ale czy znalazł pan coś, co mógłby wykorzystać farmer?
DH: Nie, żadnych tego typu rzeczy, poza jednym, że kiedy te pierwiastki są obecne, występuje bardzo wydajna produkcja rolnicza. Niech pan spojrzy na Hawaje i inne miejsc, gdzie jest dużo popiołu wulkanicznego i gleby wulkaniczne. Wszędzie tam występuje intensywna produkcja rolnicza. Wszystko rośnie jak na drożdżach, tak więc zdaję sobie sprawę, że te pierwiastki są konieczne dla istnienia bujnego życia. Wiem, że muszą być obecne. A jeśli zmiesza się je wszystkie, to, wie pan, one… ile razy pan słyszał, że kiedy analizuje się ludzkie ciało, kiedy dowiadujemy się, z czego dokładnie się ono składa, a potem mieszamy wszystkie te składniki we właściwych proporcjach, dodajemy wodę, gazy i całą resztę, a mimo to mieszanina nie ożywa. Ponieważ, wie pan, jeśli weźmie się te pierwiastki i włoży do czystej wody, a następnie podda działaniu powietrza, to zaczną one dosłownie się asymilować i formować długie polimery, które można zobaczyć i które reagują na światło, są one w rzeczywistości katalizatorami, które pobierają azot z powietrza, pobierają też dwutlenek węgla i asymilują w tych długich polimerach. Czy słyszał pan o tym człowieku z Kanady, który nazywa sie Gaston Naessens [Zainteresowanych Gastonem Naessensem i jego somatydami odsyłamy do artykułu dr Ralpha W. Mossa „Gaston Naessens i somatydy” zamieszczonego w 11 (3/2000) numerze polskiej edycji Nexusa – przyp. red.]. Otóż, odkrył on coś, co nazywa somatydami, drobne cząstki o wymiarach 0,6 do 1,8 angstrema. Musi pan wiedzieć, że rod ma 0,6 angstrema, zaś iryd 1,8 angstrema i że oba te pierwiastki znajdują się w ludzkiej krwi i stanowią to, co powoduje tworzenie struktur życia. Czy wie pan, że człowiek nazwiskiem Merkle z El Paso w Teksasie posiada „kryształy życia” i że jest to czyste złoto, tyle że on tego nie wie. Nazywa je ATP. Kiedy już się to wszystko wie, widzi się w tym wszystkim aspekty nauki, i wyjaśnianie tego wszystkiego, co się dzieje zaczyna mieć sen. Za ziołami kryje się prawdziwa nauk, podobnie jak za lekarstwami. W ziołach są substancje zdolne do leczenia AIDS i raka. Kiedy zaniosłem te substancję do Kliniki Mayo i przedstawiłem ją ich dyrektorowi do spraw badań, to wiecie, co mi powiedział… nie powiedział: „Dave, wydaje mi się, że oszalałeś”, nie powiedział też: „Dave, wydaje mi się, że jesteś lewus”, nie powiedział również: „Dave, jeśli zapłacisz postaramy się to opracować”, powiedział natomiast: „Dave, to jest nielegalne”! Kiedy zdamy sobie sprawę, że zadaniem kliniki Mayo jest zarabianie pieniędzy, to wszystko staje się zrozumiałe. Mają tam Radę Dyrektorów i zadaniem tej Rady jest robienie pieniędzy. Jeśli nie będą robili pieniędzy, nie utrzymają się na rynku. Wyleczanie ludzi z raka niewiele ich obchodzi, ich zadaniem jest leczenie raka, a nie wyleczenie z niego. I właśnie to robią. Wie pan co, nawet jak to będzie na taśmie, to niech sobie będzie, ostatecznie, tak mi powiedział, a potem chciał, abym podał m u nazwiska lekarzy, którzy ze mną współpracują dodając: ” Już dopilnuję, aby zajęły się nimi odpowiednie służby”. Tak, proszę państwa, tak mi powiedział. A ja mu na to: „Stokrotne dzięki, ale ja, tępy farmer, muszę już wracać do domu”. No i wyszedłem.
PYTANIE: Dziękuję bardzo za pańska prezentację. Osobiście uważam, że te nadzwyczajne zjawiska, o których pan mówił, są wiarygodne ze względu na doświadczenia, jakie ja i moi przyjaciele mieliśmy w przeszłości, i o jednym z nich chciałabym panu opowiedzieć, tym, które dotyczy przypadku, w którym moja bardzo bliska przyjaciółka doznała w pewnym momencie natychmiastowej teleportacji. Było to w sytuacji wielkiej potrzeby, chodziło o ocalenie życia jej dziecka. Całe życie poświęciła swojemu rozwojowi duchowemu i uzdrawianiu innych ludzi przy pomocy modlitwy. Znajdowała się w jednym końcu domu, w kuchni, i zauważyło, że jej małe dziecko jadące na dziecinnym trójkołowym rowerku znalazło się w pewnym momencie za wjeżdżającym tyłem do sąsiadów samochodem. Obróciła się, aby tam pobiec i momentalnie znalazła się przy oknie tamtego samochodu i zatrzymała go. Z kolei jej przyjaciółka wdrapywała się na ścianę w trakcie wspinaczki. Była sama, nie miała liny, żadnego wsparcia, niczego, i w pewnym momencie całkowicie się zaklinowała. Modliła się – ta pani również zajmowała się własnym rozwojem duchowym – modliła się żarliwie do Boga i nagle usłyszała głos, który powiedział: „Zdejmij czapkę i rzuć ją na ziemię” – i kiedy to zrobiła, okazało się, że w tym samym momencie stała już na ziemi razem z czapką. Tak więc w pełni akceptuję to wszystko, o czym pan mówił.
DH: Ale większość ludzi nie akceptuje. Sądzę, że powinniśmy doprowadzić to do etapu, w którym przestanie to być kwestią wiary, przestanie być zagadnieniem z zakresu wierzeń, w którym stanie się naukowo uzasadnionym, powtarzalnym zjawiskiem. I na tym polega moja praca, na znalezieniu wiarygodności i wyjaśnieniu zjawisk, które nie mają jak dotąd żadnego naukowego wytłumaczenia. Tak więc wszystko skłoni się w stronę świata nauki. Nie pójdzie w kierunku świata filozofii i religii, ponieważ nauce uda się to rozstrzygnąć w ciągu kilku lat, zaś religia stara się tego dokonać od 2000 lat i, niestety, całkowicie zawaliła sprawę. Zdaje sobie pani zapewne sprawę, że kościoły nie potraktują tego z entuzjazmem. Jeśli ktoś jednak pamięta zapisy z Biblii, to jest tam napisane, że można popełnić grzech przeciwko Bogu, można przeciwko Chrystusowi, i zostanie to wybaczone. Lecz istnieje jeden grzech, którego nie wolno popełnić – jest to grzech przeciwko Duchowi Świętemu lub ciału świetlistemu. A jest tak, ponieważ jeśli posiada się ciało świetliste, jest się „wyższym kapłanem”, a skoro tak, to wie się wszystko, a mimo to się grzeszy i to już jest niewybaczalne. W Biblii mówi się, że u krańca czasów będzie istniała nacja wyższych kapłanów, nie tych wybieralnych, i z tego właśnie względu należy dać to wszystkim tym, którzy poszukują prawdy. Dosłownie każdemu, kto chce i jest gotów otworzyć te drzwi i przejść przez nie, muszę dostarczyć tych kluczy. Nie oznacza to, że ci, którzy otrzymają klucze, muszą przejść przez te drzwi, niemniej muszę dostarczyć im kluczy, ponieważ kiedy już będą gotowi, muszą one być im dostępne. Musicie zdać sobie sprawę, że będzie to jedna z najpoważniejszych rozmów, jakie kiedykolwiek prowadziliście i będziecie prowadzili w swoim życiu, bo nie powinno się pewnych rzeczy przyjmować za lekko, jak czyni to wielu ludzi. „Ja jestem następny, ja jestem następny”. Nie tak, pomyślcie nad tym, przekonajcie mnie, że wiecie, o co wam chodzi, i że jesteście gotowi tego dokonać. Jeśli ktoś jest najbogatszym człowiekiem świata, znajduje się na łożu śmierci, umiera i ktoś mu mówi, że może żyć 800 lat, to ten ktoś odda ci wszystko, co ma. Co zyska, jeśli umrze? W ciągu następnych ośmiuset lat może przecież nadrobić to, co oddał, z nawiązką. A jeśli wszyscy będziemy musieli czekać do momentu zbliżającej się śmierci, zanim pojmiemy, o co tu chodzi. To dosłownie zmiana ludzkiej natury. Poważna decyzja. To jest bardzo poważna decyzja. Nie będziemy juz tymi ludźmi, którymi jesteśmy teraz. Ta decyzja wymaga bardzo poważnych przemyśleń, kontemplacji. No dobrze, kończmy, potem będą warsztaty… Przepraszam, widzę, że mamy jeszcze jedno pytanie. Słucham panią?
PYTANIE: Ciekawi mnie, w jak sposób doszedł pan do tego, że wibuti Sai Baby zawiera rod?
DH: Pewna pani z Phoenix miała tego trochę w torebce. Była tam, widziała go i oświadczyła mi, że to jest wibuti. Chodziło o to, żebym sprawdził, co to jest. No i okazało się, że jest to popiół, który powstał najwyraźniej w wyniku spalenia czegoś, że nie wziął się z jego rąk. Przyjrzeliśmy się temu pod mikroskopem i stwierdziliśmy, że jest tam popiół węglowy, ale cała reszta to był iryd. Wydaje mi się, że są jakieś rośliny, które rosną w Indiach, które kładą na poświęconych stosach, które palą się cały czas, nigdy nie gasnąc, i myślę, że to jest właśnie to, że wypalają z tego cały zawarty w tym węgiel. Potem biorą ten popiół i myją go w wodzie, w rezultacie czego pozbywają się soli alkalicznych, alkalicznych metali. Te rośliny maja bardzo wysoką zawartość irydu. Właśnie w ten sposób, moim zdaniem, to uzyskują. Tak uważam. Wiem, że Sai Baba utrzymuje, i wszyscy tak twierdzą, że ściąga go z powietrza. Otóż, jeśli tak jest, jego ciało musi być tak mocno nim przesycone, że dosłownie wydobywa się z jego rąk. To jedyne wytłumaczenie, jakie przychodzi mi do głowy, ponieważ jestem, możecie wierzyć lub nie, równie filozoficznie usposobiony, jak słowa, które wypowiadam. Naprawdę jestem bardzo ostrym krytykiem samego siebie.
PYTANIE: Dwa razy byłem w Indiach i od ostatniego pobytu tam minęło już sporo czasu. W roku 1978 spędziłem trzy miesiące z Sai Babą w dwóch głównych aśramach i wielokrotnie byłem blisko niego i widziałem, jak materializuje tylko wibuti, ale i inne rzeczy.
DH: To właśnie mówiłem, on wyczarowuje klejnoty, rzeczy wykonane ze złota…
PYTANIE: To, co czyni, ma duchowy wpływ na człowieka. Widziałem jak ludzie zmieniali się duchowo, umysłowo, fizycznie. Pewien człowiek wstał z wózka inwalidzkiego i nigdy już na niego nie wrócił, przynajmniej wtedy, kiedy tam byłem.
DH: Czy znał pan tego człowieka przedtem, widział pan, że on nie przyprowadził go ze sobą, chodzi mi o to, czy on nie chodził już przedtem?
PYTANIE: Nie, nie znałem osobiście tego człowieka.
DH: Widzi pan, jestem sceptykiem, muszę zadawać takie pytania, wie pan…
PYTANIE: Jednak ludzie, których poznałem na początku mojej podróży w jednym aśramie, po przeniesieniu do drugiego aśramu, powiedzieli mi, że się zmieniłem. Ja też wiedziałem, że się zmieniłem, ale nie zdawałem sobie sprawy, że to jest widoczne dla innych ludzi. Wydaje mi się, że to, co on robi, rzeczywiście wpływa na życie innych. Potem, kiedy się zobaczy, jak materializuje wibuti, zaczyna się wierzyć w cuda, jeśli przedtem się w nie wierzyło. Tak więc z tego powodu, wierzę teraz w to, co pan odkrył…
DH: To jest proste dla tych, którzy nie są fizykami i nie rozumieją tego, o czym mówię. John Hagland, który jest szefem wydziału fizyki na Międzynarodowym Uniwersytecie Maharischi [Maharischi International Uniwersity; w skrócie MIU] w stanie Iowa, ten który startował w wyborach prezydenckich, niektórzy muszą go pamiętać, startował w wyborach z ramienia Natural Law Party [Partia Naturalnego Prawa]… Otóż spotykałem się z nim przez trzy dni na MIU, gdzie dyskutowaliśmy na różne tematy z zakresu fizyki oraz o wielu innych sprawach, które się z tym wiążą. Następnie udał się do jogina Maharishy Mahesha, który ma stopień naukowy z fizyki, i usłyszał: „To jest coś, co pozwoli nam żyć tysiąc lat”. Maharischi nigdy nie był zwolennikiem zachodnich technologii, dopóki nie usłyszał o tym. Oświadczył: „To jest to”. Słuchajcie państwo, muszę przejść przez całość procesu testowania. Muszę sam to zobaczyć. Muszę dojść do etapu, kiedy zostanie to potwierdzone niezależnie przez innych ludzi. No tak, ale już teraz widziałem wystarczająco dużo. Cały czas zastanawiam się, czy to wszystko jest prawidłowe, ale jak dotychczas wszystko pasuje. Tak więc, wiecie, państwo, mam jeszcze około miesiąca lub dwóch, zanim wszystko sprawdzimy na przykładzie tego pierwszego człowieka, ale już teraz wydaje mi się, że to poważna sprawa. Dziękuję państwu za uwagę.